Koniec pięknych marzeń o kosmicznej turystyce?

Po głośnej katastrofie należącego do Virgin Galactic statku SpaceShipTwo, w której zginął jeden pilot, a drugi został ciężko ranny, na całym świecie zaczęto zastanawiać się, czy właśnie jesteśmy świadkami upadku marzeń o kosmicznej turystyce. Czy my, zwykli ludzie, będziemy jeszcze mieli szansę "dotknąć" kosmosu?

Po głośnej katastrofie należącego do Virgin Galactic statku SpaceShipTwo, w której zginął jeden pilot, a drugi został ciężko ranny, na całym świecie zaczęto zastanawiać się, czy właśnie jesteśmy świadkami upadku marzeń o kosmicznej turystyce. Czy my, zwykli ludzie, będziemy jeszcze mieli szansę "dotknąć" kosmosu?

Po głośnej katastrofie należącego do Virgin Galactic statku SpaceShipTwo, w której zginął jeden pilot, a drugi został ciężko ranny, na całym świecie zaczęto zastanawiać się, czy właśnie jesteśmy świadkami upadku marzeń o kosmicznej turystyce. Czy my, zwykli ludzie, będziemy jeszcze mieli szansę "dotknąć" kosmosu?

Tak! Będziemy mieli! Virgin Galactic nie zamierza rezygnować ze swoich pionierskich planów spełnienia marzeń wszystkich tych, którzy chcą odbyć niezapomnianą podróż na ziemską (sub)orbitę. Richard Branson, szef firmy, oświadczył właśnie, że prace nad SpaceShipTwo i całym projektem rozpoczną się już w kwietniu 2015 roku.

Reklama

I to wszystko nastąpi pomimo faktu, iż wiele osób, które wcześniej wykupiły warte 250 tysięcy dolarów bilety, przestraszyło się, straciło zaufanie do Virgin Galactic i ostatecznie zrezygnowało z wycieczki.

Tymczasem prowadzone przez Virgin i FAA śledztwo ujawniło, że za katastrofę może odpowiadać mechanika lub pilot. Ustalono, że przedwcześnie uruchomił się system, mający wspierać wytracanie prędkości podczas powrotu do atmosfery.

System "piór", unoszący i obracający ogonową część statku, został uaktywniony zanim osiągnięta została odpowiednia prędkość. Uruchomienie tego systemu jest procesem dwustopniowym. Według Virgin Galactic, drugi pilot odblokował ten system, jednak drugi etap nastąpił "bez polecenia", co stało się przyczyną katastrofy.

Teraz śledczy muszą ostatecznie potwierdzić lub obalić tę hipotezę, czyli określić czy za wypadek odpowiada pilot, czy jednak mechanika. To pozwoli w przyszłości wyeliminować podobne błędy i tym samym zwiększyć bezpieczeństwo tego typu operacji.

Dlatego na kolejne loty testowe przyjdzie nam poczekać przynajmniej do połowy przyszłego roku. Tymczasem analitycy sądzą, że katastrofa może opóźnić pierwszy lot z turystami na pokładzie o co najmniej 2 lata. Trzymajmy kciuki, by te prognozy nie sprawdziły się.

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy