Pierwsze takie zdarzenie w historii Rosji. Dron uderzył w samolot
W Rosji odnotowano pierwszy w historii przypadek kolizji cywilnego samolotu z dronem. To wydarzenie podnosi obawy o bezpieczeństwo lotnicze w obliczu szybko rosnącej popularności bezzałogowców. Szczególnie jest to niebezpieczne w czasie wojny. Kreml obawia się, że kwestią czasu jest dojście do zderzenia drona z samolotem pasażerskim.

Rosyjskie media informują, że do zdarzenia doszło na Półwyspie Kamczackim, gdy samolot An-26, należący do lokalnego przedsiębiorstwa lotniczego, wykonywał rutynowy lot na wysokości około 6 tysięcy metrów. Załoga początkowo wzięła podejrzany obiekt za ptaka, ale po uderzeniu w kadłub maszyny stało się jasne, że był to dron.
Maszyna została poważnie uszkodzona, jednak pilotom udało się bezpiecznie wylądować, unikając tragedii. Według rosyjskich mediów, takich jak RBC, jest to pierwszy udokumentowany przypadek zderzenia cywilnego samolotu z dronem na terytorium Rosji, co podkreśla brak odpowiednich regulacji i systemów monitoringu w odległych regionach kraju.
Pierwsze takie zdarzenie w historii Rosji
Incydent na Kamczatce, jednej z najbardziej odizolowanych części Federacji Rosyjskiej, gdzie lotnictwo odgrywa kluczową rolę w transporcie, rodzi pytania o to, skąd dron wziął się na takiej wysokości. Eksperci spekulują, że mógł to być nieautoryzowany konsumencki dron, ale śledztwo trwa.
Rosyjskie władze już zapowiedziały zaostrzenie zasad użytkowania dronów, w tym obowiązkową rejestrację i ograniczenia lotów w pobliżu szlaków lotniczych. Organizacje lotnicze, takie jak Rosawiacja, podkreślają potrzebę lepszej koordynacji między cywilnym lotnictwem a sektorem dronowym, który w Rosji rozwija się dynamicznie dzięki tanim technologiom.
Dron uderzył w samolot An-26 na Kamczatce
Ten przypadek może stać się katalizatorem zmian legislacyjnych, choć krytycy wskazują, że w kontekście trwającej wojny na Ukrainie, incydenty z dronami nabierają dodatkowego wymiaru geopolitycznego. W kontekście eskalacji konfliktu z Ukrainą, incydent na Kamczatce kontrastuje z niedawno ujawnionymi atakami ukraińskich dronów na rosyjskie cele wojskowe, w tym identyczne samoloty An-26 na okupowanym Krymie.
Te zdarzenia ilustrują, jak drony stały się kluczowym elementem współczesnej wojny, przechodząc od kolizji przypadkowych do precyzyjnych uderzeń. 24 września bieżącego roku, ukraińskie siły specjalne z jednostki "Duchy" (Prymary) wywiadu wojskowego (HUR), przeprowadziły udany atak dronami na bazę lotniczą w Kaczy na Krymie, niszcząc dwa rosyjskie samoloty transportowe An-26 oraz dwie stacje radiolokacyjne.
Ukraińcy zaatakowali dronami rosyjskie samoloty An-26
Film z operacji, opublikowany przez ukraińskie źródła, pokazuje, jak drony uderzają w maszyny jedna po drugiej, powodując ich pożar. "Jak dobrze płoną" - skomentowali operatorzy. Ten atak, będący częścią zakrojonej na szeroką skalę akcji przeciwko rosyjskiej infrastrukturze, podkreśla ogromne zagrożenia dla rosyjskiego lotnictwa w regionie i może wpłynąć na dalsze losy konfliktu, zmuszając Moskwę do wzmocnienia obrony powietrznej, która też często jest celem ataków.
Antoniow An-26 to radziecki dwusilnikowy samolot transportowy, zaprojektowany w latach 60. XX wieku na bazie modelu An-24, z produkcją trwającą od 1969 do 1986 roku, w wyniku czego zbudowano 1398 egzemplarzy. Maszyna charakteryzuje się rozpiętością skrzydeł 29,9 m, długością 23,8 m i wysokością 8,58 m, napędzaną dwoma silnikami Ivchenko AI-24VT o mocy po 2820 KM każdy, wyposażonymi w czteropłatowe śmigła. Maksymalna masa startowa wynosi 24 000 kg, co pozwala na transport ładunku do 5500 kg lub do 40 pasażerów, przy zasięgu do 2550 km i prędkości przelotowej około 540 km/h.
An-26 posiada dużą tylną klapę ładunkową ułatwiającą załadunek, a jego konstrukcja zapewnia zdolność operowania na krótkich pasach startowych, co czyni go idealnym do misji w trudnym terenie. Mimo wieku, model pozostaje w służbie w wielu krajach, w tym w Rosji i na Ukrainie, choć podlega modernizacjom pod kątem bezpieczeństwa i awioniki.
***
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 88 tys. obserwujących nasz fanpage - polub GeekWeek na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!