O selekcjonerze, który nie szukał
W czwartkowe popołudnie Franciszek Smuda ogłosił listę powołanych na dwa najbliższe mecze kadry, gdzie reprezentacja Polski zmierzy się z ekipą Włoch oraz Węgier. Po raz kolejny w gronie wybranych stoperów znalazł się Arek Głowacki, którego w składzie widzi chyba tylko sam Franz. A przecież wbrew pozorom jest ktoś, kto mógłby pomóc w łataniu naszych dziur w defensywie...
W czwartkowe popołudnie Franciszek Smuda ogłosił listę powołanych na dwa najbliższe mecze kadry, gdzie reprezentacja Polski zmierzy się z ekipą Włoch oraz Węgier. Po raz kolejny w gronie wybranych stoperów znalazł się Arek Głowacki, którego w składzie widzi chyba tylko sam "Franz". A przecież wbrew pozorom jest ktoś, kto mógłby pomóc w łataniu naszych dziur w defensywie...
Czwórka środkowych obrońców, których to Głowacki, Perquis, Wojtkowiak, Jodłowiec. Obecność dwóch ostatnich nie powinna chyba być zbyt dużym zaskoczeniem dla kogokolwiek, kto choć raz oglądał mecze kadry Smudy. Obaj panowie są regularnie powoływani przez "Franza", który dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że trudno by mu było kogokolwiek innego z rodzimej Ekstraklasy wykopać.
Nieco inaczej wygląda sytuacja Damiena Perquisa, który niestety nie stroni od błędów w ostatnich spotkaniach swojego Sochaux. Smuda jednak "musi" powoływać urodzonego w Troyes defensora bo a) nie ma w kim wybierać, b) trener ma szansę pokazać, że wbrew powszechnej opinii potrafi być konsekwentny w pewnych decyzjach. W końcu tak długo przecież starał się o obywatelstwo dla Francuza, że teraz głupio by było nagle przestać go powoływać, prawda?
Na koniec został nam Arek Głowacki, który chyba nawet on sam nie pamięta, by przytrafił mu się jakiś mecz w biało-czerwonych barwach, gdzie ani nie dostałby czerwonej kartki, ani nie zawaliłby jakiegoś gola, ani nie opuścił boiska z powodu kontuzji, ani nie strzelił choćby jednego "samobója". Dość powiedzieć, że w związku z chęcią wyrzucenia obrońcy Trabzonsporu z kadry co rusz oglądamy na Facebooku akcje (a nawet profile!), które starają się Smudzie ową sugestię nagłośnić. Tyle że znając życie, nawet gdyby "Franz" usłyszał wołania kibiców o nie powoływaniu Głowackiego do zespołu, ten próbowałby się bronić tekstem, że nie ma nikogo innego, kogo mógłby wystawić przed pole karne na swojej połowie.
I tu jest cały pies pogrzebany! Smuda rzeczywiście nie widzi nikogo innego, bo nie chce tego kogoś dostrzec. Tak jak a, czy Małeckiego, tak i tutaj udaje, że nie widzi, iż mamy niezłego obrońcę w nie najgorszym zagranicznym klubie! Kto to taki?
Mowa tu o Adrianie Mrowcu, który od połowy zeszłego roku należy do podstawowego bloku defensywnego ekipy Heart of Midlothian F.C. Słynne "Serca" od paru ładnych lat należą do ścisłej czołówki szkockiej Premier League, dzięki czemu Polak ma nie tylko szansę powstrzymywać snajperów takich zespołów jak Celtic, czy Rangers, ale też pokazać się czasami w rozgrywkach Ligi Europejskiej.
Dodatkowo, warto wspomnieć, iż były piłkarz Arki Gdynia ma dopiero 27 lat i jest wyceniany przez serwis na 750 tysięcy euro. Jak to się ma do Głowackiego, którego stale spadające akcje na rynku oraz wiek 32 lat jest wyraźnym sygnałem, że po EURO ten piłkarz pewnie w ogóle przestanie czynnie grać w piłkę? Pozostawię to bez komentarza.
Nie pominę jednak faktu, że Smuda nie tylko nie zauważa w ogóle Mrowca, ale też nie chce go nawet usłyszeć. Piłkarz niejednokrotnie bowiem zdołał się pożalić polskim i zagranicznym mediom, że pomimo regularnej gry w niezłej zagranicznej lidze nie może liczyć na przychylne oko selekcjonera. Czy była jakaś reakcja ze strony sztabu trenera? Ani jedna...
Na koniec pragnę zaznaczyć, że powyższy tekst nie jest w żaden sposób próbą wciskania Mrowca na siłę do kadry, a jedynie zwrócenie uwagi na skromny fakt, że słowo "selekcjoner" daje nam samo w sobie obraz tego, iż człowiek piastujący tę funkcję powinien prowadzić ciągłą selekcję i szukać coraz to lepszych zawodników do montowanej przez siebie drużyny. I owszem wiem, że do Mistrzostw Europy pozostało niewiele ponad pół roku i Smuda już chce ogrywać stały skład. Tyle że zamiast spróbować naprawić ewidentnie niedziałające ogniwo w naszej kadrze, skazuje nas na dalsze oglądanie pożal się Boże Głowackiego...