Eksperyment Filadelfia, czyli niesławne dziecko Einsteina

28 października 1943 r. USS Eldridge dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Ponownie pojawił się po kilku godzinach, z uszkodzonym kadłubem i zdeformowaną załogą. Co tak naprawdę stało się podczas Eksperymentu Filadelfia?

O tym, że w wojskowych teczkach kryje się mnóstwo tajemnic, o których opinia publiczna nigdy nie usłyszy, wiedzą nie tylko zwolennicy teorii spiskowych. Wiele osób jest przekonanych, że rządy największych państw ukrywają przed obywatelami prawdę o zaawansowanych technologiach. W celu osiągnięcia przewagi nad przeciwnikiem w laboratoriach często powstają rozwiązania, których ujawnienie mogłoby zaburzyć obowiązujący stan wiedzy. Na przykład takie rozwiązanie, jak niewidzialność, nad którą Amerykanie rzekomo pracują od dawna.

Najbardziej spektakularną emanacją tej technologii był Eksperyment Filadelfia, zwany też Projektem Tęcza. Czy jesienią 1943 r. faktycznie dokonano przełomowego odkrycia, które zostało utajnione?

Wybitni ojcowie i tajemniczy cel

Marynarka Wojenna USA już od początku 1943 r. planowała serię eksperymentów na morzu, w stoczni w Filadelfii oraz w bazie w Norfolk, jednak rewelacje te nigdy nie zostały oficjalnie potwierdzone. Strzępki informacji pochłonęła cenzura lub - jak twierdzą złośliwi - zostały one wymyślone przez propagatorów teorii spiskowych. Większość współczesnych opisów tragicznego w skutkach Eksperymentu Filadelfia pochodzi od Alfreda Bielka, który podaje się za naocznego świadka zdarzenia.

Eksperyment Filadelfia odbył się 28 października 1943 r., a obiektem doświadczalnym był niszczyciel eskortujący USS Eldridge (wyporność 1520 ton) wraz z załogą. Był to wyjątkowo "młody" okręt, gdyż jego wodowanie odbyło się 25 czerwca 1943 r. Wśród głównych uczestników eksperymentu wymienia się wybitnych fizyków: Johna von Neumanna, Thomasa Townsenda Browna, Nikolę Teslę oraz Alberta Einsteina, opublikował teorię względności i już wtedy utrzymywał, że światło można zaginać w silnym polu grawitacyjnym. Udział Tesli w projekcie jest wątpliwy, bowiem zmarł on kilka miesięcy wcześniej, ale Einstein faktycznie był zatrudniony w Departamencie Marynarki Wojennej jako konsultant naukowy od 31 maja 1943 r. do 30 czerwca 1946 r.

Celem eksperymentu było empiryczne zbadanie einsteinowskiej jednolitej teorii pola, poprzez umieszczenie okrętu USS Eldridge w silnym polu magnetycznym. Do podjęcia takich kroków Amerykanów zmusiła taktyka stosowana przez marynarkę wojenną Niemiec na początku II wojny światowej - wykorzystywanie podwodnych min i torped, przyciąganych przez duże metalowe okręty generujące pole magnetyczne. Takie obiekty siały spustoszenie wśród floty aliantów do czasu, zanim ci nie wymyślili sposobu ich oszukiwania.

Wokół kadłubów statków montowano dużą cewkę elektryczną, przez którą przepływał prąd niezgodny w fazie z magnetycznym rezonansem okrętu. Ta prosta "demagnetyzacja" była skuteczna, ale niewygodna w użyciu. Harmoniczny rezonans statków zmieniał się, gdy te przemieszczały się w ziemskim polu magnetycznym. Cewki demagnetyzujące musiały być zatem stale monitorowane, a wartość pola tak dobierana, by mieć pewność, że okręt pozostanie "niewidzialny" dla min i torped.

Modyfikacja, której użyto w Eksperymencie Filadelfia, polegała na wykorzystaniu nie jednej, a trzech cewek wokół każdej osi okrętu. Były one tak ustawione, by wspólnie znajdować się w tej samej fazie i wytwarzać rotacyjne pole elektromagnetyczne, które miało zaginać fale radiowe. Te z kolei w specyficzny sposób opływać miały magnetyczną bańkę statku, nie wracając do niemieckiej aparatury radarowej, dzięki czemu jej operatorzy nie dostrzegliby amerykańskich jednostek.

Teleportacja czy podróż do innego wymiaru?

Przebieg samego eksperymentu owiany jest tajemnicą i istnieje kilka różnych wersji wydarzeń, jakie zaszły 28 października 1943 r. Już po włączeniu cewek i aktywacji pola elektromagnetycznego dało się zauważyć, że coś jest nie tak. W powietrzu pojawiło się donośne elektrostatyczne buczenie, a statek spowiła "zielona mgła". Taki efekt to objaw zwykłej jonizacji powietrza atmosferycznego w silnym polu elektrycznym, a podobne zjawiska można do dziś obserwować podczas silnych burz lub trąb powietrznych. To, co nastąpiło później, z normalnością ma jednak niewiele wspólnego...

Gdy "zielona mgła" była widoczna, okręt stał się niewidzialny - i dla radarów, i dla obserwatorów. Rzekomi świadkowie wspominają, że zauważalne były jedynie zarysy kadłuba. Inna relacja jest jeszcze bardziej szokująca. Według niej, statek całkowicie zniknął, by pojawić się kilkaset kilometrów dalej, w podobnym obłoku "zielonej mgły", tuż przed dziobem brytyjskiego lotniskowca, co jego kapitan skrzętnie odnotował w dzienniku pokładowym. Okręt był również widoczny w Bazie Sił Morskich w Norfolk, gdzie pojawił się na oczach cywilnych obserwatorów. Poszczególne wersje zdarzeń są rozbieżne, choć zdaje się wynikać to z faktu, że w istocie przeprowadzono nie jeden, a kilka podobnych eksperymentów.

Relacje świadków podają, że pole magnetyczne w trakcie wydarzenia rozciągało się na obszarze około 100 metrów. Kiedy statek już całkowicie zniknął, przez długi czas na wodzie widoczny był wgłębiony ślad po kadłubie. Najbardziej ucierpieli obecni na pokładzie marynarze. Sprawiali wrażenie jakby unosili się w powietrzu i odczuwali przytłaczające ciśnienie elektrostatyczne - podobne do tego, które odnotował podczas swoich eksperymentów z elektromagnetyzmem Nikola Tesla. Kończyny - a w szczególności stopy - kilku członków załogi zostały uwięzione w elementach stałych okrętu. Niektórzy stracili nogi, a jeszcze inni wtopili się w poszycie statku. Części ich ciał dosłownie scaliły się z metalem i większość była nie do odratowania. Z rozkazu dowództwa, większości obecnych na statku marynarzy skrócono cierpienia. Ci, którym udało się przeżyć zapadli na nieuleczalne i ciężkie choroby psychiczne, a ze stałej załogi USS Eldridge do normalności nie powrócił nikt.

Po całym zdarzeniu John von Neumann powrócił do teoretycznych podstaw, na których opierał się eksperyment, by lepiej zrozumieć dlaczego zakończył się on tak spektakularną i zarazem tragiczną porażką. Niestety, nie udało mu się wyjaśnić, co dokładnie poszło nie tak. Co ciekawe, jednolita teoria pola, którą Einstein ukończył w latach 1925-1927 wkrótce została przez niego odwołana. Podobno wpływ na to miał nieudany Eksperyment Filadelfijski i względy humanitarne, a nie matematyczne. Jedni naukowcy są zdania, że opracowana przez Einsteina teoria była po prostu niekompletna, inni, że dowiodła możliwości podróży do innych wymiarów, na które człowiek jeszcze nie jest gotowy.

Interesująco wygląda również potencjalny udział Nikoli Tesli w eksperymencie. Fakt, że nie zgadzają się daty wydarzenia i jego śmierci, może zostać wytłumaczony niedokładnością tego pierwszego oraz jego licznymi powtórzeniami. Słynny naukowiec faktycznie mógł być jednym z inicjatorów Eksperymentu Filadelfijskiego, zwłaszcza że podstawy projektu znajdowały się w obszarze jego zainteresowań. Jeżeli USS Eldridge faktycznie zniknął, by pojawić się kilkaset kilometrów dalej, to 28 października 1943 r. musiała zajść niewytłumaczalna relacja między przestrzenią magnetyczną i materialną. Pole elektromagnetyczne, które zakłóciło fizyczną ciągłość przestrzeni materialnej musiało rozdzielić i ponownie scalić molekuły na poziomie subatomowym, chociaż istnieją również inne, relatywistyczne wyjaśnienia.

Gdzieś tam kryje się prawda

Amerykański rząd wydał stosowne dementi w kwestii wydarzeń z 28 października 1943 r. Zgodnie z ich oświadczeniem, USS Eldridge brał udział w badaniach naukowych, które nie miały nic wspólnego z nadnaturalnymi opisami Eksperymentu Filadelfijskiego. Przyznano jednocześnie, że faktycznie testowano możliwość wykorzystania pola magnetycznego do stworzenia tarczy przeciwtorpedowej dla okrętów. Efekty uboczne na zdrowie i psychikę marynarzy USS Eldridge łatwo można wyjaśnić. Nie od dziś wiadomo, że działanie pola magnetycznego wpływa na funkcjonowanie ludzkiego mózgu oraz może powodować epilepsję i halucynacje. Wielu naukowców jest zdania, że długotrwała ekspozycja na silne pole elektromagnetyczne o niskiej częstotliwości może skutkować amnezją, okresową ślepotą, koszmarami sennymi, zaburzeniami hormonalnymi, a nawet oparzeniami skórnymi. Istnieją również przesłanki, by twierdzić, że w określonych warunkach magnetyzm może nawet powodować zmianę struktury genetycznej. Prawdy o Eksperymencie Filadelfijskim najprawdopodobniej nie poznamy nigdy.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas