Jak elektrownie wiatrowe już teraz obniżają nasze rachunki za prąd?

Wybuch wojny w Ukrainie w lutym 2022 roku to moment, w którym opadła kurtyna przesłaniająca dotąd kluczowe czynniki wpływające na cenę energii w Polsce i w Europie. Mimo że od lat 90. w Unii Europejskiej realizowana jest polityka odejścia od węgla oraz i innych paliw kopalnych jako źródła energii, to obecny kryzys ujawnił, jak głębokie jest nadal uzależnienie od rosyjskiego gazu i energetyki węglowej. Przeciętny konsument energii nie zdaje sobie jednak sprawy, że cena prądu byłaby jeszcze wyższa, gdyby nie udział energetyki wiatrowej w polskim rynku energii.

Partnerem publikacji jest Instytut Reform

Odbiorcy prądu narzekają na wysokie rachunki, jednak mało kto wie, że sytuacja byłaby jeszcze bardziej dramatyczna, gdyby nie znaczący udział energii wiatrowej w krajowej produkcji energii elektrycznej. Według danych GUS za rok 2020 wynosił on 10 proc., co czyni energię z wiatru najprężniejszą gałęzią energetyki opartej na odnawialnych źródłach energii w Polsce. Z kolei Instytut Jagielloński w swoim raporcie analizującym wpływ lądowej energetyki wiatrowej na ceny energii w Polsce, podaje, że w 2021 roku średnia roczna cena energii elektrycznej na rynku spot wyniosła 398 zł/MWh, a moc zainstalowanych wiatraków w Polsce wyniosła 7 GW. Ale to wciąż za mało.

Zdaniem analityków cena ta wyniosłaby aż o 163 zł/MWh więcej, gdyby w kraju nie pracował żaden wiatrak. Według obliczeń ekspertów obecna moc lądowych elektrowni wiatrowych obniża więc nasze rachunki o 29 proc. Gdyby więc zwiększyć udział energii wiatru w ogólnej podaży energii elektrycznej w kraju, nasze rachunki mogłyby być jeszcze mniejsze. Dlaczego jednak tak się nie dzieje?

Legislacyjna flauta

Lata 2007-2016 to okres dynamicznego wzrostu lądowej energetyki wiatrowej. Jednak w 2017 roku jej rozwój w Polsce został zatrzymany. Przyczyną tego stanu rzeczy jest wprowadzona ustawą zasada 10h, która zakazuje budowy turbiny wiatrowej w odległości mniejszej niż 10-krotna jej wysokość od domów mieszkalnych, lasów i terenów ochrony przyrody.

- Zasada 10h uniemożliwia również lokalnym społecznościom skorzystanie na transformacji energetycznej - nawet gdy w danej gminie panuje powszechna zgoda co do zasadności budowy farmy wiatrowej, dziś nie ma prawnej możliwości, by uruchomić taką inwestycję. Warto też pamiętać o tym, że póki Polska od ponad pół roku tkwi w dyskusji o lekkim poluzowaniu tej zasady, reszta Europy szybko nam ucieka, skupiając się na maksymalnym uproszczeniu procedur dla rozwoju zielonej energetyki - dodaje.

W praktyce zasada ta uniemożliwia budowę nowych elektrowni wiatrowych na około 99 proc. powierzchni Polski. Według ustawodawcy taka polityka podyktowana była silnym oporem społecznym przeciwko lokalizacji inwestycji wiatrowych w pobliżu siedzib ludzkich. Obawy te jednak nie mają potwierdzenia w badaniach naukowych. Świadczy o tym m.in. najnowszy raport Polskiej Akademii Nauk.

Jednak w obliczu kryzysu energetycznego co raz więcej osób opowiada się za zmianą polityki wiatrowej w Polsce, uważając, że zielone światło dla tej formy OZE pozwoli uniezależnić się od paliw z Rosji i zwiększyć bezpieczeństwo energetyczne Polski. Czy większość rządowa jest podobnego zdania?

Kryzys energetyczny — wiatr w żagle OZE

W lipcu 2022 roku Rada Ministrów zareagowała na wybuch kryzysu energetycznego liberalizacją przepisów i przyjęła projekt nowelizacji tzw. ustawy antywiatrakowej.

Nowe przepisy mają poluzować wspomnianą zasadę 10h.

Możliwa będzie lokalizacja inwestycji wiatrowych w odległości 500 metrów od zabudowy mieszkalnej, jednak pod warunkiem wcześniejszej konsultacji z lokalną społecznością. Zgodnie z tym projektem decyzję o lokowaniu elektrowni wiatrowej mają podejmować samorządy, które będą musiały wziąć pod uwagę Miejscowy Plan Zagospodarowania Przestrzennego, a także ochronę parków narodowych, w pobliżu których nie będzie można stawiać wiatraków.

Wydaje się więc, że obecna nowelizacja ustawy z 2016 roku to wiatr w żagle, a raczej turbiny, polskiej energetyki wiatrowej, biorąc pod uwagę, że po jej wprowadzeniu w życie można by w bliskiej przyszłości podnieść potencjał energetyki wiatrowej na lądzie do 22 GW.

Jednak rząd wydaje się nie śpieszyć z wprowadzeniem zmian. 13 grudnia przyjęto autopoprawkę do nowelizacji ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych oraz niektórych innych ustaw. Nowe propozycje zakładają, że elektrownia wiatrowa miałaby udostępniać co najmniej 10 proc. swojej mocy na rzecz lokalnej społeczności w gminie, w której turbiny wiatrowe zostaną wybudowane. Przepisy będą procedowane dopiero w 2023 roku, co opóźni inwestycje wiatrakowe w całym kraju.

Partnerem publikacji jest Instytut Reform

.
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy