Jak rząd polski futbol uzdrawiał

Wydawałoby się, że polski rząd znalazł idealny sposób na poprawienie kondycji krajowego futbolu. Zarówno Lech, jak i Legia były zmuszone odbyć swoje najbliższe spotkania bez udziału jakichkolwiek kibiców na trybunach. Kara okazała się strzałem w dziesiątkę, bo drużyny w końcu zaczęły grać, tak jak to od nich oczekiwano...

Wydawałoby się, że polski rząd znalazł idealny sposób na poprawienie kondycji krajowego futbolu. Zarówno Lech, jak i Legia były zmuszone odbyć swoje najbliższe spotkania bez udziału jakichkolwiek kibiców na trybunach. Kara okazała się strzałem w dziesiątkę, bo drużyny w końcu zaczęły grać, tak jak to od nich oczekiwano...

Wydawałoby się, że polski rząd znalazł idealny sposób na poprawienie kondycji krajowego futbolu. Zarówno Lech, jak i Legia były zmuszone odbyć swoje najbliższe spotkania bez udziału jakichkolwiek kibiców na trybunach. Kara okazała się strzałem w dziesiątkę, bo drużyny w końcu zaczęły grać, tak jak to od nich oczekiwano...

Drużyny trenerów Bakero i Skorża nie zachwycały w ostatnim czasie. Zdecydowanie gorsza forma obu zespołów doprowadził do tego, że kluby walczące co sezon o grę w europejskich pucharach musiały się powoli liczyć z roczną absencją o tego typu "rozrywek". Jak na życzenie jednak i Lech i Legia dotarły do finału Pucharu Polski, który miał być ich złotą drogą na skróty do międzynarodowych zawodów. Wygrać jednak mogło tylko jedno z nich. Po męczarniach nędzy i słabości puchar trafił do Legii, a tysiące rozradowanych z tego faktu dresiarzy wdarło się na murawę bydgoskiego stadionu. Tradycyjnie doszło do starć z policją, co po raz kolejny zaowocowało ogólnonarodową zagwozdką pod tytułem: "co zrobimy z kibolami?".

Reklama

Rząd postanowił więc choć raz w życiu być konsekwentnym w swoich słowach i podjął pierwsze kroki by ukarać pseudokibiców. Zaczęto od rzeczy najprostszej, a zarazem najmniej dla kiboli szkodliwej, czyli od zamknięcia przed nimi stadionów w Warszawie i w Poznaniu. Jedyni, którzy na tej decyzji faktycznie ucierpieli to kluby, które nie miały okazji zarobić na biletach.

Paradoksalnie jednak, okazało się, że główną przyczyną słabości polskiego futbolu rzeczywiście mogą być dresiarze utożsamiający się z piłkarskimi klubami. Albowiem bez ich obecności na trybunach, zespoły, którym zwykle dopingowali w końcu odniosły pewne zwycięstwa. Legia wygrała z Koroną Kielce 3:1, a Lech Poznań zaaplikował "Górnikom" z Zabrza dwa gole, nie tracąc przy tym żadnego z tyłu.

Przypadek? Pewnie tak, choć na pewno piłkarzom grało się lżej, kiedy nie musieli słuchać hołoty, która rzucała w nich racami podczas innych spotkań.

Szkoda tylko, że działanie rządu nie odniesie żadnego trwalszego efektu na kibolach. Dresiarze szybko zresztą zdobyli się na odpowiedź skierowaną do rządu Donalda Tuska, która nie pozostawia wątpliwości co do tego, że władze i tak będą musiały poszukać jakiegoś skuteczniejszego rozwiązania:

Równie przykre jest jednak to, że Tusk wespół ze swoimi ludźmi ślepo wierzą, że kolejne zamknięcia naprawdę będą w stanie coś zmienić na lepsze i oduczą kiboli niektórych zachowań. Panie premierze... Serio?

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama