Życie z pasją, czyli jak powstaje dzwon

Jestem już czwartym pokoleniem ludwisarzy w rodzinie. To mój zawód i pasja - mówi Antoni Kruszewski z Odlewni Dzwonów Braci Kruszewskich. Powstały tam m.in. gongi zegarowe ze stołecznego Zamku Królewskiego i dzwony na tegoroczne Biennale w Wenecji.

Do ludwisarni Braci Kruszewskich, znajdującej się na obrzeżach Węgrowa, prowadzi malownicza, boczna droga. Sam zakład, wybudowany obok domu, powstał w 1985 r.

- Dzwonami zaczął zajmować się mój pradziadek Jakub Kruszewski. W okresie międzywojennym pracował w jednej z węgrowskich ludwisarni u Antoniego Włodkowskiego. Ponieważ mistrz umierał bezdzietnie, a ludwisarstwo jest zawodem dziedzicznym, na łożu śmierci przekazał tajemnice fachu pradziadkowi i powiedział "Jakubie prowadź dalej". On przekazał dzieło synowi Antoniemu, z którym współpracowali mój tata Adam i jego brat Andrzej. Od 1992 r. do rodzinnej firmy dołączyłem ja i Wojciech, syn Andrzeja" - opowiada Antoni Kruszewski.

Reklama

Przyznaje, że właściwie nigdy poważnie nie rozważał, by zająć się czymś innym, chociaż studiował administrację publiczną. Dziś nie wyobraża sobie życia bez dzwonów.

- Co można innego robić, kiedy pochodzi się z rodziny ludwisarskiej. Kiedy byliśmy młodsi każdą wolną chwilę spędzaliśmy pomagając ojcu. Z czasem nas to zainteresowało. Każdy dzwon jest inny, nie ma rutyny, praca wciąga, zwłaszcza projektowanie wystroju, które szczególnie lubię. Interesuje mnie wszystko związane z dzwonami i ich dźwiękiem, kształciłem się nawet specjalnie dodatkowo muzycznie - mówi Kruszewski.

Samo tworzenie dzwonu to głównie praca ręczna. Przede wszystkim potrzebny jest szablon, według którego powstaje gliniana forma. Szablon składa się z dwóch desek wyznaczających profil dzwonu tzw. żebro, czyli grubość. Jedna z nich modeluje kształt wewnętrzny, druga - zewnętrzny dzwonu.

- Potem murujemy z cegieł rdzeń, przypominający kształt wnętrza dzwonu. Po wysuszeniu cegieł, na rdzeń nakładamy papę glinianą, szablonem odwzorowując kształt dzwonu, czyli zbierając nadmiar gliny i modelując wnętrze - tłumaczy ludwisarz.

Wymodelowany rdzeń smarowany jest grafitem, by kolejne warstwy gliny nie przywierały. Wtedy też zdejmowana jest z szablonu deska modelującą rdzeń, zostaje natomiast druga kształtująca wygląd zewnętrzny dzwonu. Na nasmarowany grafitem rdzeń nakładane są kolejne warstwy gliny modelowane w kształt zewnętrzny dzwonu. Warstwy są wygładzane przez smarowanie rzadką gliną i suszone.

- Następnie przechodzimy do pracowni modelarskiej, gdzie według szablonów wycinamy z wosku litery, ornamenty, nasze logo i płaskorzeźby świętych, bo każdy dzwon ma imię, któremu odpowiada płaskorzeźba. Wracamy do odlewni, gdzie wcześniej przygotowaną glinianą formę smarujemy roztopionym łojem zwierzęcym. Znowu szablonem wygładzamy powierzchnię, by łój się rozprowadził. Na niego nakładamy wycięte z wosku litery, ornamenty i płaskorzeźby - wyjaśnia Kruszewski.

Całość jest pokrywana tzw. gruntem, specjalną masą formierską, której recepturę stworzył Jakub Kruszewski.

- Jej tajemnica jest przekazywana z pokolenia na pokolenie, podobnie jak profil dzwonu, od którego zależy jego dźwięk. Mogę tylko zdradzić, że składnikami masy są glina, czerwona cegła i włosy ludzkie. I w tej masie, którą pokrywamy formę, odwzoruje się kształt zewnętrzny dzwonu z ornamentami. W sumie warstw z gruntu nakładamy ok. czterech, każdą odpowiednio wysuszoną - mówił ludwisarz.

Następnie nakładane są kolejne warstwy, wzmocnione bandażem i drutem i odpowiednio suszone, do których używana jest już zwyklejsza mieszanka gliniana.

- Ale również z dodatkiem ludzkich włosów - na szczęście mamy zaprzyjaźniony zakład fryzjerski - śmieje się Kruszewski. Na koniec nakładana jest grubsza warstwa gęstej gliny tzw. płaszcz, na którym mocuje się haki do wyciągania formy, a całość zbroi drutem.

- Tak przygotowaną formę załadowujemy węglem i drzewem i przez dobę pod nią palimy, by woskowe elementy i łój się wytopiły. Po ostygnięciu rozbieramy ją na dwie części. Tzw. kapę, w której odwzorował się kształt zewnętrzny dzwonu z ozdobami i ornamentami, unosimy do góry. Pozostaje forma, na której naklejaliśmy te elementy tzw. model fałszywy, który musimy zdjąć aż do rdzenia. Dzięki zastosowaniu grafitu nie jest posklejany i możemy go normalnie zbić. Na odkryty rdzeń z powrotem nakładamy kapę, a między nimi powstaje przestrzeń, w którą się wlewa spiż - relacjonuje ludwisarz.

Forma jest potem wstawiana do dołu odlewniczego znajdującego się przy piecu. Zasypywana jest piaskiem i przykrywana kolejną, mniejszą. Następnie ze ściany pieca, w której znajduje się otwór, murowana jest z cegieł tzw. ścieżka do każdej z form, po której będzie ściekał rozgrzany spiż. Później piec ładowany jest miedzią i rozpala się w nim drewnem do temperatury 1,2 tys. stopni. Kiedy miedź zaczyna się topić przy ok. 1090-1100 st. dokładana jest cyna w proporcjach - 78 proc. miedzi i 22 proc. cyny.

- Kiedy wszystko się roztopi mieszamy i odgazowujemy kołkiem świerkowym, by usunąć powietrze i wilgoć. Potem wybijamy w bocznej ścianie pieca otwór, przez który spiż korytem ścieka do form. Po zalaniu pozostawiamy je w zależności od wielkości dzwonu na od jednego do kilku dni. Potem usuwamy z formy ziemię, wyciągamy i rozbijamy otrzymując dzwon w surowej postaci. Musimy jeszcze dokonać obróbki, cyzelerki, wyszlifować, wypolerować, podłączyć z pomocą ślusarza stalowe jarzmo i serce. Tak przygotowany dzwon czeka na klienta. Cały proces trwa ok. 2 miesięcy przy dużym dzwonie, przy mniejszym 3-4 tygodnie - mówi Kruszewski.

Jak zaznacza, proces i tak jest obecnie znacznie krótszy, kiedyś trwał nawet do pół roku, ponieważ wszystko wykonywano ręcznie. 

- Teraz wspomaga nas nowoczesna technika np. korzystamy z naświetlarek do polimerów, z których wykonujemy część elementów zdobniczych. Mamy mieszarki, elektryczną suwnicę i tokarnię elektryczną do obróbki dzwonów, specjalne kamertony do badania dźwięku i analizujący go program komputerowy. Planuję kupić tzw. wytaczarkę pozwalającą stroić dzwony z dużą dokładnością. Pracuję też nad przyspieszeniem wykonania formy. To będzie spory skok technologiczny, bo glinę zastąpią nowoczesne masy formierskie na bazie żywic, a formę będę w stanie zrobić w kilka dni - planuje ludwisarz.

Podkreśla, że tworzenie dzwonów to specyficzna profesja, której nie można się nauczyć na uczelni.

- Większość to praktyka, najlepiej przekazana przez kogoś z doświadczeniem np. mieszając w piecu roztopiony spiż trzeba potrafić wyczuć moment, gdy można go spuszczać do form. Teraz pomaga termometr odlewniczy, dawniej wszystko trzeba było robić na wyczucie. Dopiero po ok. ośmiu latach byłem w stanie samodzielnie zrobić dzwon. Zdarzało się, że przychodziły osoby, które chciały się uczyć zawodu, ale jakoś warunki pracy, która jest dość żmudna i precyzyjna, im nie odpowiadały. To jednak raczej zawód rodzinny, ja mam na razie dwie córki, ale dziadkowi syn urodził się dopiero jako trzeci, więc nie tracę nadziei - żartuje Kruszewski.

Odlewnia Braci Kruszewskich ma w ofercie różne dzwony, także mniejsze tzw. okazjonalne. Każdy wykonywany jest na indywidualne zamówienie, łącznie ze zdobnictwem i liternictwem. Ich dzwony znajdują się m.in. w misjach np. w Togo, Kamerunie czy Rwandzie, w Estonii, Finlandii, Francji, Anglii i Włoszech, a także na dwóch izraelskich kontenerowcach jako dzwony żeglarskie. Rocznie powstaje od 10 do 30 sztuk kościelnych i ok. 200-300 okazjonalnych dzwonów. Największy ważył ok. 2 ton.

- Nasze dwa dzwony, a właściwie gongi zegarowe znajdują się na Zamku Królewskim w Warszawie. Są nieco niższe niż dzwony kościelne i wyglądają jak takie kapelusze. Zostały wykonane w 1974 r. w darze dla odbudowującego się Zamku. Większy waży 840 kg i wybija godziny, mniejszy 420 kg to gong kwadransowy i półgodzinny. Ich profile projektował mój dziadek. Opowiadał, że najpierw jeździł po wieżach zegarowych i oglądał gongi. Później siedział w kuchni projektując profile i napisy oraz rysując szablony - opowiadał ludwisarz.

Ostatnio w Odlewni powstały dwa nietypowe dzwony, które będą głównym elementem instalacji Konrada Smoleńskiego na weneckim Biennale.

- Artysta chciał, był wyglądały jak dopiero wyjęte z ziemi, z lepioną ręcznie powierzchnią. Sam był obecny przy ich powstawaniu, uczestnicząc m.in. w części dekoracyjnej. Dzwony są zupełnie surowe, oczyszczone tylko ze spalonej gliny, z oprawami z surowej stali. Zdobią je tylko dwa częściowo wypukłe, częściowo wklęsłe koła na środkowej części płaszcza dzwonu - mające jak sądzę symbolizować rozchodzenie się dźwięku. Jeden dzwon ma 420, drugi 350 kg, odpowiadają tonom B i H. Są wyposażone w napędy automatyczne i konstrukcje, na których będą stały. Bardzo jestem ciekaw ostatecznego efektu instalacji, dlatego wybieram się na Biennale - zapowiada Kruszewski.

Anna Kondek

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: ciekawostki | kościół | po godzinach
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy