Piwne koneserstwo, czyli odrobina snobizmu

Jeśli w mieście średniej wielkości powstaje pub o nazwie "Koneser", to coś musi być na rzeczy. Tworzy się nowa kultura picia piwa, czego jaskrawym dowodem jest zmiana znaczeniowa zwrotu "idę na piwo".

Jeśli zboczysz ze ścieżki wyznaczane przez wielkie koncerny, czeka cię wiele przygód...
Jeśli zboczysz ze ścieżki wyznaczane przez wielkie koncerny, czeka cię wiele przygód...123RF/PICSEL

Dla środowiska zrzeszonego wokół kilku popularnych forów dyskusyjnych o piwie stwierdzenie, że kultura picia piwa w naszym kraju ulega od kilku lat przemianie, jest tak samo świeże jak mrożone kalmary w lodówce Tesco dla mieszkającego w Polsce Włocha. Jednak gdy mówimy o masach, mitycznym "statystycznym konsumencie", sprawa ma się inaczej.
U nich wciąż płonie wieczny ogień przekonania, że nie ma nic lepszego od zimnej puszki Tyskiego lub Żubra do grillowanej karkóweczki. Że nic tak nie uprzyjemnia sobotniego seansu przed telewizorem ustawionym na Eurosport, jak spocona butelka Heinekena. Ale zostawmy tych piwnych troglodytów, tych dużych chłopców błądzących we mgle, zagubionych w alejkach hipermarketu ze zgrzewką Tatry w wózku.

Żywe drożdże pracujące w butelce
Powstawanie miejsc, w których nie uświadczymy koncernowych marek to znak naszych czasów. Naszej aksamitnej rewolucji, która zaczęła się kilkanaście lat temu wraz z wypuszczeniem przez browar Amber piwa Żywe - pierwszego dostępnego w całym kraju niepasteryzowanego piwa z żywymi, pracującymi w butelce drożdżami, o zaledwie miesięcznym terminie przydatności do spożycia.

Dziś możesz spokojnie wejść do takiego pubu i wybrać jedno z kilkudziesięciu piw regionalnych, polskich i zagranicznych. Możesz zamówić czeskiego Bernarda lub Primátora, albo jasne Raciborskie czy zielone z Witnicy, prosto z beczki. Przebierać w piwach ciemnych, lagerach, pszeniczniakach, koźlakach, porterach. A dla swojej kobiety zamówić piwo owocowe lub czekoladowe.

Piwo jak szampan z truskawkami?
Jeśli wybór trochę cię przytłacza, porozmawiaj z barmanem. To nie będzie pętak, który dorabia na studiach i ledwo umie nalać do plastikowego kubka Lecha bez piany. Będzie to człowiek, dla którego piwo jest pasją, który wie, jak się wymawia "ale" i co znaczy skrót "IPA", do jakiego szkła nalać żytnie, a do jakiego stouta, który gatunek polecić wielbicielowi goryczki, a który zwolennikowi słodkości. To będzie facet, z którym pogadasz nie tylko o najbliższym meczu, ale również o nowych "waflach" z twojego ulubionego browaru. I kobietach, które nawróciły się na piwo. Bo piwo może być jak szampan z truskawkami - a dobrze wiemy, jak na panie działa takie połączenie.

Okej, ale o co ten hałas - powiecie - piwo to piwo i nieważne, kto je produkuje, zawsze smakuje z grubsza tak samo. A teraz powiedzcie to samo o winie. Wino to wino, sfermentowane winogrona, każde smakuje tak samo. Nie brzmi dobrze? Bo nauczyliśmy się już, nawet jeśli pijemy wino okazjonalnie i zwykle jest to bułgarska Kadarka, że winiarstwo to sztuka. Że są różne szczepy winogron, że wytrawny smakosz potrafi w łyku wina wyczuć tak różne smaki, jak owoce, torf, pieprz, czy... szparagi. A piwo to piwo, prawda?

Nie.

Świat stanie się piękniejszy, choć będziesz całkiem trzeźwy

Radar

Autor prowadzi bloga Teraz Piwo!

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas