Ukryli to w ścianie mieszkania. Ludzie od tego umierali
Wyobraź sobie, że za tapetą w Twojej sypialni kryje się maleńki cylinder wielkości baterii, emitujący niewidzialne promienie gamma, które powoli kradną Ci życie. W Kramatorsku na Ukrainie ta koszmarna wizja stała się rzeczywistością, gdy zaginiony w latach 70. radioaktywny artefakt wtopił się w betonową ścianę mieszkania, siejąc śmierć i chorobę przez prawie dekadę.

W późnych latach 70. XX wieku, w kamieniołomie Karansky koło Doniecka, radzieccy inżynierowie używali kapsuły z cezem-137 jako miernika gęstości skał w urządzeniu do kontroli poziomu napełnienia. Ten mały, niepozorny cylinder o wymiarach 8 mm na 4 mm, zawierający radioaktywny izotop o półokresie rozpadu 30 lat, służył do precyzyjnych pomiarów w warunkach, gdzie ludzkie oko zawodziło.
Niestety, podczas rutynowych prac kapsuła wypadła i zaginęła w hałdzie kruszywa. Zarządzający kamieniołomem, pod presją przygotowań do olimpiady w Moskwie w 1980 roku, szybko zakończyli poszukiwania, uznając stratę za nieodwracalną. Nie zdawali sobie sprawy, że ten błąd zapoczątkuje tragiczną serię wydarzeń.
Zaginiona kapsuła cezu-137 w ścianie mieszkania
Zaginiona kapsuła nie pozostała jednak w ziemi. W 1980 roku hałda kruszywa z Karansky została wysłana do Kramatorska, gdzie posłużyła do budowy bloku mieszkalnego na ulicy Gwardejskich-Kantemirowców (dziś Marii Pryimaczenko). Pracownicy, nieświadomi zagrożenia, wmurowali skażony kamień w panele betonowe, a kapsuła znalazła się dokładnie w ścianie mieszkania numer 85 w budynku 7, zaledwie pół metra od łóżek dziecięcych.
Budynek oddano do użytku w 1981 roku, a nowa rodzina wprowadziła się z nadzieją na spokojne życie w typowym radzieckim bloku. Nikt nie mógł przewidzieć, że betonowa ściana stała się pułapką na promieniowanie, które przenikało przez powietrze jak niewidzialny trucizna.
Pierwsze symptomy tragedii pojawiły się szybko i podstępnie. W 1980 roku 18-letnia córka rodziny zachorowała na białaczkę i zmarła po kilku miesiącach męczarni. Rok później jej 16-letni brat podzielił jej los, a w 1982 roku odeszła matka. Wszystkie trzy zgony lekarze przypisywali pechowej genetyce lub nieszczęśliwym zbiegom okoliczności.
Cztery ofiary i siedemnaście poważnie chorych osób
Mieszkanie opustoszało, ale klątwa nie ustała. W 1987 roku wprowadziła się druga rodzina, a w 1989 roku ich nastoletni syn również padł ofiarą tej samej choroby. Te powtarzające się śmierci w jednym lokalu wzbudziły podejrzenia wśród sąsiadów i rodziny, którzy zaczęli domagać się dochodzenia. W czasach po katastrofie w Czarnobylu, strach przed promieniowaniem był powszechny.
Dochodzenie rozpoczęte w 1989 roku przez radzieckich radiologów, w tym Nikołaja Sawczenkę, ujawniło przerażającą prawdę. Początkowe pomiary na zewnątrz mieszkania wykazały podwyższony poziom radiacji, ale wewnątrz sypialni chłopca wskaźniki oszalały. 200 rentgenów na godzinę przy ścianie łóżka, to dawka śmiertelna w ciągu dni.
Eksperci, chronieni płytami ołowianymi, rozebrali ścianę i znaleźli kapsułę z cezem-137, zidentyfikowaną po numerze seryjnym jako zaginioną z Karansky. Przesunięcie łóżka o 2,5 metra dalej zmniejszyłoby ekspozycję o 36 razy, ale dla ofiar było za późno - promieniowanie działało jak kulminacja niewidzialnych kul, niszcząc szpik kostny i układ odpornościowy.
Tragiczne dziedzictwo radzieckich zaniedbań
Konsekwencje były druzgocące, cztery zgony i 17 osób z poważnymi schorzeniami, w tym leukemią i innymi nowotworami, otrzymało status inwalidów na równi z ofiarami Czarnobyla, z prawem do świadczeń medycznych do 1993 roku. Budynek opróżniono, skażoną ścianę usunięto i zutylizowano, a poziomy radiacji wróciły do normy.
Jednak trauma pozostała. Mieszkańcy żądali dodatkowych badań, a spotkanie z ekspertami w marcu 1990 roku tylko pogłębiło nieufność. Raport z 2012 roku o bezpieczeństwie nuklearnym na Ukrainie obwiniał incydent o zaniedbania w księgowości i kulturze bezpieczeństwa, podkreślając, jak niska świadomość zagrożeń radioaktywnych może zamienić codzienne życie w horror.
Dzisiejszy Kramatorsk przypomina o ponurej lekcji historii. Incydent, podobny do zaginięcia podobnej kapsuły w Australii w 2023 roku, podkreśla potrzebę wprowadzenia globalnych standardów w śledzeniu źródeł radioaktywnych. W końcu cez-137 traci swą śmiertelną moc dopiero po 155 latach naturalnego rozpadu. W erze napięć geopolitycznych na Ukrainie ta zapomniana tragedia przypomina, że największe zagrożenia często kryją się nie w wojnach, lecz w cichej, niezauważonej niedbałości władz.
***
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 88 tys. obserwujących nasz fanpage - polub GeekWeek na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!