Deadpool: Łowca Dusz - superbohaterski absurd [recenzja]
Po niedawnym filmie o przygodach najemnika, któremu nie zamyka się gęba wielu oszalało na punkcie Deadpoola. Wciąż wam mało absurdalnego (ale celnego) humoru, przebijania czwartej ściany i samego Wade'a Wilsona, któremu do miana bohatera bardzo daleko? Dobrze trafiliście. W "Łowcy dusz" wszystkie te elementy występują w ilościach wręcz hurtowych.
Deadpool na usługach diabła. Tak w wielkim skrócie prezentuje się fabuła zbiorczego wydania sześciu komiksów autorstwa Briana Posehna, Gerry'ego Duggana, Scotta Koblisha i Mike'a Hawthorne'a. Akcja "Łowcy dusz" rozpoczyna się... dawno temu. Historia będąca wprowadzeniem do tomu oznaczonego numerem 2 (pierwszy, również dostępny na polskim rynku, nosił tytuł "Martwi prezydenci") jest nie tylko ciekawym wizualnie powrotem do przeszłości z kreską symulującą styl rysowników z lat 60., 70. i 80. ubiegłego wieku, ale i retrospekcją, której echo mocno odbije się na późniejszych wydarzeniach. Wade dostaje zlecenie od niejakiego Vortisa. Celem najemnika ma być sam Iron Man. Vortis, który okazuje się być demonem, chce, aby człowiek w żelaznej zbroi zaczął zaglądać do kieliszka. Co zrobi główny bohater? Nie będę tutaj zdradzał szczegółów, gdyż te trzeba po prostu zobaczyć na własne oczy.Sługa piekieł Vortis będzie się przewijał przez cały komiks, podobnie jak wątek polowanie na dusze, do którego to zadania Deadpool został niejako zmuszony. Na szczęście Wilson nie został z nim sam, gdyż w jego głowie... została uwięziona kobieta. Brzmi absurdalnie? I to jak! Nawet inni bohaterowie komiksu są tą sytuacją zdziwieni. Gdyby tego było mało na stronach "Łowcy Dusz" dojdzie do kilku gościnnych występów - Spider-Man i Jessica Jones to tylko niektórzy z gwiazd wielkiego formatu, które usłyszą cięty komentarz od Deadpoola.
Ich obecność jest wielkim plusem, zwłaszcza że wkomponowano ich w tę pokręconą opowieść w całkiem zgrabny i przede wszystkim humorystyczny sposób. Czy wspominałem już o tym, że zobaczymy również piekło i wnętrze głowy naszego protagonisty? Na 132 stronach nie sposób się nudzić, chociaż nie będzie to emocjonalny rollercoaster. Deadpool w pierwszej kolejności śmieszy, a dopiero później pozwala wybrzmieć innym emocjom. W "Łowcy dusz" ich krzyk raczej jest niesłyszalny, ale nie jest to wada. Podobnie rzecz ma się z ilustracjami. Pierwszy numer jak już wspomniałem jest dość odjechany. Kolejne, za które odpowiada Hawthorne, są bardziej zachowawcze. Kreska jest na tyle dokładna, że nie musimy się domyślać, co dzieje się na danym kadrze. Jednocześnie nie stara się ona w 100 procentach odzwierciedlać rzeczywistości. Już same rysunki podpowiadają nam, że całości nie należy brać zbyt poważnie. Dobra robota, chociaż żadnego z kadrów nie będziecie chcieli zawiesić na ścianie.
"Łowcę dusz" można nabyć za niecałe 40 złotych. Komiks jest naprawdę dobrze wydany. Po jego lekturze warto przyjrzeć się bliżej zebranej na końcu galerii okładek i przeczytać krótką historię postaci napisaną przez Oskara Rogowskiego. To mały, ale miły dodatek.
Zaznaczę również, że mimo "dwójki" na okładce tom ten można przeczytać bez znajomości części pierwszej, chociaż jej znajomość na pewno pomoże w odbiorze całego dzieła. Szukacie ucieczki od patosu i klisz znanych z superbohaterskich filmów i komiksów? Usiądźcie wygodnie, a Wade Wilson już zadba o to, abyście byli zadowoleni.Michał Ostasz