Lecieć głową w dół...

Niektórzy mają potrzebę przeżycia czegoś ekstremalnego, zmierzenia się z własnym strachem. Jak to zrobić? Jednym z najprostszych, najpopularniejszych i najtańszych sposobów jest skok na bungee.

Bungee to skakanie z dużej wysokości (np. dźwigu lub mostu), z gumową liną przypiętą na wysokości kostek. Taki skok kosztuje ok. 100 zł. I co ważne, nie trzeba się przygotowywać - wystarczy jedynie odwaga.

Silne wrażenia i adrenalina

Skąd taka popularność skoków na bungee? Ze względu na adrenalinę, zarówno przed samym skokiem, jak i podczas lotu. Prócz chęci przeżycia przygody i sprawdzenia swojej odwagi, niektórzy uważają to za świetny prezent urodzinowy albo sposób na zaręczyny (najpierw pada pytanie: wyjdziesz za mnie?, a potem wspólny skok).

Reklama

- Potrzeba silnych wrażeń i adrenaliny, chęć spróbowania "jak to jest", przełamania własnych lęków, przekroczenie własnych granic i możliwości. Każdy skaczący odczuwa to na własny, tylko sobie znany i właściwy sposób - wymienia motywację skaczących Jarosław Nowak, instruktor bungee, współwłaściciel firmy KAMOL, która skokami zajmuje się już od ponad 10 lat. Od razu wyjaśnia, że można pisać bungee, jak i bungy. - Obie wersje są poprawne. Nazwy tej dyscypliny pochodzą z różnych części świata. Bungee jest ze Stanów Zjednoczonych.

Najtrudniej pokonać strach

Jak przebiega sam skok? Niesamowite przyspieszenie. Następnie guma się napręża i człowiek wystrzeliwuje do góry. Potem spada. I znów do góry. Tak kilkakrotnie, aż w końcu instruktorzy ściągają uczestnika na ziemię. Wielu osobom nogi trzęsą się tak, że z trudem mogą ustać. Ale większość ma uśmiech na twarzy.

- Chciałam się przekonać, jak to jest lecieć głową w dół - wyjaśnia Agnieszka z Warszawy, uśmiechając się do swoich wspomnień. - Pierwszy skok był łatwy. Tylko na górze, stojąc przy krawędzi, zawahałam się. Na szczęście instruktor lekko mnie popchnął mówiąc "dasz radę". I skoczyłam. Boże, ale było cudownie. Coś niesamowitego. Wszystko dookoła się rozmywa, a ty pędzisz w dół...

Najtrudniej pokonać strach. Już sama decyzja o skoku wymaga nie lada odwagi, później jest jednak o wiele trudniej, gdy już stoi się np. 90 metrów na ziemią, z liną przypiętą do nóg, a instruktor mówi: 1,2,3, bungee! W tym momencie należy skoczyć (przodem, albo tyłem - jak kto woli). I wówczas niektórych paraliżuje strach.

Najtrudniejszy drugi raz

Jedni go przezwyciężają i skaczą. Inni zjeżdżają dźwigiem... Bo należy pamiętać, że nie ma obowiązku skakania. Jeśli czujemy, że nie damy rady - po prostu zjedźmy. Według szacunków Jarosława Nowaka ze skoku rezygnuje mniej niż 10 proc. uczestników.

Agnieszka skoczyła. I tak jest się to spodobało, że zdecydowała się wykonać skok ponownie.

- Wtedy jest trudniej - tłumaczy. - Wiesz już, co cię czeka. Chcesz tego, ale jednocześnie stale sobie powtarzasz: rany, zaraz znów skoczę. Rodzi się jakiś lęk. Dopiero wtedy...

Nie była osamotniona w swoich odczuciach. Jej znajomi też bali się ponownego skoku. Ale wszyscy skoczyli. Agnieszka nie zdecydowała się na trzeci skok, ale niektórzy z jej kolegów wjechali na górę jeszcze kilka razy.

- Po drugim razie ponoć już jest o wiele łatwiej - mówi Agnieszka.

Helikopter, balon, wieża...

Gdzie to wszystko się zaczęło? Na wyspie Pentecost na Pacyfiku. Tamtejsi chłopcy, by dowieść swego męstwa, musieli skoczyć z wieży na uplecionej z lian linie. Zwyczaj ten w połowie XX wieku opisali dziennikarze "National Geographic". Jednak musiało minąć ponad dwadzieścia lat, zanim wykonano skok poza wyspą.

Odbył się on w 1979 roku w Bristolu w Anglii. Z czasem skoki zyskiwały popularność w innych państwach - m.in. Stanach Zjednoczonych i Francji (np. w 1987 roku A.J. Hackett skoczył z wieży Eiffla).

Od początku starano się skakać z coraz większej wysokości. Skakano m.in. z helikopterów, balonów, wieżowców. Standardowo skacze się z około 70-90 metrów. Ale oczywiście nie brakuje śmiałków, którzy decydują się na skok z wyższej wysokości. Przykładem jest skok z tamy Verzasca w Ticino, w Szwajcarii, tej samej z której skakał James Bond, Agent 007 w filmie "GoldenEye". Wysokość to 220 metrów! Wykonanie skoku kosztuje ok. 150 euro.

Wypadki a czynnik ludzki

Na bungee skoczyło już kilka milionów osób na całym świecie. W niektórych przypadkach nie dochowano jednak podstawowych zasad bezpieczeństwa, co skończyło się poważnymi wypadkami, a nieraz i śmiercią skaczącego. Najczęstszym powodem było złe przymocowaniem gumy do nóg uczestnika.

- W skokach organizowanych przez profesjonalne firmy, spełniające wszystkie wymagania i używające atestowanego sprzętu renomowanych firm, wypadki prawie się nie zdarzają - mówi Jarosław Nowak. - Większość wypadków, o których słyszymy, zdarzają się podczas amatorskich skoków. Niestety, powodem jest zwykle czynnik ludzki, dlatego tak ważne jest to, aby skoki organizowali wyłącznie doświadczeni i przeszkoleni ludzie.

Sprawdź papiery i ciesz się lotem

Dlatego jeśli chcemy skoczyć na bungee - pamiętajmy o jednym. Firma, która organizuje skoki, musi posiadać odpowiednie zezwolenie, jak i wykwalifikowaną załogę. Dlatego:

- Należy sprawdzić, czy firma posiada aktualną Instrukcję Eksploatacji Żurawia i Kosza Do Transportu Ludzi zatwierdzoną przez Urząd Dozoru Technicznego - wyjaśnia Jarosław Nowak. - Przynajmniej jeden pracownik obsługujący skoki powinien mieć uprawnienia Instruktora Bungee oraz powinien być przeszkolony do prac na wysokości. Oczywiście, firma powinna posiadać ważne ubezpieczenie.

Przed skokiem należy zapoznać się z regulaminem wykonywania skoków na bungee i podpisać oświadczenie o dobrym stanie zdrowia (nie mogą skakać osoby z m.in. urazami kręgosłupa, miednicy czy z chorobami układu krążenia). Potem jeszcze zostaniemy zważeni, by instruktor mógł dobrać odpowiednią do wagi gumę.

- Zawsze stosujmy się do poleceń instruktora - mówi Nowak i dodaje: - Podczas skoku nie należy chwytać gumy ani żadnych linek.

Musimy "tylko" skoczyć. Potem, po prostu, cieszmy się lotem.

Wojciech Krusiński

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: firma | strach | Jarosław | skoki | skok
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy