Dilerzy, psychoterapeuci i gadające lodówki
Gdy miałem 11 lat świat był inny, inni byli ludzie, albo inaczej - inne były ich niepokoje. Odleglejsze. Nie umiem sobie przypomnieć sytuacji, w której ktokolwiek z moich rówieśników powiedziałby, że nie ufa ludziom. Tak było dawno. Potem, gdy miałem 21 lat, czułem, że świat w dalszym ciągu jest całkiem fajnym i ciekawym miejscem, że warto tu być, warto marzyć i planować przyszłość. W jakiś sposób wierzyłem, że możemy dołożyć cenną cegiełkę i że nadchodzi "nasz czas". Że będzie dobrze. To było 20 lat temu.
Dziś połowa polskich jedenastolatków przyznaje, że nie ma w swoim otoczeniu osób, którym ufa. Z kolei moi studenci z rozbrajającą szczerością podczas jednej z dyskusji przyznali, że dobrze to już było i świat nie zmierza już dalej ku lepszemu. Rodzice - ci mieli "swój czas", a my odziedziczyliśmy po nich "zepsuty świat". Sypie się na wszystkich frontach - od polityki, przez gospodarkę, po ekologię. Weszliśmy w schyłek dziejów i nawet nie wiemy, czy warto mieć dzieci.
Te słowa mnie przeraziły.
Zawsze sądziłem, że zrzędzenie to domena staruszków, ale okazuje się, że bolesna weryfikacja marzeń w dzisiejszych czasach zaczyna się już w podstawówce. Jednocześnie ze świecą szukać przyjaciela - co również potwierdzają coraz liczniejsze raporty. Myślę, że te zjawiska - czarnowidztwo i samotność - są ze sobą nierozerwalnie związane i że jeśli nie możemy własnymi siłami naprawić świata to przynajmniej zacznijmy naprawiać swój stosunek do niego - szukając przyjaźni.
Trend jest bardzo prosty - rynek z chęcią odpowiada na różne potrzeby i chętnie zaoferuje także usługę przyjaciela. W Japonii przyjaźnią się już z nami meble i lodówki. Witają domowników i cieszą się na ich widok. Zanim dotrze do nas moda na takie nowinki minie trochę czasu. Na razie radzimy sobie inaczej. Są zasadniczo dwie grupy, które koją samotność za ciężkie pieniądze. Pierwsza to psychoterapeuci a druga to dilerzy. I o ile nikomu nie odradzam dobrej psychoterapii, to w obu przypadkach można być pewnym, że mocno odchudzi to portfel.
Tymczasem okazuje się, że szczera rozmowa z przyjacielem poprawia nastrój w stopniu podobnym jak rozmowa z dobrym psychoterapeutą. Nie jest to może fachowa pomoc (choć co to takiego ta "fachowa pomoc", gdy nam w życiu po prostu źle?), ale w dalszym ciągu jest to doskonała profilaktyka i świetna inwestycja w przyszłość. Dobra rozmowa odświeża umysł, pozwala spojrzeć z innej perspektywy, pozwala na podjęcie lepszych decyzji i co najważniejsze - daje nam świadectwo, że jesteśmy dla kogoś ważni. Że z naszymi problemami nie tkwimy w pustce.
Prowadziłem kiedyś warsztaty dla młodzieży skoncentrowane właśnie na sile przyjaźni. W pewnym momencie padło pytanie, którego do dziś nie zapomnę: jak znaleźć przyjaciela? Poczułem wówczas, że młodzi ludzie faktycznie mogą czuć się dziś znacznie bardziej samotni, niż miało to miejsce dawniej i chyba nie ma sensu w tym momencie rozważać, jakim sposobem świat zawędrował do tak "nieprzyjaznego" punktu swoich dziejów.
Z pomocą przyszła dziewczynka, która przyznała, że mocno zaprzyjaźniła się ze swoją koleżanką, gdy razem... było im smutno. Pomyślałem, że w świecie, który każe nam naokoło bombardować wszystkich lansem i świetnym samopoczuciem, to jedna z najlepszych strategii. Pomyśl, komu możesz opowiedzieć o swoich troskach - powiedziała. A ja dodałem: odpowiedz sobie, czy masz jakieś pasje, które gotów jesteś współdzielić z innymi ludźmi. Jeśli tak - jesteś już na dobrej drodze do pogłębienia swoich relacji z nimi.
Skąd pewność, że warto i w ten sposób?
Być może słyszałeś kiedyś o poznańskim Pyrkonie - to wielkie święto fanów fantasy i science-fiction. Na kilka dni centrum miasta zamienia się w mekkę bohaterów z innych światów. Prawdziwą ekstazę przeżywają tam fani gier, literatury, komiksów. Zjeżdżają się cosplayerzy. Poznańskie hale targowe eksplodują feerią oferty dla takich ludzi. Prawdziwe żniwa. Zawitałem tam niegdyś z małym wykładem na temat zapomnianych plemiennych instynktów, które przy takich okazjach radośnie odżywają.
Zobaczyłem wówczas mnóstwo szczęśliwych ludzi, którzy pochłonięci są tym, co robią. Wielu z nich widziało się tam po raz pierwszy w życiu - w końcu były to tysiące osób, które zjechały się z całej Polski. A jednak roztaczał się nad nimi parasol wspólnych pasji i doświadczeń. Nikt nikogo nie hejtował, nikt nie obśmiewał, wszystkie dziwolągi, geeki i freeki współgrały w tonacji tolerancji i wzajemnej akceptacji. Przyszło mi wtedy do głowy, że w tej grupie psychoterapeuci i dilerzy nie mieliby kompletnie nic do roboty. Ale jest to wyjątek od reguły a nie zasada.
Nie zapomnę, jak pod koniec któregoś roku akademickiego zorganizowałem grupowe oglądanie reportaży moich studentów, w jednym z poznańskich pubów. Spotkaliśmy się tam po zajęciach i spędziliśmy na swobodnych dyskusjach cały wieczór. Po wszystkim podeszło do mnie kilka osób i podziękowało za taki pomysł - bo jeszcze nigdy nie byli taką grupą na mieście (a studiowali razem od kilku semestrów). Zdumiało mnie to wyznanie, bo w czasie moich studiów imprezowało się często i gęsto. To co robicie po zajęciach? - spytałem naiwnie. Pracujemy - odpowiedzieli - chodzimy na staże, zdobywamy doświadczenie, uczymy się.
Z jednej strony - słusznie. Ale zawsze powtarzam, że jeszcze zdążymy się w życiu napracować a uczyć prawdopodobnie będziemy się do emerytury, jeśli nie dłużej. Czasu na przyjaźnie może nam jednak zabraknąć a jest to jedna z tych rzeczy, których żałują ludzie mający za sobą całe życie a przed sobą już tylko oczekiwanie na zgon.
A my? Przed nami na szczęście kolejne wakacje - dlatego zaplanujmy je z przyjaciółmi.