Na ratunek rozsądkowi. Osobliwe interwencje TOPR

Załoga śmigłowca TOPR podczas ćwiczeń / fot: Marcin Józefowicz /East News
Reklama

Zapadający zmrok w Morskim Oku, brak wyobraźni w doborze szlaku i stosownej odzieży, czy pomylenie charakterystycznego czerwono-białego śmigłowca z taksówką – to tylko niektóre z przyczyn absurdalnych wezwań, z jakimi regularnie muszą się mierzyć ratownicy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Czyste Tatry to żaden wybór, tylko nasz wspólny obowiązek

Z kroniki TOPR. Wpis z soboty, 18 sierpnia 2018 roku:

"O godzinie 12:06 zadzwoniła 29-letnia turystka z Warszawy, informując, że jest kontuzjowana. Obecnie znajduje się w schronisku na Ornaku. W czasie telefonicznego wywiadu przeprowadzonego przez ratownika dyżurnego okazało się, że zmęczyła się wycieczką w dniu wczorajszym. Lekarzowi TOPR przekazała, że bolą ją kolana".

Reklama

Dyżurny ratownik zalecił dłuższy odpoczynek w schronisku i spokojne nabranie sił na drogę powrotną. Uznał, że problemy zdrowotne turystki nie są poważne, w dodatku jego koledzy byli w tym czasie zajęci poważniejszymi zdarzeniami.

29-latce taka propozycja najwyraźniej nie przypadła do gustu. "Jak nie przyjedzie samochód, będzie pan miał przesrane" - wykrzyczała do słuchawki, próbując wymusić interwencję. Ze względu na nieuzasadnione wezwanie, ratownik zawiadomił policję.

W głośnym przypadku roszczeniowej turystki obyło się bez interwencji, co nie oznacza, że ratownicy nie odpowiadają na zgłoszenia, których przy odrobinie wyobraźni można było uniknąć. Poniżej ich niewielka próbka.

***

Niedziela, 13 maja 2018 roku. Na Rysach utknął turysta, który postanowił zdobyć najwyższy szczyt Polski w adidasach. Przekonał się przy tym, że - bez odpowiedniego sprzętu - problemem nie jest zazwyczaj wdrapanie się na górę, ale bezpieczny powrót w doliny.

Śliskie buty uniemożliwiły mu zejście po zalegającym pod wierzchołkiem śniegu, dlatego późnym wieczorem postanowił wezwać na pomoc TOPR. Ratownicy dotarli do niego o czwartej nad ranem i sprowadzili do miejsca, w które mógł podlecieć śmigłowiec.

***

Środa, 28 marca 2018 roku. W bliskiej odległości od Myślenickich Turni - charakterystycznego punktu przesiadkowego kolejki na szlaku z Kuźnic na Kasprowy Wierch - grupa turystów dostrzegła dwie mocno wychłodzone i przemoczone kobiety.

Ustalono, że panie siedzą bezczynnie już od dwóch godzin i nie są w stanie się ruszyć. Mimo niskiej temperatury miały na sobie jedynie tenisówki, dżinsy i cienkie kurteczki. Turyści powiadomili TOPR.

Z kroniki pogotowia:

"Ratownicy po dotarciu na miejsce ocenili, że jedna z turystek nie jest w stanie poruszać się o własnych siłach, a jej stan wymaga pilnego transportu do szpitala. W związku z czym mocno wychłodzona turystka śmigłowcem została przetransportowana do zakopiańskiego szpitala. Jej koleżanka natomiast w asyście ratowników została ewakuowana do Kuźnic.

***

Piątek, 23 marca 2018 roku. Chociaż na nizinach do życia budzi się już wiosna, w górach wciąż panują warunki zimowe. Nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Na przykład młody turysta z Litwy, który samotnie - w śliskich butach, bez raków i czekana - wybrał się na Giewont.

Telefon w centrali TOPR zadzwonił przed południem. Litwin poprosił o pomoc. Znalazł się w miejscu, z którego trudno było mu się dalej poruszyć, bez ryzyka ześlizgnięcia się i potencjalnie poważnego w skutkach upadku.

Na miejsce wysłano śmigłowiec. Turystę zauważono w okolicach Małego Giewontu. Kiedy ratownicy do niego dotarli, spostrzegli od razu, że... nie ma butów. Miały śliskie podeszwy, więc je zdjął i dreptał w samych skarpetkach, narażając się nieświadomie na odmrożenie stóp. Został przetransportowany do Zakopanego.

***
Poniedziałek, 5 marca 2018 roku. Rankiem ze schroniska z Hali Gąsienicowej do szpitala przewieziono turystkę. Kobieta poprzedniego dnia podczas wycieczki na Granaty odmroziła sobie... pośladki.

"Nie chcąc z jakichś powodów kontynuować wejścia na szczyt, postanowiła zaczekać na znajomego, który samodzielnie powędrował dalej. Turystka siedząc na śniegu w oczekiwaniu na powrót kolegi, przy dużym mrozie i wietrze, odmroziła się" - czytamy w kronice TOPR.

Po południu tego samego dnia ratownicy dostali informację o mężczyźnie, który utknął na wymagającym podejściu z Doliny Pięciu Stawów na Zawrat. Nie miał raków, a śliski i twardy śnieg nie pozwalał mu na bezpieczne zawrócenie.

Ratownik dyżurujący w "piątce" dotarł do niego o 16:49. Ze zdziwieniem spostrzegł, że turysta zamiast czekana ma w rękach... siekierę. Na wszelki wypadek odebrał mu ją i sprowadził piechura do schroniska.

Dzień później numer TOPR wykręciła narciarka z Kasprowego Wierchu. Poprosiła o to, by podjechał do niej ratownik i zapiął narty. Dyżurny powstrzymał się od śmiechu i interwencji.

***

Niedziela, 4 lutego 2018 roku. Mimo ostrzeżeń TOPR o wyjątkowo trudnych warunkach panujących w górach i trzecim stopniu zagrożenia lawinowego, trzech dżentelmenów, kompletnie do tego nieprzygotowanych, wybiera się na dłuższą wycieczkę.

Ratownicy powiedzą później, że zamiast ciepłych i nieprzemakalnych spodni mieli na sobie dżinsy, a ochronę przed zamiecią miały im zapewnić kibicowskie szaliki. Niestety, moc barw klubowych nie wystarczyła. Panowie zostali ewakuowani nocną porą z Kopy Kondrackiej.

***

Wtorek, 26 grudnia 2017 roku. Grupa ok. 45 turystów utknęła w Morskim Oku, bo fiakrzy przestali kursować, a że zapadł zmrok, to nikomu z zebranych nie uśmiechało się drałować piechotą po asfalcie na parking w Palenicy Białczańskiej.

Nie pozostało im nic innego, jak zadzwonić po taksówki. Nie kursują do Moka? Nic nie szkodzi, od czego jest... TOPR. Dyżurny odmówił jednak interwencji, bo nikt nie był poszkodowany i przekazał sprawę Straży Parku.

Turyści, podała później "Gazeta Wyborcza", szukali pomocy u wszelkich możliwych służb, dzwoniąc nawet do Urzędu Marszałkowskiego w Krakowie. Domagali się transportu. Stanęło na tym, że samochód oświetlił im drogę - gładką i szeroką niczym w centrum miasta - i mogli bezpiecznie wrócić do swoich pojazdów.

***

Powyższe obrazki, chociaż są niewielkim ułamkiem ogółu interwencji i zgłoszeń przyjmowanych przez TOPR każdego dnia, zdarzają się w Tatrach regularnie.  

Nieodpowiedni dobór obuwia i odzieży do warunków panujących w górach, wybór szlaku ponad swoje siły, pijaństwo - znany jest przypadek ewakuowania "zmęczonego" procentami turysty z Zawratu - oraz brak pokory wobec pogody i tatrzańskiej surowej natury to częste przyczyny wypadków i sytuacji, których bez problemu można uniknąć, o ile zabierzemy ze sobą najważniejszego kompana górskich tułaczek: zdrowy rozsądek.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy