Klątwa LM trwa dalej

Od sezonu 1996/1997 kiedy to Widzew Łódź zagrał fazie grupowej Champions League minęło już naprawdę długo czasu. Wczoraj Wisła Kraków nie zdołała przełamać felernej klątwy i coraz bardziej wygląda na to, że w Polsce przeminie całe jedno pokolenie, zanim któryś z naszych zespołów awansuje do nieosiągalnej od tylu lat Ligi Mistrzów.

Od sezonu 1996/1997 kiedy to Widzew Łódź zagrał fazie grupowej Champions League minęło już naprawdę długo czasu. Wczoraj Wisła Kraków nie zdołała przełamać felernej klątwy i coraz bardziej wygląda na to, że w Polsce przeminie całe jedno pokolenie, zanim któryś z naszych zespołów awansuje do nieosiągalnej od tylu lat Ligi Mistrzów.

Od sezonu 1996/1997 kiedy to Widzew Łódź zagrał fazie grupowej Champions League minęło już naprawdę długo czasu. Wczoraj Wisła Kraków nie zdołała przełamać felernej klątwy i coraz bardziej wygląda na to, że w Polsce przeminie całe jedno pokolenie, zanim któryś z naszych zespołów awansuje do nieosiągalnej od tylu lat Ligi Mistrzów.

W tym roku wielu kibiców znowu miało nadzieję. Sposób w jaki wiślacy rozprawili się wcześniej z drużyną Liteksu Łowecz sugerował, że być może w końcu się uda wywalczyć awans. Oczekiwania wzrosły także wtedy, gdy okazało się, że naszą ostatnią barierą jest cypryjski APOEL Nikozja. Cały apetyt na wielki futbol w europejskim wydaniu pogłębiło dodatkowo zwycięstwo w Krakowie, które choć skromne, to przybliżało mistrza Polski do Ligi Mistrzów. A co potem? Potem było już jak zwykle...

Reklama

Jeśli jest coś czego naprawdę nie rozumiem, to niewyobrażalny pech polskich klubów na międzynarodowej arenie. W pamiętnym dwumeczu z Panathinaikosem Ateny Wisłę Kraków dzieliły zaledwie minuty od tego, by dowieść do końca korzystny wynik, który dałby upragniony awans. Podobnie było wczoraj. Bramka zdobyta przez APOEL na kilka minut przed ostatnim gwizdkiem sędziego zadecydowała o tym, ze kolejny rok LM będziemy oglądać co9 najwyżej w telewizji.

Czy to rzeczywiście po prostu pech, czy wątpliwa wola walki naszych kopaczy, czy też wykładnia słabości naszego tonącego w bagnie futbolu. Część osób pewnie stwierdzi, że wszystkie te czynniki naraz. Tylko nawet jeśli tak jest czemu nie oczekujemy zmian, by historia nie powtórzyła się po raz n-ty w kolejnych latach, tylko jak co roku nawinie liczymy na cud?

I czy w obliczu tych wszystkich zależności mamy prawo oczekiwać jakiegokolwiek sukcesu w dzisiejszych potyczkach Legii i Śląska? Cóż... Dziękuję, postoję...

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy