Ostrzeganie o korkach to dopiero początek

Do niedawna kierowca mógł liczyć na prymitywne ostrzeganie o dużym natężeniu ruchu i fotoradarach. Przemysł samochodowy dopiero odkrywa możliwości współczesnej technologii powiązanej z funkcją lokalizacji. Wreszcie.

Samochody są coraz bardziej naszpikowane elektronią -  co to oznacza dla przyszłych kierowców?
Samochody są coraz bardziej naszpikowane elektronią - co to oznacza dla przyszłych kierowców?AFP

Jeszcze dekadę temu szczytem techniki w samochodzie była nawigacja wyposażona w odbiornik komunikatów drogowych TMC. Kierowca mógł zobaczyć na ekranie mapę z charakterystycznymi ikonami symbolizującymi utrudnienia drogowe i ostrzeżeniami (niekoniecznie w znanym mu języku). Mapę można było jednak traktować wyłącznie w kategorii ciekawej informacji. Dane TMC odświeżano na tyle rzadko, że zanim dojechało się we wskazane miejsce, po korku czy innym utrudnieniu nie zostało już śladu. Nikt nie był zadowolony: kierowca pomstował na producenta auta, ten zaś na dostawcę danych.

Firmy motoryzacyjne szukały zatem lepszego rozwiązania niż tradycyjna nawigacja z TMC. Stąd  w Europie pomysły na bardziej zaawansowany płatny system TMC Pro (częstsze odświeżanie danych), serwis informacji drogowych poprzez cyfrowe radio DAB+, a w końcu dane udostępniane poprzez internet. W USA jeszcze korzysta się (i to powszechnie) z serwisu radia satelitarnego XM Sirius. Tak jak w świeżo zaprezentowanej najmłodszej wersji Hyundai Genesis z najnowszą generacją ciekawego systemu Blue Link.

Za oceanem świat producentów samochodów wciąż fascynuje się możliwościami satelitarnego radia  (i trudno się dziwić ze względu na zasięg). Poprzez SiriusXM świadczone są bowiem usługi atrakcyjne dla kierowców. Nie tylko dostęp do ogromnych zasobów muzycznych, ale także do alertów pogodowych  (w USA szczególnie przywiązują wagę do ostrzeżeń o tornadach i innych zjawiskach pogodowych) oraz danych o utrudnieniach w ruchu drogowym. Dla kierowców oznacza to dostęp do wielu informacji. I to bardzo przydatnych. W katalogu ostrzeżeń są bowiem informacje o remontach dróg, planowanych zamknięciach, zmianach w organizacji ruchu, bieżących zatorach czy spowolnieniach. A co ze wzajemnym ostrzeganiem kierowców - społecznością, która może dostarczyć mnóstwo informacji?

W Stanach bardzo obiecująco przedstawia się projekt Android Auto: rozwiązanie, które umożliwi dostęp do wielu różnych aplikacji poprzez ekran w samochodzie. Niewykluczone, że wśród nich pojawi się także Waze. Szanse są tym większe, że za projektem stoi Google, który od wakacji 2013 roku jest właścicielem serwisu. A co z Europą? Stary Kontynent ma własne pomysły. Waze już zagościł na platformie Asteroid Market (to już prosta droga, by trafić do samochodów), a francuski Coyote rozszerza współpracę  z producentami pojazdów. Korzyści ze współpracy trudno przecenić. Coyote zyskuje dostęp do coraz szerszego grona klientów, czyli potencjalnych źródeł informacji co zwiększa skuteczność systemu. Wytwórcy aut otrzymują gotowe rozwiązanie, które doceniono w Europie Zachodniej. A kierowca ma komplet informacji. Nie tylko tradycyjne fotoradary, miejsca kontroli prędkości, ale także inne cenne powiadomienia o tym co może spotkać po drodze. A jest ich sporo. Wypadki, zniszczona nawierzchnia, niebezpieczne warunki oraz wszelkie inne utrudnienia zmniejszające bezpieczeństwo ruchu drogowego.

Czy międzynarodowe upowszechnianie rozwiązań takich jak Coyote czy Waze to automatyczna zachęta do bardziej agresywnej jazdy? Niekoniecznie. Każde z państw ma wystarczająco dużo instrumentów  i rozwiązań, by temperować zapędy kierowców. W serwisach bazujących na społeczności można natomiast upatrywać rozwiązania, które zwiększy bezpieczeństwo i płynność ruchu. I to nie jest tylko banalne życzenie. To realna perspektywa zdalnego sterowania ruchem, by unikać korków i wszelkich zdarzeń. Ale to już temat na osobną historię.

Autorem tekstu jest Tomasz Okurowski, Lokalizacja.info

INTERIA.PL/informacje prasowe
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas