Niezwykłe skrzypce z Titanica

Po ponad 7 latach badań udało się wreszcie potwierdzić autentyczność skrzypiec, które rzekomo należały do kierownika orkiestry Titanica. Badania przeprowadził we współpracy z ekspertami dom aukcyjny Hanry Aldridge and Son, który dostał skrzypce od ich anonimowego właściciela.

Po ponad 7 latach badań udało się wreszcie potwierdzić autentyczność skrzypiec, które rzekomo należały do kierownika orkiestry Titanica. Badania przeprowadził we współpracy z ekspertami dom aukcyjny Hanry Aldridge and Son, który dostał skrzypce od ich anonimowego właściciela.

Po ponad 7 latach badań udało się wreszcie potwierdzić autentyczność skrzypiec, które rzekomo należały do kierownika orkiestry Titanica. Badania przeprowadził we współpracy z ekspertami dom aukcyjny Hanry Aldridge and Son, który dostał skrzypce od ich anonimowego właściciela.

"Srebrna nakładka oraz inne charakterystyczne cechy sugerowały, że instrument jest albo autentyczny, albo mistrzowską podróbką... Dla zbadania różnych aspektów na przykład korozji, praw własności, stanu faktycznego, zleciliśmy badania eksperckie w różnych krajach" - powiedział Andrew Aldridge, właściciel domu aukcyjnego.

Reklama

 

 

Zwłoki kierownika orkiestry, Wallace'a Hartley'a, wyłowiono z morza po 10 dniach od chwili zatonięcia statku i od tej chwili pojawiło się wiele teorii co do pochodzenia skrzypiec. Jedni mówili, że były przyczepione do jego ciała, a inni, że skrzypce unosiły się na wodzie i wyłowiono je osobno.

 

Jednak najbardziej prawdopodobna historia wydaje się być taka, iż początkowo instrument został wyłowiony, skradziony, a później odzyskany przez władze kanadyjskiej prowincji Nowa Szkocja, które to następnie przekazały go narzeczonej Hartley'a, Marii Robinson, mieszkającej w Bridlington w hrabstwie Yorkshire.

 

W jej dzienniczku zachował się odpis telegramu do władz prowincji z datą 19 lipca 1919 roku, w którym dziękowała za przesyłkę drogocennej rzeczy. Skrzypce zostaną wystawione na aukcji w kwietniu w Belfaście. Wartość instrumentu ocenia się na co najmniej 100 tysięcy funtów.

 

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy