Podatek od piractwa na smartfony i tablety

Opłata reprograficzna, czyli tzw. podatek od piractwa, do tej pory obejmował czyste nośniki, takie jak na przykład płyty i urządzenia do kopiowania. Stanowi on formę rekompensaty za ewentualną możliwość użycia ich do prywatnego kopiowania.

I pomimo faktu, że pieniądze z tytułu tego podatku powinny trafiać do twórców, tak naprawdę wpadają do kieszeni coraz bardziej znienawidzonej organizacji ZAiKS. W ubiegły piątek (25.09) w sejmie odbyło się spotkanie Komisji Kultury i Środków Przekazu (KSP) oraz Komisji Innowacyjności i Nowoczesnych Technologii (INT).

Jego celem było ustalenie nowej listy nośników, które zostaną objęte podatkiem, oraz stawek. Najważniejszym elementem posiedzenia była budząca kontrowersję wypowiedź wiceministra kultury, Andrzeja Wyrobca.

Otóż komisje chcą włączyć do listy nośników także smartfony i tablety, gdyż uważają, że w dzisiejszych czasach to głównie one są wykorzystywane do kopiowania oraz odsłuchiwania utworów. Ustanowienie podatku na nasze gadżety codziennego użytku, wydaje się już przesądzone.

Pomysł natomiast spotkał się ze sporą falą krytyki w globalnej sieci. Internauci, czyli również i użytkownicy takich urządzeń, już zapowiedzieli, że jeśli będą zmuszeni do zakupu droższych smartfonów i tabletów, to bez żadnych wyrzutów sumienia pozwolą sobie na instalowane na nich pirackich wersji oprogramowania, ponieważ zapłacili podatek, z którego to imienia twórcy i organizacje je zrzeszające otrzymują wynagrodzenie.