Rusza pierwszy podmorski projekt górniczy

Na terenie należącym do Papui Nowej Gwinei górnictwo ma właśnie wkroczyć w kolejną fazę rozwoju. Już niedługo, mimo sprzeciwu ekologów i lokalnych aktywistów, kanadyjska firma Nautilus Minerals rozpocznie wydobycie z tamtejszego dna morskiego miedzi i złota.

Na terenie należącym do Papui Nowej Gwinei górnictwo ma właśnie wkroczyć w kolejną fazę rozwoju. Już niedługo, mimo sprzeciwu ekologów i lokalnych aktywistów, kanadyjska firma Nautilus Minerals rozpocznie wydobycie z tamtejszego dna morskiego miedzi i złota.

Na terenie należącym do Papui Nowej Gwinei górnictwo ma właśnie wkroczyć w kolejną fazę rozwoju. Już niedługo, mimo sprzeciwu ekologów i lokalnych aktywistów, kanadyjska firma Nautilus Minerals rozpocznie wydobycie z tamtejszego dna morskiego miedzi i złota.

Firma otrzymała od lokalnego rządu licencję na 20 lat wydobycia. Projekt nazwany Solwara 1 ma polegać na kopaniu cennego kruszcu z dna morskiego, około 1.6 kilometra pod wodami Morza Nowogwinejskiego - około 50 kilometrów od wybrzeży Nowej Brytanii.

Już teraz inne państewka w rejonie Pacyfiku takie jak Fidżi, Tonga czy Nowa Zelandia udzielają licencji firmom zajmującym się podmorskim kopaniem w nadziei na uzyskanie podmorskiego bogactwa.

Reklama

Jednak wiele zależy od projektu Solwara 1, który jest traktowany niczym królik doświadczalny. Jakie jest ryzyko? Tego dokładnie nie wiadomo, bo sam proces kopania jest bardzo unikalny.

Polega on ma na wyciąganiu wody z hydrotermalnych kominów (są to miejsca erupcji gorącej wysoko zmineralizowanej wody, zawierającej również gazy wulkaniczne), które wypluwają duże ilości cennego kruszcu. Woda ta ma być filtrowana i po wyciągnięciu całej wartościowej zawartości wpuszczana z powrotem do morza.

Dlatego też wybór miejsca pilotażowego projektu jest nieprzypadkowy. Wybrane zostało państwo tak egzotyczne, że większość ludzi nie ma pojęcia gdzie się ono znajduje, a do tego bardzo biedne - dla którego każdy grosz się liczy.

Zdaniem biologów takie wydobycie może zaburzyć naturalny ekosystem w wodach wprowadzając do niego toksyczne metale, które dotrzeć mogą w łańcuchu pokarmowym do tuńczyka - a w efekcie także do człowieka.

Jednak zwolennicy takich metod wydobycia porównują to do koszenia trawy - po wykorzystaniu jednego komina hydrotermalnego niemal natychmiast pojawia się kolejny. W dodatku twierdzą oni, że na tak dużych głębokościach nie będzie to miało żadnego wpływu na morskie życie, a są inne plusy takiego rozwiązania - nie trzeba budować drogiej infrastruktury i zatrudniać rzesz ludzi - większą częścią procesu zajmują się roboty.

Jak wyjdzie? To już czas pokaże, pewnie po wielu latach.

Źródło:

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy