Radioaktywna plama z Fukushimy dotarła do Kanady
Z badań kanadyjskich naukowców wynika, że radioaktywna plama powstała na skutek awarii elektrowni atomowej w Fukushimie dotarła do wybrzeży Ameryki Północnej – czytamy na łamach PhysOrg.
Na skutek awarii elektrowni w Fukushimie w 2011 roku do wód Pacyfiku przedostał się radioaktywny cez 134 oraz 137. Kanadyjscy naukowcy już wtedy wiedzieli, że dotrze on do wybrzeży Ameryki Północnej. Z pomocą symulacji komputerowych można były oszacować, kiedy to nastąpi, ale badania na konkretnych próbkach dostarczyły dane o zdecydowanie większej wartości.
Pobierano je w kilku punktach - najdalszy znajdował się 1500 km od wybrzeży Kolumbii Brytyjskiej, a kolejne coraz bliżej lądu. Po raz pierwszy już 3 miesiące po wybrzeży Kolumbii Brytyjskiej. Potem w tym samym okresie w 2012 i 2013 roku.
W próbkach z 2011 roku nie odnaleziono żadnego śladu katastrofy. W materiałach zebranych 12 miesięcy później śladowe ilości promieniowania obecne były w wodzie z najbardziej wysuniętego na zachód punktu. Z kolei w roku 2013 skażenie dotarło do szelfu kontynentalnego Kanady.
Choć brzmi to groźnie, to wartość promieniowania na zachodnim wybrzeżu Kanady wynosiła 1 Bq (bekerel) na metr sześcienny wody, przy czym - jak podaje Wikipedia - "próbka ma aktywność 1 Bq, gdy zachodzi w niej jeden rozpad promieniotwórczy na sekundę". Dopuszczalna wartość dla wody pitnej jest tysiąc razy większa, więc Kanadyjczycy nie mają się czego obawiać.
Naukowcy przewidują, że promieniowanie w tym rejonie osiągnie szczyt w 2015 i 2016 roku, ale i tak jego wartość nie przekroczy 5 Bq na metr sześcienny wody.
Ze względu na charakterystykę prądów promieniowanie dotrze do wybrzeży Kalifornii dopiero za kilka lat, a jego wartość będzie jeszcze niższa. Niemniej jednak warto gromadzić takie dane, aby móc posłużyć się nimi w przyszłości - podkreślają uczeni.