Robert Lewandowski: Nie jest łatwo być piłkarzem
Jaki prywatnie jest Rober Lewandowski? Ile zarabiał jako młody piłkarz? Jak poznał swoją narzeczoną, Annę Stachurską i gdzie odbędzie się ich ślub? Zapraszamy do lektury fragmentów książki "Lewy - sylwetka piłkarza". Przed wami pierwsza z trzech części.
Wszyscy, którzy znają Roberta Lewandowskiego prywatnie, zgodnie podkreślają, że jest on człowiekiem skromnym i spokojnym, a sukces w ogóle go nie zmienił. "Lewy" nie lubi mówić o swoim życiu osobistym - o związku z Anną Stachurską, planowanym ślubie czy też ewentualnej zmianie barw klubowych - za to często bierze udział w różnorakich akcjach charytatywnych, z których dochód przekazywany jest potrzebującym (chorym lub ubogim dzieciom czy kontuzjowanym sportowcom).
Tak było między innymi z włączeniem się w akcję "Szlachetna Paczka" w 2012 roku - Lewandowski, Błaszczykowski i Piszczek przygotowali podarunek dla samotnej matki wychowującej sześcioro dzieci. "Każdy chce pomóc rodzinie w potrzebie, by zaczęła radzić sobie w życiu, uwierzyła w siebie i we własne zwycięstwo"*, stwierdził wówczas piłkarz. Zawodnik doskonale wie, co mówi, bo rodzina jest dla niego jedną z najważniejszych wartości. Poza tym rodzice "Lewego" zaszczepili w nim sportową pasję i wiarę w to, że samozaparciem i pracą można osiągnąć sukcesy, dlatego Lewandowski czynnie wspiera młodych adeptów futbolu.
"Co jakiś czas odbywają się cykliczne spotkania naszych zawodników z Robertem i jeśli jest dyspozycyjny, to przychodzi do klubu. Rozmawia i gra z młodymi zawodnikami. Są to bardzo miłe chwile, które doceniamy" - mówi trener Varsovii, Krzysztof Sikorski.
"Miło słyszeć, że jestem idolem młodych piłkarzy. Jednak aby być dobrym zawodnikiem, trzeba ciężko pracować. Wiadomo, że przychodzą ciężkie chwile - ja też takie przeżywałem - ale nie można się załamywać. Trzeba również pamiętać, że piłka nożna to bardzo dużo wyrzeczeń i bardzo dużo pracy. Każdemu się wydaje, że życie zawodnika jest łatwe. Jednak tak naprawdę takie nie jest, bo presja i oczekiwania są ogromne" - tak w Pytaniu na śniadanie Lewandowski opowiadał o życiu zawodowego piłkarza, przed którym wciąż stawiane są nowe wyzwania.
Śmierć ojca Roberta była ciosem dla całej rodziny. Krzysztof Lewandowski zmarł, gdy przyszły snajper Borussii miał zaledwie szesnaście lat. Od tamtej pory to na Robercie spoczęła odpowiedzialność za mamę i starszą siostrę, Milenę.
"Po śmierci ojca spoważniał, zaczął planować, myśleć o tym, co zrobić, by mi pomóc, także finansowo" - wspomina Iwona Lewandowska.
Jacek Grembocki dodaje: "Mama była praktycznie na każdym jego meczu. Robert w młodym wieku stracił tatę, a wiem, że w takiej sytuacji bardzo trudno się odnaleźć. Był człowiekiem ukierunkowanym na zostanie piłkarzem, a mama ciągle go w tym wspierała. Była wyjątkowa, bo musiała też zastąpić mu tatę, i zawsze była przy nim".
"Lewy" wiele razy podkreślał, jak ważne było dla niego wszystko, czego nauczył go ojciec, dlatego teraz to jemu dedykuje strzelone bramki, bo wierzy, że ten wciąż nad nim czuwa. "Po tym, co się stało, wiedziałem, że muszę szybko wydorośleć i stać się tym mężczyzną, który w domu będzie miał najwięcej do powiedzenia. Te wydarzenia w jakiś sposób mnie ukształtowały", mówił w programie Pauliny Czarnoty-Bojarskiej Czempioni w Plusie. Na początku zarabiał niewiele - w Delcie otrzymywał zaledwie tysiąc złotych miesięcznie.
Dziś ma na koncie miliony, jednak wciąż jest skromnym i cichym chłopakiem. "W Lechu nigdy nie stał w pierwszym rzędzie, nie eksponował się specjalnie. To wynikało z jego charakteru. Jest skromny, ale w szatni i na boisku pokazywał pewność siebie. Nie bał się odpowiedzieć na uwagi starszych zawodników, ale nie był niegrzeczny czy bezczelny. Podobnie było w reprezentacji. Wchodził spokojnie do zespołu, ale wykazywał się na boisku, a nie w szatni", wspomina Bartosz Bosacki. Podobnego zdania jest Piotr Reiss, który uważa, że "Lewy" nie wywyższa się, a ponadto woli nie afiszować się ze swoimi emocjami. "On nie pokazuje po sobie ani złości, ani wielkiej radości. Cały czas wygląda na bardzo spokojnego i nigdy nie wiadomo, czy się złości, czy cieszy, bo taką ma naturę", twierdzi "Reksio".
Choć "Lewy" zrealizował większość swoich marzeń z dzieciństwa, wciąż wyznacza sobie nowe cele. "Jako młody zawodnik zawsze marzyłem o grze w Lidze Mistrzów. Spełniło się. Zawsze chcę grać jak najlepiej i strzelać jak najwięcej goli, jednak najbardziej się cieszę, jak moja drużyna wygrywa"*, przyznał.
"Robert cały czas myślał o kolejnych wyzwaniach - mówi Tomasz Bandrowski. - Jego postawa, głód sukcesu, emanowała na pozostałych piłkarzy. To nie jest przypadek, że każdy zespół, w którym był Robert, osiągał sukces. Od awansu do drugiej ligi ze Zniczem Pruszków, przez Puchar Polski i Mistrzostwo z Lechem, po wielkie sukcesy z Borussią. Ma na te sukcesy ogromny wpływ w szatni i na boisku".
A jak wyglądają sprawy sercowe "Lewego"? Robert poznał wicemistrzynię świata w karate, Annę Stachurską, na Mazurach podczas zjazdu zapoznawczego przed rozpoczęciem zajęć na warszawskim AWF-ie. Lewandowski wspomina, że w tym czasie miał ważny mecz, więc skrócił pobyt na obozie. "Przyjechałem, bo chciałem poznać ludzi, z którymi będę studiował. Pamiętam, że siedzieliśmy grupą na pomoście nad jeziorem i zgadywaliśmy, kto co trenuje. Ania już wcześniej zwróciła moją uwagę: wtedy miała jeszcze blond włosy. Szczupła, drobna, kobieca. Byłem przekonany, że uprawia tenis albo ćwiczy balet"**.
Stachurska to równolatka Roberta. Trenuje w Karate Klub Pruszków, jest także reprezentantką Polski. Ma na swoim koncie kilkanaście trofeów mistrzostw Europy i świata w różnych kategoriach wiekowych. Przyznaje, że denerwuje ją mówienie o niej tylko w kategoriach "narzeczonej t e g o Lewandowskiego" - przecież poznała Roberta na długo, zanim znalazł się na ustach całego piłkarskiego świata, i wspierała go w karierze od samego początku. Równolegle dbała o własny rozwój i nieustannie realizowała swoje pasje.
Trener Grembocki pamięta, że w kluczowych momentach przy Robercie były zarówno mama, jak i Ania. Zapewniały mu wsparcie, które dla młodego sportowca jest nie do przecenienia. "Mama i narzeczona dawały mu pewną stałość w życiu. To bardzo dobrze, bo to pomaga uniknąć wielu złych historii", twierdzi były opiekun "Lewego".
Robert Lewandowski i jego narzeczona są ludźmi wierzącymi i starają się co niedzielę chodzić do kościoła. Polski napastnik w zeszłym roku wziął udział w akcji "Nie wstydzę się Jezusa". "We współczesnym świecie wszystko idzie bardzo szybko, nieraz zapominamy o naszych wartościach i o tym, co tak naprawdę jest dla nas najważniejsze. Dlatego też wiara pomaga mi na boisku, ale i poza nim, aby być po prostu dobrym człowiekiem i popełniać jak najmniej błędów", wyznał Lewandowski.
Leszek Ojrzyński uważa, że to Bóg pomaga zawodnikowi w trudnych chwilach i to dzięki niemu Robert odniósł tak spektakularny sukces.
"Kto wierzy, wie, jak być dobrym człowiekiem, i trudniej mu się zagubić. Wiesz, że trzeba być uczciwym, pracowitym i pomagać innym oraz doceniać to, co się ma. Gdy o tym pamiętamy, łatwiej być dobrym także poza boiskiem. Łatwiej wytrwać w trudnych chwilach i nabrać do wszystkiego dystansu", przekonuje obecny opiekun Korony Kielce.
Aktualny szkoleniowiec Cracovii, Wojciech Stawowy, również jest człowiekiem religijnym.
"Wiara to sprawa indywidualna. Ja wierzę, że Pan Bóg czuwa nade mną. Na co dzień poddaję się Opatrzności Bożej. Poza tym uważam, że człowiekowi jest lżej, jeśli odda się pod opiekę Boga. Dla mnie On bardzo dużo znaczy i znam wielu piłkarzy, dla których wiara jest równie ważna, jednak się z tym nie afiszują", mówi.
Wiary nie wypiera się także Dariusz Pawlusiński, który obecnie gra w Termalice Bruk-Bet Nieciecza (a w przeszłości reprezentował barwy ekstraklasowej Cracovii).
"Wierzę i nie wstydzę się tego. Mam rodzinę i to wiara pomagała mi w dobrym wychowaniu dzieci". Uważa, że możliwość zwrócenia się do Chrystusa niezwykle pomaga człowiekowi w trudnych chwilach, szczególnie na boisku: "Jeśli mam możliwość iść na kilka minut do kościoła, to idę. Nie boję się tego, że ktoś będzie się z tego śmiał". Pawlusiński zawsze ma przy sobie różaniec i kiedy znajduje czas, odmawia przynajmniej jedną tajemnicę. "Porażki w życiu i na boisku zniosłem właśnie dzięki temu, że jestem wierzący", przekonuje.
Podobnego zdania jest Jan Tomaszewski, który ceni Roberta za jego odwagę w kwestii przyznania się do wiary oraz niezłomność - cechy szczególnie cenne w świecie, w którym praktykowanie przez niektórych traktowane jest jako zabobon. "Wychodząc na boisko, zawsze wykonywałem znak krzyża. Oczywiście było to w czasach, gdy takie zachowanie nie podobało się niektórym rządzącym. Jednak nie przejmowałem się tym i robiłem to, co uważałem za słuszne. Widzę, że Robert jest do mnie w tym względzie podobny", twierdzi były golkiper.
Robert w lipcu tego roku najprawdopodobniej weźmie ślub kościelny, na który do tej pory zaproszono aż dwustu gości. Nie zamierza oszczędzać na przyjęciu weselnym - na organizację uroczystości wyda kilkaset tysięcy złotych. Impreza odbędzie się w dworze Złotopolska Dolina w miejscowości Trębki Nowe koło Zakroczymia, oddalonego o pięćdziesiąt kilometrów od Warszawy.
O autorce:
Natalia Doległo - dziennikarka, pasjonatka sportu i literatury, miłośniczka gotowania i koncertów hip-hopowych, wierny kibic jednego z krakowskich klubów piłkarskich. Pracowała dla kilku portali sportowych i agencji informacyjnych. W 2012 roku zdobyła wyróżnienie miesięcznika "Zwierciadło" w konkursie na dziennik.