Falcon wybuchł, bo został trafiony laserem?

W ubiegłą niedzielę (28.06) rakieta Falcon-9, która miała wynieść na orbitę statek transportowy Dragon z zaopatrzeniem dla Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, eksplodowała niecałe 3 minuty po starcie z Przylądka Canaveral na Florydzie. Co tam tak naprawdę się stało?

W ubiegłą niedzielę (28.06) rakieta Falcon-9, która miała wynieść na orbitę statek transportowy Dragon z zaopatrzeniem dla Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, eksplodowała niecałe 3 minuty po starcie z Przylądka Canaveral na Florydzie. Co tam tak naprawdę się stało?

W ubiegłą niedzielę (28.06) rakieta Falcon-9, która miała wynieść na orbitę statek transportowy Dragon z zaopatrzeniem dla Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, eksplodowała niespełna 3 minuty po starcie z Przylądka Canaveral na Florydzie.

Elon Musk, szef firmy SpaceX, do której należała rakieta, poinformował, że do katastrofy doszło na chwilę przed odłączeniem się pierwszego członu rakiety. W zbiorniku z ciekłym tlenem miał miejsce gwałtowny wzrost ciśnienia, co mogło doprowadzić do destrukcji rakiety.

Reklama

W ramach misji CRS-7, NASA miała uzupełnić zapasy dla astronautów zamieszkujących Międzynarodową Stację Kosmiczną, co było niezwykle istotne z punktu widzenia ostatniej katastrofy rosyjskiego Progressa, który również leciał na orbitę z takim zadaniem.

Dziś mijają 3 dni od katastrofy, a zarówno NASA, jaki SpaceX nie udzielają szczegółowych informacji na temat możliwych przyczyn niepowodzenia misji. Jednak globalna sieć ma już swoje wytłumaczenie na to, co rozegrało się na niebie ponad Florydą.

I bynajmniej nie są to teorie spiskowe wyssane z palca, gdyż dowody są bardzo przekonujące. Na serwisach społecznościowych pojawiły się bowiem zdjęcia, na których widoczne są ostatnie sekundy lotu rakiety Falcon-9, z zaznaczonymi dziwnymi "światłami".

Internetowi śledczy są zdania, że doszło do zniszczenia rakiety przy pomocy potężnego lasera. Na poniższym zdjęciu możecie zobaczyć pojawiający się jasny punkt na rakiecie, a chwilę później eksplozję. Taki sam punkt pojawia się również na rakiecie (na poniższym filmie), która brała udział w testach.

To nic innego jak wiązka laserowa, która podgrzała górną część rakiety, a dokładnie zbiornik z ciekłym tlenem, co natychmiast doprowadziło do wzrostu ciśnienia i, w rezultacie tego, wybuchu.

Przypomnijmy, że od kilku lat amerykański koncern zbrojeniowy , które zdolne jest m.in. do niszczenia rakiet, co możecie zobaczyć na poniższym filmie.

Tylko dlaczego ktoś miałby dokonać sabotażu? Jaki miał w tym cel? Pomimo faktu, że jesteśmy dalecy od wydawania jakichkolwiek osądów, to jednak rozwiązanie tej sprawy wydaje się dość prozaiczne.

Przypomnijmy, że od 2 lat firma SpaceX starała się o licencję USAF na możliwość okołoziemską, co dotychczas wykonywał wyłączenie United Launch Alliance (ULA).

Chyba nie musimy tutaj specjalnie zaznaczać, o jakie grube miliardy dolarów chodzi. Firma należąca do Elona Muska, po wielu bojach z szefostwem USAF (z bataliami sądowymi włącznie), otrzymała wreszcie licencję. W ten sposób teraz z pewnością wygrywałaby większość przetargów, gdyż zwyczajnie ich system wystrzeliwania ładunków na orbitę jest najtańszy i najszybszy.

Mało tego, najlepszy w tym wszystkim jest fakt, że konsorcjum United Launch Alliance (ULA), które jest na tym polu rywalem SpaceX, zostało powołane do życia własnie przez Boeinga i Lockheeda Martina, czyli firmy, które są w trakcie (o którym piszemy wyżej).

Cała ta teoria trzyma się kupy, my osobiście jednak mamy nadzieję, że to tylko bajka, gdyż oznaczałoby to tylko jedno. Elon Musk, w prezencie na swoje urodziny, dostał wymowną informację, że w przemyśle kosmicznym są pewne kręgi, do których nie mają wstępu "wizjonerzy".

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy