Internetowa rewolucja

W krajach arabskich nadal gorąco. Po Tunezji nadszedł czas na Egipt i reżim tamtejszego prezydenta Hosniego Mubaraka. Najnowsze doniesienia z delty Nilu mówią o tym, że władze odcięły całkowicie dostęp do Internetu oraz SMSów.

W krajach arabskich nadal gorąco. Po Tunezji nadszedł czas na Egipt i reżim tamtejszego prezydenta Hosniego Mubaraka. Najnowsze doniesienia z delty Nilu mówią o tym, że władze odcięły całkowicie dostęp do Internetu oraz SMSów.

W krajach arabskich nadal gorąco. Po nadszedł czas na Egipt i reżim tamtejszego prezydenta Hosniego Mubaraka. Najnowsze doniesienia z delty Nilu mówią o tym, że władze odcięły całkowicie dostęp do Internetu oraz SMSów.

Dochodzi ze świata coraz więcej informacji o rozlewającej się po dużej liczbie krajów arabskich fali rewolucji przeciw quasi-totalitarnym rządom. Rządy państw zagrożonych przewrotem dobrze sobie zdają jednak sprawę, jak potężnym narzędziem dla rewolucjonistów jest dostęp do sieci, a zatem Twittera, Facebooka czy YouTube.

Reklama

Wygląda na to, że na kilka godzin przed kolejnym dużym protestem władze wyciągnęły wtyczkę od sieci, oraz usługi SMS.

Włoski operator Seaborne, jeden z głównych dostawców Internetu do Egiptu oznajmił, że od godziny 00:30 nie rejestruje zupełnie żadnego ruchu z, oraz do Egiptu.

Póki co reżim jeszcze walczy, lecz nie sądzimy, aby mógł on się przeciwstawić powstaniu z pełną siła. Cały czas odbywają się masowe aresztowania protestujących i dziennikarzy.

Podejrzewamy raczej, że podobnie jak w Tunezji, jest to tylko gra na czas - tak aby najwyżsi rangą oficjele zdążyli przygotować sobie drogę ucieczki z kraju.

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy