To kometa zabiła dinozaury?

Grupa amerykańskich geochemików podczas ostatniej konferencji Lunar and Planetary Science Conference ujawniła wyniki swoich najnowszych badań, które wskazują, że dinozaury padły prawdopodobnie ofiarą pędzącej z zawrotną prędkością komety, a nie jak uważano do tej pory dużego lecz dość powolnego (w skali kosmicznej) meteorytu.

Grupa amerykańskich geochemików podczas ostatniej konferencji Lunar and Planetary Science Conference ujawniła wyniki swoich najnowszych badań, które wskazują, że dinozaury padły prawdopodobnie ofiarą pędzącej z zawrotną prędkością komety, a nie jak uważano do tej pory dużego lecz dość powolnego (w skali kosmicznej) meteorytu.

Grupa amerykańskich geochemików podczas ostatniej konferencji Lunar and Planetary Science Conference ujawniła wyniki swoich najnowszych badań, które wskazują, że dinozaury padły prawdopodobnie ofiarą pędzącej z zawrotną prędkością komety, a nie jak uważano do tej pory dużego lecz dość powolnego (w skali kosmicznej) meteorytu.

Na fakt ten wskazują dokładniejsze badania 180-kilometrowego krateru Chicxulub w Meksyku, który według najnowszych badań musiał zostać stworzony w wyniku uderzenie mniejszego obiektu niż wcześniej sądzono.

Kwestia ta nadal budzi kontrowersje lecz co do jednego badacze się w pełni zgadzają - około 65 milionów lat temu w Ziemię musiał uderzyć kamień pochodzący z kosmosu na co wskazuje globalna warstwa geologiczna o wyższej zawartości irydu. Pozostaje tylko kwestia jak bardzo odbiega ona od normy - co wskazałoby na rozmiar kosmicznej skały, która doprowadziła do zagłady 70% ziemskiego życia i stworzyła wielki krater w Meksyku.

Reklama

W nowych badaniach porównano tę ilość z ilością innego minerału, który został rozpylony w wyniku uderzenia - osmu. Porównanie to wskazało, że skała uderzająca w Ziemię musiała być dużo mniejsza. Ilość dwóch badanych pierwiastków odpowiada bowiem planetoidzie o średnicy 5 kilometrów - a obiekt taki z całą pewnością nie stworzyłby tak gigantycznego krateru.

Badacze doszli więc do wniosku, że zderzenie musiało nastąpić z obiektem posiadającym dużo mniej skalnego materiału lecz niosącym ze sobą większą energię. Czyli komety.

Inni naukowcy zauważają, że jest to bardzo ciekawa teoria, jednak jest w niej pewien brak - jej autorzy zakładają bowiem, że aż 75% masy bolidu musiało zostać rozpylone po ziemi, podczas gdy wcale tak nie musiało być. Problem nie jest zatem definitywnie rozwiązany.  

Źródło:

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy