Zakazana góra. Gangkhar Puensum nie dla wspinaczy

Widok na szczyt Gangkhar Puensum /Wikimedia Commons /domena publiczna
Reklama

Gangkhar Puensum to najwyższy szczyt Bhutanu i najwyższa góra świata, niezdobyta dotąd przez człowieka. Od lat wspinanie na jej wierzchołek jest jednak zakazane i nic nie wskazuje na to, żeby władze tego niewielkiego lecz dumnego narodu miały w najbliższym czasie zmienić swoje postanowienie.

Nie ma nic dziwnego w tym, że alpinistów przez pokolenia najbardziej ekscytowały góry najwyższe. To dlatego przez kilkadziesiąt lat - z przerwą na II wojnę światową - głównym celem najlepszych wspinaczy świata były ośmiotysięczniki.

Era podboju rozsianych w Himalajach i Karakorum kolosów rozpoczęła się 3 czerwca 1950 roku, z chwilą gdy Francuzi Maurice Herzog i Louis Lachenal stanęli na wierzchołku Annapurny, a dobiegła końca czternaście lat później, wraz z udaną chińską ekspedycją na Sziszapangmę. 

Magia ośmiu tysięcy metrów

Kiedy wszystkie szczyty z ósemką z przodu znalazły już pierwszych zdobywców, pojawili się ci, którzy zapragnęli zdobyć je zimą (jak ekipa Andrzeja Zawady na Evereście w 1980 roku i późniejsze reprezentacje “lodowych wojowników"), zaatakować dziewicze wierzchołki poboczne gór najwyższych lub zmierzyć się z wysokimi siedmiotysięcznikami.

Reklama

I tu pojawia się wreszcie Gangkhar Puensum. 

Góra tajemnicza, bo od lat niedostępna, ale o tyle interesująca, że wznosi się 7570 metrów nad powierzchnię morza, czyli - jeśli jej wysokość obliczono zgodnie ze sztuką - pozostaje najwyższym szczytem, na jakim nie stanęła dotąd ludzka stopa.

Sęk w tym, że nic nie wskazuje na to, by w najbliższej przyszłości ten stan rzeczy miał się zmienić. Od niemal trzech dekad góra pozostaje bowiem zamknięta dla wspinaczy.

Zagadka dla alpinistów i geografów

Himalaje Bhutanu, jak i sam kraj, już w pionierskich dla wypraw wysokogórskich latach były niedostępne - lub w najlepszym wypadku trudno dostępne - dla wspinaczy. 

Z okresu pierwszych poważniejszych wypraw w Himalaje, a więc sprzed II wojny światowej, w tym regionie świata można mówić właściwie tylko o zdobyciu Chomolhari (7315 m) przez duet Frederick Spencer Chapman - Pasang Dawa Lama.

Góry, pisali Zbigniew Kowalewski i Janusz Kurczab w “Na szczytach Himalajów", pozostawały zagadką nie tylko dla alpinistów, ale też dla geografów. Pierwsze dokładniejsze mapy naszkicował dopiero w latach 60. prof. Augusto Gansser. 

Na najwyższy szczyt Bhutanu zorganizowano łącznie zaledwie kilka większych wypraw. W połowie lat 80. bliscy powodzenia byli Brytyjczycy. Prowadzona przez Steve’a Berry’ego ekspedycja już witała się z wierzchołkiem, jednak załamanie pogody i potężna burza przegoniły wspinaczy z powrotem do bazy. Na więcej nie pozwoliły też władze.

Siedziba bogów i duchów

W 1994 roku rząd Bhutanu zakazał wspinaczki na góry wyższe niż 6000 metrów. Decyzję tłumaczono ochroną świętości i wierzeń lokalnych mieszkańców, uznających góry wysokie za siedzibę bogów i duchów. 

Rzeź himalaistów. Potworna zbrodnia pod Nanga Parbat

Dziewięć lat później przepisy zaostrzono, zabraniając jakiejkolwiek aktywności wspinaczkowej w Himalajach Bhutanu. Jako przyczynę wskazano brak odpowiednich służb krajowych, przystosowanych do przeprowadzania akcji ratowniczych w górach. Ewentualna pomoc, w razie problemów wspinaczy, mogłaby nadejść z Indii ze znacznym opóźnieniem.

Wiele wskazuje więc na to, że Gangkhar Puensum jeszcze długo zachowa swój dziewiczy charakter, chyba że władze Bhutanu diametralnie zmienią spojrzenie na wspinaczkę, turystykę wysokogórską i kwestie duchowe. 

Najwyższy z legalnych szczytów

Wobec politycznej blokady na Gangkhar Puensum, najwyższym szczytem legalnie dostępnym dla wspinaczy, a wciąż niezdobytym, pozostaje Muchu Chhish. Znajdujący się w Karakorum w Pakistanie wierzchołek ma 7452 m wysokości.

Być może już niedługo znajdzie pierwszych zdobywców. Mimo ograniczeń podróżniczo-logistycznych związanych z pandemią koronawirusa, która storpedowała plany wielu alpinistów, w połowie sierpnia do Islamabadu wyruszyła wyprawa z Czech.

Pozostaje życzyć jej uczestnikom powodzenia.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Dariusz Jaroń
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy