Przyjście Villas-Boasa błędem?

Wygląda na to, że telenowela pod tytułem Torres nie może się przełamać w Chelsea jakby nijak nie zbliża się do końca. Problemy Hiszpana w Londynie nie znikają, a co najwyżej zmieniają swoją formę. Bo co z tego, że snajper spisuje się już odrobinę lepiej w ataku The Blues, skoro cały zespół przestał zdobywać gole?

Wygląda na to, że telenowela pod tytułem Torres nie może się przełamać w Chelsea jakby nijak nie zbliża się do końca. Problemy Hiszpana w Londynie nie znikają, a co najwyżej zmieniają swoją formę. Bo co z tego, że snajper spisuje się już odrobinę lepiej w ataku The Blues, skoro cały zespół przestał zdobywać gole?

Wygląda na to, że telenowela pod tytułem "Torres nie może się przełamać w Chelsea" jakby nijak nie zbliża się do końca. Problemy Hiszpana w Londynie nie znikają, a co najwyżej zmieniają swoją formę. Bo co z tego, że snajper spisuje się  już odrobinę lepiej w ataku "The Blues", skoro cały zespół przestał zdobywać gole?

Powyższy wstęp jest oczywiście lekką przesadą. Chelsea wciąż bowiem wygrywa większość meczy i znajduje się czołówce angielskiej Premier League, jednak kibice na Stamford Bridge coraz bardziej zastanawiają się, czy przyjście André Villas-Boasa do klubu rzeczywiście było tak dobrym posunięciem włodarzy londyńczyków, na jakie się pierwotnie zapowiadało.

Reklama

Po 11 kolejkach w Premiership Chelsea zajmuje "dopiero" czwarte miejsce, a sam zespół zdobywa wyraźnie mniej goli, aniżeli w analogicznym czasie w zeszłym roku pod wodzą Carlo Ancelottiego. Wówczas bowiem podopieczni włoskiego trenera zdobywali średnio od 2 do 4 goli na mecz. Ile goli "niebiescy" zdobywają teraz każdy widzi. Zresztą nawet jeśli piłkarzom Chelsea uda się zdobyć więcej niż jedna bramkę w meczu, to nierzadko zawodzą wtedy w obronie (vide mecz z Arsenalem).

Ciężko też dostrzec jakieś efekty współpracy Villas-Boasa z Torresem, którego portugalski trener chciał przywrócić do pełni formy, jaką prezentował jeszcze w Liverpoolu. Owszem, w porównaniu do zeszłosezonowego gola, te 2 w Premiership i kolejne 2 w Lidze Mistrzów są jakimiś prognostykami na przyszłość, jednak każdy wierzył, że ów proces potrwa szybciej.

Szkoleniowiec nie był bowiem głuchy na uwagi Torresa, który wyznał niedawno, że opuścił Anfield Road ze względu na odejście Xabiego Alonso do Realu Madryt oraz ogólne zmniejszenie jego liczby rodaków w Liverpoolu. Były opiekun FC Porto postanowił więc nie marnować czasu i chcąc "oswoić" Hiszpana w Londynie ściągnął na Stamfrod Bridge Juana Manuela Matę oraz Oriola Romeu.

Jednak popularny "El Nino" wciąż przeważnie słania się na boisku zamiast zdobywać kolejne bramki i wygląda na to, że nawet trener z Portugalii nie będzie w stanie mu pomóc.

Czy zatem spekulacje mediów, że Abramowicz będzie chciał pozbyć się obu panów już tej zimy okażą się prawdziwe? Być może najbliższy mecz, który przypada właśnie an spotkanie z Liverpoolem pomoże nam przybliżyć się jakiejś odpowiedzi na to pytanie.

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama