Apokalipsa czy reinkarnacja? Wybór należy jedynie do Ciebie!
Ostatnimi czasy różne środowiska wykorzystują poczucie powszechnego chaosu we własnym interesie. Odcinam się grubą kreską od takiego podejścia i zamierzam przyjrzeć się izolacji od strony wdzięczności za szansę.
Już widzę co najmniej zdziwienie, a może nawet oburzenia w odniesieniu do ostatniego zdania. I w tym miejscu pozwolę sobie uciąć to na pniu. Nie dbam o opinię na własny temat, co więcej, wnoszę nawet, że niepochlebne nastawienie spowoduje przeczytanie tego to, co mam do powiedzenia, do końca. Moim celem jest podzielenie się własnymi spostrzeżeniami, które natchną Ciebie bądź zmotywują do użycia nieco innej soczewki odbioru obecnej sytuacji.
Dziś mija dokładnie miesiąc, od kiedy mój dotychczasowy świat zaczął się być nie tak kontrolowany – w porywach nawet monotonny – jak bym sobie tego życzyła. Właśnie ta perspektywa czasowa natchnęła mnie do spokojniejszej refleksji nad zaistniałą sytuacją. Doniesienia o sytuacji epidemiologicznej z Chin czy Włoch, odwoływaniu lotów, brak określonych artykułów w sklepach i płynów antybakteryjnych wzbudzały odczucie pewnej paranoi, a nawet swojego rodzaju wyparcie. Lecz gdy wieczorem pierwszego dnia długo oczekiwanych wakacji dostaliśmy mail z informacją „zamknięci do odwołania”, po tygodniu zaś dokumenty o przejściu na bezpłatny urlop, był to punkt zwrotny. Komunikat w mózgu: „To raczej na długo...” Takie uczucie, jak gdyby dostajesz list z informacją, że masz raka i należy zdecydować, w jaki sposób zagospodarować czas, który Ci pozostał. Z życia, z literatury, z filmów możemy się dowiedzieć o tym jak inni sobie z tym radzą. Nie mówię teraz o psyche... lecz o decyzjach.
To, na co na wstępie chciałabym zwrócić uwagę, to właśnie to zapytanie, dlaczego jedynie w obliczu realnego zagrożenia (raka, lufy pistoletu przy Twojej skroni etc.), zastanawiamy się nad tym co robimy?
Dlaczego uważamy, że będziemy życz wiecznie?
Dlaczego gonimy za czymś, co może nigdy nie nadejść, ignorując tu i teraz?
Problemy, codzienna rutyna, rachunki, plany na bliższą i dalszą przyszłość... Tak bardzo zapędziliśmy się w tym wszystkim, że zapomnieliśmy o życiu. Myślimy, że gdy będziemy w posiadaniu nowego telefonu (samochodu, domu na plaży etc.), to wreszcie będziemy szczęśliwi. Tylko, że w międzyczasie, może się zdarzyć, że te pieniądze należy wydać na bardziej naglący cel i Twoje „szczęście” oddala się. Gdy dostaniemy awans w pracy czy spotkamy wymarzonego partnera, nareszcie poczujemy, że żyjemy. Tę listę mogłabym powielać w nieskończoność, wszak wszędzie tym wspólnym mianownikiem będzie fakt, że w każdej z tych sytuacji uzależniamy swą radość, spełnienie od czynników zewnętrznych. Że spotka nas to w jakiejś bliżej nieokreślonej przyszłości, w jakimś dziwnym odcinku czasu o nazwie „kiedyś”, który ciągle gdzieś umyka.
Po fali wiadomości o zagrożeniu i włączeniu w swoją codzienność takich kwestii, jak mycie rąk, używanie maseczek, zachowanie dystansu społecznego, po odruchowym już używaniu chusteczki, gdy chcemy nacisnąć przycisk zmiany świateł, po uzmysłowieniu sobie, gdzie, jakie, ile i które produkty możesz kupić, nadszedł czas opanowania nowej rzeczywistości. Przynajmniej ja tak to dziś odbieram. Najgorsze, chaos, już za nami. Uczymy się nowych ról, jak szczury w klatce, wypracowujemy rutynę samoizolacji. Kwarantanna trwa na tyle długo, że już nie patrzymy na nią jak na nieplanowane „wakacje”. W pewnym momencie, gdy dotychczasowe nawyki wyczerpują swoją moc sprawczą dostarczenia określonych bodźców, zaczyna się cisza i nuda... Życie zwolniło i to jest pierwszy powód, za który jestem wdzięczna.
Cisza i nuda... Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że człowiek na określonym szczeblu duchowym nie nudzi się nigdy. Sporo w tym prawdy, zawsze się znajdzie coś do robienia. Mówię jednak o nieco innych odsłonach nudy. Nie od dziś wiadomo, że np. nawet dziecko potrzebuje nieco nicnierobienia, gdyż to wzmaga fantazję, kreatywność. Określony jej poziom działa jako siła sprawcza podejmowanych działań, wypełnienia pustki, spróbowania się w czymś nowym, cisza zaś pozwala dotrzeć do tajemnicy, podświadomości, pragnień w czystej postaci, refleksji. Podobnie jak medytacja, gdy jesteś sam na sam z własnymi fluidami, myślami, strumieniem energii. Przy sprzyjających warunkach, samoizolacja daję Ci tę możliwość, za którą znów dziękuję.
Obserwuję ludzi dookoła, rozmawiam z własnym otoczeniem i chyba nigdy w tak dużym natężeniu nie słyszałam kwestii zagubienia, autorefleksji, a co ciekawe – nie większych planów. Większość z nas rozumie, że po wydarzeniach dnia dzisiejszego świat już nigdy nie będzie taki sam. A czy my będziemy? Nie sądzę. Zachęcam nawet do potraktowania tego okresu, zwłaszcza w przypadku osób pracujących zdalnie, jako czasu głębszej samoświadomości. By móc odpowiedzieć sobie kim będę po tym doświadczeniu, jak zmienią się (lub nie), moje priorytety.
Powszechnie wiadomo, że jeśli chcesz zmienić świat, powinieneś zacząć od siebie. Kolejna kwestia – możemy się dzielić z innymi jedynie tym, co mamy w nadmiarze. Jestem za tym, by obdarowywać się miłością, wdzięcznością i szczęściem. Satysfakcja z życia, zdrowe i harmonijne relacje z otoczeniem są niemożliwe bez doceniania siebie, bez zgody z własnym jestestwem.
Czym zatem jest miłość do siebie, a szerzej świadomość własnej wartości? Proponuję nieskomplikowaną praktykę, jako początek, przyczynek, do samoświadomości.
1. Miłość – to zainteresowanie doskonaleniem się, rozwojem. Człowiek, który kocha siebie czerpie z każdego dnia, wykorzystuje sposobność, by codziennie uczyć się czegoś nowego, doświadczać rożnego rodzaju podniet, które sprawiają, że idąc spać uświadamiasz, że ten dzień miał wartość, wniósł coś niepowtarzalnego.
2. Zacznij robić to, co czynią ludzie kochający siebie (forma fizyczna, wygląd, zajęcia, rozwój duchowy). Z pewnością we własnym otoczeniu masz ludzi, który są dla Ciebie inspiracją w jakimś obszarze. Rozmawiaj z nimi, podążaj ich przykładem, rozwijaj własne umiejętności. Otaczaj się ludźmi z pasją, próbuj nowych rzeczy, pokonuj osobiste bariery, smakuj, a jeśli zabraknie Ci motywacji, siła grupy i wsparcia, szybko postawi do pionu.
3. Sporządź listę rzeczy, które robisz z miłością. Wiadomym jest, że jeśli odkładamy coś na kiedyś, nawet, jeśli są to rzeczy odbierane jako ogólnie pożądane, kwestie te nie stanowią dla nas większej wartości. Może jedynie na obecnym etapie zrozumienia, świadomości, życia, ale nie. I odwrotnie. Gdy zastanawiasz się, co jest dla Ciebie ważne, znajduje się w górnej części listy priorytetów - obserwuj, na czym koncentruje się Twoja uwaga, w jakim obszarze lokujesz własną energię, nawet wówczas, gdy dysponujesz ograniczoną ilością czasu. Ułóż wykaz rzeczy, aktywności, które robisz z miłością, do czego lgnie dusza i się nie zmuszasz do działania. Praktykuj je i napełniaj się radością życia.
4. Zadawaj sobie pytanie: „Czy to, co robię w tej chwili, czynię z miłości do siebie czy też nie?” Proponuję wyznaczyć sobie określony dzień, ustawić timer np. co 60 minut, zaś po ich upływie poświęcić chwilę na zapisywanie odpowiedzi, myśli, określenie obecnie przeżywanych emocji. Będziesz zaskoczony, jak wiele się o sobie dowiesz. Pójdź nieco dalej i zadaj sobie to pytanie w odniesieniu do każdego z głównych obszarów życia. Przeanalizuj powstałą listę.
5. Wypisz wszystko, co już osiągnąłeś! Dzięki efektowi synergicznemu zauważysz, jak wartościową jesteś osobą.
6. Stwórz listę problemów, wyzwań i sytuacji, z których wyszedłeś obronną ręką. To ćwiczenie pozwoli Ci również uzmysłowić jakie cechy charakteru i przymioty pomogły w pokonaniu trudnych sytuacji, a może ukazały ograniczenia do pokonania.
7. Zastanów się nad tym, co robisz nie z miłości do siebie. Każdy z nas posiada szereg cech, nawyków, sposobów reagowania na zdarzenia, które ze biegiem czasu mogą przerodzić się w regularnie powielany schemat. Rutyna, lenistwo, brak odwagi opuszczenia strefy, niewystarczająca motywacja etc. sprawiają, że nawet nie zadajemy sobie trudu przejrzeniu się tej sytuacji. Szczere, niekiedy nawet bolesne uświadomienie sobie problemu, spojrzenie w oczy własnym demonom, jest punktem zwrotnym do zmiany (temat zmiany zostanie poruszony w kolejnym artykule).
8. Zaprogramuj swój mózg od nowa. Zagadnienie braku miłości do siebie jest kwestią wielopłaszczyznową i bynajmniej nie stanowi tematu niniejszego ćwiczenia. W tym miejscu chciałabym skoncentrować się na tym, jak sami siebie widzimy, oceniamy, myślimy o sobie. Niejednokrotnie samodzielnie, często nieświadomie, obniżamy własną wartość. Co gorsza, marnotrawimy cenny czas na porównywanie się do innych, niejednokrotnie z wynikiem niepochlebnym. Jest to w równym stopniu bezsensowne zajęcie, jak próba ugryzienia własnego łokcia. :) Jeżeli już, to powinniśmy porównywać się jedynie do siebie „z wczoraj”. Ujawni to ewolucję bądź regres. Lecz do sedna. W tym zadaniu zachęcam do przyjrzenia się negatywnym opiniom o „sobie kochanym”, podszeptywanym przez własny mózg. Kolejnym etapem będzie ich przeredagowanie na stwierdzenia nacechowane pozytywnie. Np.: „Nic nie potrafię” zamieniamy w „Przy odrobinie samozaparcia i czasu jestem w stanie opanować każdą istotną dla mnie dziedzinę” etc. „Jestem gruba” - „Weryfikacja planu żywieniowego oraz ćwiczenia 2 razy w tygodniu pozwolą mi lepiej poczuć się we własnym ciele”. Głośno przeczytaj powstałą listę, wkładając w to emocje, zachęcając mózg do przyjęcia innej perspektywy, jak również motywując się do działania.
9. Stwórz swój „idealny” obraz! Nasz wygląd, styl ubierania się, postawa, to nie tylko sposób prezentowania siebie na zewnątrz, lecz także, a może przede wszystkim, miernik tego jak dbamy o siebie. W tym miejscu chciałabym podkreślić określenie „dbamy”. Ile jesteśmy warci dla siebie samych, czy i w jakim stopniu troszczymy się o siebie. Jest to wynik tego, jak czujemy się we własnej fizyczności. Czy przejawem miłości jest objadanie się tłustym posiłkiem bądź podjadanie w nocy, by rano obudzić się z wyrzutami sumienia? Gdy zauważysz na ulicy piękną dziewczynę w modnej sukience, garbiącą się jak pod ciężarem 50-kilogramowego worka, sądzisz, że siebie kocha? Wbrew pozorom nasza kondycja psychiczna – a co za tym idzie poziom zadowolenia z życia – jest nierozerwalnie powiązana z własną cielesnością. Za harmonią wymiany energii pomiędzy ciałem i umysłem stoi dbałość, miłość do siebie. Pod określeniem własnego idealnego obrazu kryje się nie niedościgniona piękność po obróbce zdjęć, dziewczyny, jak z kserokopiarki, produkt inwazyjnych zabiegów chirurgicznych. Bynajmniej. Mam na myśli realny, świadomy wizerunek własnego fizis. Wzór, motywacja są niezbędne, lecz niech nie przekraczają on granic rozsądku. Gdy staniesz się kimś innym, kto wówczas będzie Tobą? Przejrzyj się w lustrze, realnie oceń swoją kondycję fizyczną. Zwróć uwagę na sposób odżywiania się. Czy i w jakim stopniu to, czym zasilasz swój organizm? Czy odpowiada to jego potrzebom? Nad czym wypadałoby popracować, by wizerunek własnego ciała bardziej mnie zadowalał? A może czas poszperać w szafie i zastanowić nad tym, czy ten wizerunek odzwierciadla moja osobowość? Eksperymentuj z dodatkami, kolorem włosów etc. Pomysł, cel, zmiana - potrafią zdziałać cuda w zakresie akceptacji oraz miłości do siebie.
10. Zacznij analizować swoje czyny. Poświęć kilka minut pod koniec dnia. Oczami wyobraźni omieć wszystko, z czym przyszło Ci się zmagać. Zastanów się nad czynnościami, postępowaniem, które nie zostały podyktowane miłością do siebie. Co w takiej sytuacji należałoby zrobić?
Być może przywołana praktyka wydaję się nieco czasochłonna, lecz niesłusznie. Analiza początkowa wymaga nieco wysiłku, zaś następna weryfikacja będzie się odbywała niejako automatycznie. Poświęcony czas jest niczym w porównaniu do zmiany sposobu myślenia oraz radości, płynącej ze świadomości siebie.
Codziennie, zanim pójdziesz spać, głośno określaj trzy rzeczy, za które dziś jesteś wdzięczny. Już po kilku dniach zauważysz, że poziom Twego samopoznania i zadowolenia z życia wzrósł nie do poznania.
Autor: Lila Ejsmondt / Fot. Pixabay