Kłusownicy czytają naukowe pisma
Od dawna uważano, że badanie i opisywanie zwierząt jest najcenniejsze w przypadku tych spośród nich, które są na skraju wyginięcia - może to być bowiem ostatnia na to szansa. Okazuje się jednak, że w ten sposób robi się im niedźwiedzią przysługę, bo jest jeszcze ktoś, kto czytuje naukowe magazyny. To kłusownicy.
Od dawna uważano, że badanie i opisywanie zwierząt jest najcenniejsze w przypadku tych spośród nich, które są na skraju wyginięcia - może to być bowiem ostatnia na to szansa. Okazuje się jednak, że w ten sposób robi się im niedźwiedzią przysługę, bo jest jeszcze ktoś, kto czytuje naukowe magazyny. To kłusownicy.
Obecnie są na to twarde dowody - w przypadku 20. gatunków nowo opisanych jaszczurek wystarczyło kilka miesięcy od publikacji artykułów opisujących zwierzęta (w tym dokładne miejsce ich występowania), aby dopadli je kłusownicy prowadząc praktycznie do zniknięcia całej występującej w przyrodzie populacji. Dziś zwierzęta te można kupić, oczywiście przez sieć.
Jest to problem, który pojawił się wraz z otwarciem dostępu do wiedzy - wcześniej naukowe publikacje znaleźć można było w zakurzonych bibliotekach uniwersyteckich, a dziś można dotrzeć do nich dzięki kilku kliknięciom (choć za niektóre trzeba zapłacić).
Innym związanym z tym problemem, który doskwiera samym naukowcom, jest zburzenie ich, często budowanych przez lata, relacji z rolnikami - właścicielami ziemi, na której można znaleźć te zwierzęta. Po publikacjach na ich ziemi często pojawiają się całe chmary ludzi poszukujących rzadkich zwierząt. A takie najazdy na tereny, które do tej pory były często dzikie i niedostępne, powodować może także degradację całych ekosystemów.
Dlatego podkreśla się, że naukowcy powinni mocniej myśleć też nad negatywnymi efektami swoich publikacji i muszą się zastanawiać czy wszystkie dane, w tym na przykład dokładne dane lokalizacyjne zagrożonych gatunków zwierząt, muszą się koniecznie pojawiać w ich artykułach.
Źródło: , Zdj.: CC0