47 Roninów – miał być hit, a będzie finansowa klapa

„47 Roninów” to najnowsza produkcja Universalu z Keanu Reevesem w roli głównej, wyreżyserowana przez Carla Rinscha. Film zapowiadał się na pewny hit, machina marketingowa szalała, a tymczasem widowisko sprzedaje się strasznie słabo. Jak do tej pory do kasy producenta wpadło marne 10 milionów dolarów.

„47 Roninów” to najnowsza produkcja Universalu z Keanu Reevesem w roli głównej, wyreżyserowana przez Carla Rinscha. Film zapowiadał się na pewny hit, machina marketingowa szalała, a tymczasem widowisko sprzedaje się strasznie słabo. Jak do tej pory do kasy producenta wpadło marne 10 milionów dolarów.

„47 Roninów” to najnowsza produkcja Universalu z Keanu Reevesem w roli głównej, wyreżyserowana przez Carla Rinscha. Film zapowiadał się na pewny hit, machina marketingowa szalała, a tymczasem widowisko sprzedaje się strasznie słabo. Jak do tej pory do kasy producenta wpadło marne 10 milionów dolarów.

Światowa premiera odbyła się 6 grudnia w Japonii. Od tego czasu film trafił do kin w 13 krajach, a w święta zadebiutował w USA. Do Polski zawita 10 stycznia.

Oficjalny komunikat Universalu przynosi informację, że produkcja „47 Roninów” pochłonęła 175 milionów dolarów. Znawcy tematu mówią, że dużo więcej, bo aż 225 mln. Tak czy siak, zarobione 10 milionów i planowane 20 (na najbliższy weekend) nie mogą satysfakcjonować producenta i rzecznik firmy mówi już oficjalnie, iż firma liczy się z porażka finansową. Będzie to sromotna klęska, gdyż zapowiada się, że „47 Roninów” przejdzie do historii jako najgorszy wynik kasowy 2013 roku, dla produkcji, które kosztowały powyżej 150 milionów.

Reklama

Film ten ogólnie ma dość ciekawą historię - począwszy od tego, że jego reżyser - Carl Rinsch - ma na swoim koncie głównie 4-minutowy film krótkometrażowy i kilka znanych spotów reklamowych dla BMW czy Heinekena. Czy zatem debiutant powinien dostawać budżet 175 milionów dolarów? Wygląda na to, że nie, bo Rinscha wyraźnie przerosła skala produkcji.

Podczas kręcenia filmowcy napotkali na wiele przeszkód wobec czego duża część materiału musiała być nagrywana po kilka razy, a opóźnienia najlepiej zobrazuje fakt, że gotowy film miał trafić do kin w święta, tyle że w zeszłym roku. W tym czasie Keanu Reeves zajęty był bardziej swym reżyserskim debiutem Man of Tai Chi i dopiero w ostatnim momencie pojawił się on na planie aby dograć finałowe sceny walki.

Ale gdyby nie interwencja studia 47 Roninów nadal byłoby w produkcji, bo Rinsch bez końca edytował go nie będąc zadowolonym z efektów swej pracy. Dlatego pod koniec zeszłego roku Universal zupełnie odciął go od dalszych prac, a zajęło się tym najwyższe kierownictwo studia.

Zmarnowany potencjał - tak można zatem podsumować filmową realizację jednej z najsłynniejszych japońskich legend. W oryginale historia Shi-jū-shichi-shi jest bowiem jedną z najpiękniejszych opowieści o zemście i chyba najważniejszym przykładem bushido - honoru samurajów - a do tego odbywa się na ciekawym tle XVIII-wiecznych prób modernizacji Japonii.

Przy okazji warto przypomnieć, że w tym roku jest jeszcze kilka innych filmów zrealizowanych za wielkie pieniądze, które nie zarobiły planowanych kwot - „Jeździec znikąd”, „R.I.P.D. Agenci z zaświatów”, „1000 lat po Ziemi” oraz „Jack pogromca olbrzymów”.

 

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy