Dramatyczne wypadki na Le Mans 2011

Chyba nikt kto spędził 24 godziny przed telewizorem czy na torze w Le Mans, nie mógł chyba żałować nieprzespanej nocy. Jak zwykle najsłynniejszy, wytrzymałościowy wyścig świata przyniósł mnóstwo emocji, zmian w czołówce i niebezpiecznych sytuacji. Jednak w tym roku było to spotęgowane kilkukrotnie.

Chyba nikt kto spędził 24 godziny przed telewizorem czy na torze w Le Mans, nie mógł chyba żałować nieprzespanej nocy. Jak zwykle najsłynniejszy, wytrzymałościowy wyścig świata przyniósł mnóstwo emocji, zmian w czołówce i niebezpiecznych sytuacji. Jednak w tym roku było to spotęgowane kilkukrotnie.

Chyba nikt kto spędził 24 godziny przed telewizorem czy na torze w Le Mans, nie mógł chyba żałować nieprzespanej nocy. Jak zwykle najsłynniejszy, wytrzymałościowy wyścig świata przyniósł mnóstwo emocji, zmian w czołówce i niebezpiecznych sytuacji. Jednak w tym roku było to spotęgowane kilkukrotnie.

Komentatorzy, kibice i pewnie sami kierowcy to przyznają, że takiego wyścigu w Le Mans nie było już dawno. Sytuacja zmieniała się w nim jak w kalejdoskopie i do ostatniej chwili nie było pewności czy po prestiżowy tytuł w klasie LMP sięgnie Audi czy Peugeot. Sukces niemieckiego teamu wydaje się tym większy, że w stawce z powodu dwóch groźnych wypadków w stawce pozostał tylko jeden samochód z czterema pierścieniami na masce. Mimo ciągłych ataków ze strony głodnego sukcesu Peugeota, załoga Marcel Fässler, André Lotterer i Benoit Treluyer, zmieniająca się za kierownicą Audi R18 z nr 2 dowiozła zwycięstwo do mety.

Reklama

Nim jednak ludzie związani z teamem Audi mogli rozpocząć fetę, po drodze mieli bardzo dużo powodów do zmartwień. Pierwsze problemy zaczęły się już po godzinie od rozpoczęcia wyścigu. Wówczas po kontakcie z Ferrari 458 Italia klasy GTE, Audi z numerem 3 prowadzone wówczas przez Allana McNisha uległo bardzo poważnie wyglądającemu wypadkowi. Samochód po wypadnięciu z toru dosłownie roztrzaskał się o barierę powodując ogromne zagrożenie do stojących za nią fotoreporterów i członków obsługi technicznej.

Kolejny nieszczęśliwy wypadek miał miejsce podczas nocnej części wyścigu. Tu również w wyniku kontaktu z innym Ferrari, przy bardzo dużej prędkości panowanie nad swym bolidem stracił Mike Rockenfeller. Szczęśliwie i tutaj obyło się bez ofiar, choć wszystko wyglądało bardzo groźnie.

Zdjęcia: Forum

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy