Amerykanie mogą pracować nad supertajnymi dronami bojowymi

Siły Powietrzne Stanów Zjednoczonych (USAF) mogą pracować nad dwoma supertajnymi i – co szczególnie istotne – bezzałogowymi samolotami bojowymi. W przyszłości okazałyby się tym, czym kilkadziesiąt lat temu B-2 i F-117 – manifestacją najbardziej zaawansowanych technologii wojskowych.

Prawdę na temat tajnych projektów możemy poznać za kilka lub kilkanaście lat
Prawdę na temat tajnych projektów możemy poznać za kilka lub kilkanaście latmateriały prasowe

Bezzałogowe aparaty latające (drony) są niewielkimi i zdalnie sterowanymi samolotami, wykorzystywanymi przez wojsko w celach zwiadowczych, szpiegowskich i bojowych. Doskonale sprawdzają się w Iraku czy Afganistanie, gdzie przeciwnik nie dysponuje zaawansowaną technologią obronną. Gdyby po drugiej stronie stanęły np. Chiny, to amerykańskie drony musiałyby uznać wyższość skutecznej obrony przeciwlotniczej. Mniej więcej tak wygląda oficjalne stanowisko USAF w tej kwestii. Nieco innego zdania są źródła serwisu Wired.

Warto wspomnieć, że Amerykanie nie mają zamiaru rezygnować z usług zdalnie sterowanych maszyn. Ich znaczenie w misjach w Afganistanie, Iraku, Somalii, Pakistanie czy Jemenie trudno przecenić. Jedne z ogromną skutecznością szpiegują najważniejsze osoby światka terrorystycznego, a inne - uzbrojone Predatory i Reapery - po chichu likwidują cele. Zresztą, dobitnie wyraził się o nich ówczesny sekretarz obrony i były szef CIA - Leon Panetta: "drony są jednym sposobem na zburzenie trzonu al-Kaidy".

Nieco inaczej wygląda kwestia działań stricte militarnych. Tutaj zdania są podzielone i poszczególne gałęzie amerykańskiej armii inaczej postrzegają kwestię stosowania zdalnie sterowanego arsenału. Jeszcze w tym roku USAF ogłosiły plany redukcji obecnej i przyszłej floty dronów. Zmniejszono również produkcję maszyn typu Reaper - z 48 do 24 sztuk. Odwołano plany rozwoju drona bojowego MQ-X. Mówi się również o porzuceniu rozwoju bezzałogowej wersji ciężkich bombowców nowej generacji. Projekt okazał się rzekomo zbyt skomplikowany i kosztowny, a więc niewarty zachodu.

Sytuacja USAF jest o wiele bardziej skomplikowana. Zamiast inwestować w samoloty bezzałogowe, wołałyby kupić nowoczesne myśliwce F-35 i bombowce. Równocześnie podejmowana jest próba zdefiniowania kształtu i cech następcy wspomnianego F-35, czyli myśliwca szóstej generacji.

Poglądów USAF nie podziela Armia Stanów Zjednoczonych, która planuje zakup 100 Predatorów. Navy natomiast zainteresowana jest wariantem mogącym startować z pokładu lotniskowca. Wired sugeruje jednak, że USAF tylko pozornie wycofuje się z rozwoju i inwestowania w maszyny bezzałogowe. Na opracowanie dronów nowego typu miały podobno przeznaczyć 35 mld dol. z budżetu na projekty ściśle tajne.

Z informacji opublikowanych w "Aviation Week" wynika, że nad supernowoczesnymi i niewykrywalnymi dla radarów maszynami pracują dwa koncerny zbrojeniowe - Lockheed Martin i Northrop Grumman. Ten pierwszy podobno oblatał już następcę maszyny Sentinel. Testy miały się odbyć w bazie Groom Lake, czyli słynnej Strefie 51.

Jeżeli doniesienia są prawdziwe, to era bezzałogowych maszyn dopiero się zaczyna.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas