Bomby termojądrowe pomogą w kolonizacji Marsa

Terraformowanie i kolonizacja Marsa są kluczowe dla przetrwania ludzkości. Chcąc przyspieszyć ten proces należy zrzucić na bieguny planety broń termonuklearną - powiedział Elon Musk, który był gościem amerykańskiego talk-show Late Show with David Letterman.

Elon Musk na tle kapsuły kosmicznej Dragon
Elon Musk na tle kapsuły kosmicznej DragonAFP

Ze względu na ogromne zainteresowanie technologiami przyszłości, działalnością w sektorze kosmicznym i samochodowym - Elon Musk jest często porównywany z postacią Tony’ego Starka z komiksów i filmów o Iron Manie. Ten południowoafrykański milioner i przedsiębiorca jest założycielem firm firm PayPal, SpaceX i Tesla Motors. Jego rakiety kosmiczne przewożą ładunki na Międzynarodową Stację Kosmiczną, a samochody są uznawane za najbardziej innowacyjne i zaawansowane technologicznie na świecie.

Musk uważa, że szansą na przetrwanie ludzkości jest Mars - nasz najbliższy sąsiad. Problem polega na tym, że w obecnym stanie jest on wyjątkowo nieprzyjazny do życia. Przebywanie na jego powierzchni byłoby możliwe jedynie w skafandrze, a w dłuższym okresie czasu w odpowiednim schronieniu. Przeprowadzka na Czerwoną Planetę nie będzie możliwa bez terraformacji, czyli upodobnienia warunków na nim panujących do naszych - ziemskich.

Naukowcy od lat interesują się tym zagadnieniem. Gotowe są nawet konkretne scenariusze. Oba sprowadzają się do podgrzania planety, stopienia znajdujących się na biegunach pokładów dwutlenku węgla w celu zagęszczenia atmosfery globu. Jeden zakłada bardzo powolny i skomplikowany proces. Elon Musk zaproponował nieco inny - szybszy. Polega on na zbombardowaniu biegunów bronią termojądrową.

Wydzielone przez eksplozje ogromne ilości ciepła mogłyby stopić wspomniany dwutlenek węgla, który zagęściłby atmosferę. Jeśli stałaby się ona odpowiednio gruba, to pojawiłby się efekt cieplarniany, a woda mogłaby występować na powierzchni w stanie ciekłym. Im byłaby ona cieplejsza, tym wody byłoby więcej, a atmosfera stawałaby się coraz grubsza. I tak w kółko - przynajmniej w teorii.

Takie eksplozje mogą jednak przynieść efekt zupełnie odwrotny i wywołać zjawisko zwane zimą nuklearną. Najprościej rzecz ujmując - wzniecony pył mógłby spowić całą planetę i uniemożliwić światłu słonecznemu docieranie do jej powierzchni. A to jeszcze bardziej ochłodziłoby glob - wyjaśnia Michael Mann, profesor z Penn State University.

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas