Szatałow jak Guardiola

Miniona niedziela była szczególna dla fanów futbolu w Polsce pod dwoma względami: każdy zdążył już ochłonąć po sobotnim finale Ligi Mistrzów i koncercie Barcelony oraz poznaliśmy ostateczny układ polskiej Ekstraklasy. I teraz możemy to już śmiało powiedzieć: Panie i Panowie - mamy swojego Guardiolę!

Miniona niedziela była szczególna dla fanów futbolu w Polsce pod dwoma względami: każdy zdążył już ochłonąć po sobotnim finale Ligi Mistrzów i koncercie Barcelony oraz poznaliśmy ostateczny układ polskiej Ekstraklasy. I teraz możemy to już śmiało powiedzieć: Panie i Panowie - mamy swojego Guardiolę!

Miniona niedziela była szczególna dla fanów futbolu w Polsce pod dwoma względami: każdy zdążył już ochłonąć po sobotnim finale Ligi Mistrzów i koncercie Barcelony oraz poznaliśmy ostateczny układ polskiej Ekstraklasy. I teraz możemy to już śmiało powiedzieć: Panie i Panowie - mamy swojego Guardiolę!

Josep Guardiola po raz drugi ograbił Sir Alexa Fergusona z pucharu Champions League. Finał był widowiskiem dość jednostronnym, które tylko potwierdziło, że obecna ekipa Barcelony to najprawdopodobniej najznakomitsza drużyna klubowa w całej historii futbolu. A przynajmniej tak się znawcom wydaje. Niemniej zespół sam z siebie nie wygrałby tylu spotkań. Trener Guardiola znowu udowodnił, że jest szkoleniowcem z najwyższej półki, a sukcesy "Dumy Katalonii" nie należą do przypadków.

Reklama

Tymczasem na polskich kartofliskach kibice byli pochłonięci zgoła innymi dramatami, aniżeli bezsilność piłkarzy Manchesteru United. Bo o ile na górze tabeli nie było już o co walczyć i niektóre drużyny zdążyły już sobie zapewnić to co chciały, to już na dole całej klasyfikacji toczyła się mordercza walka o "być, albo nie być". To właśnie tam objawił nam się "nowy Guardiola"...

Tuż przed końcem sezonu mówiło się, że nawet tercet Mourinho-Wenger-Guardiola nie byłby w stanie uratować Cracovię przed spadkiem. Jak się okazało, żadna z tych wielkich postaci nie była nawet "Pasom" potrzebna. Wystarczył Jurij Szatałow...

Ukrainiec dokonał czegoś co wydawało się niemożliwe. Skoczył dalej niż Adam Małysz, pokonał Chucka Norrisa jego własnym półobrotem i nauczył Grzegorza Lato mówić po angielsku. Krótko mówiąc: utrzymał Cracovię w Ekstraklasie. Do ostatniej kolejki nie było wiadomo kto z felernej trójki sezonu ("Pasy", Polonia Bytom i Arka Gdynia) zdoła uratować się przed spadkiem w nędzną przepaść I ligi. Cracovia jako jedyna z nich zdołała zdobyć 3 punkty w przedostatnim spotkaniu sezonu, co pozwoliło jej zająć trzecie od końca miejsce w tabeli. Wszystko miało jednak rozstrzygnąć się w tę niedzielę, kiedy to każdy punkt był na wagę złota. Dosłownie. Jak na ironię, wszystkie zespoły przegrały swoje spotkania i to "Pasy" mogły cieszyć się ze zdjęcia noża z gardła.

Szatałow udowodnił więc, że w polskiej lidze mogą zdarzyć się akty cudu nawet bez udziału "Fryzjera". Oczywiście nowym Guardiolą to on nie zostanie nigdy, ale i tak należy mu się duży szacunek za to, że uratował krakowianom Ekstraklasę. Brawo panie Jurij!

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy