USA krajem trzeciego świata?

Stany Zjednoczone są największą gospodarką świata, dla wielu innych krajów są przykładem państwa, któremu się udało, a wielu ludzi marzy o tym, by móc w Stanach żyć i pracować. Dlatego dziwić może konkluzja, do jakiej doszedł ostatnio Peter Temin - emerytowany profesor ekonomii z MIT - który twierdzi, że wszystko wskazuje, iż USA stają się krajem trzeciego świata.

Stany Zjednoczone są największą gospodarką świata, dla wielu innych krajów są przykładem państwa, któremu się udało, a wielu ludzi marzy o tym, by móc w Stanach żyć i pracować. Dlatego dziwić może konkluzja, do jakiej doszedł ostatnio Peter Temin - emerytowany profesor ekonomii z MIT - który twierdzi, że wszystko wskazuje, iż USA stają się krajem trzeciego świata.

Stany Zjednoczone są największą gospodarką świata, dla wielu innych krajów są przykładem państwa, któremu się udało, a wielu ludzi marzy o tym, by móc w Stanach żyć i pracować. Dlatego dziwić może konkluzja, do jakiej doszedł ostatnio Peter Temin - emerytowany profesor ekonomii z MIT - który twierdzi, że wszystko wskazuje, iż USA stają się krajem trzeciego świata.

Temin w swojej analizie, która zawarta została w liczącym sobie 256 stron opracowaniu zatytułowanym The Vanishing Middle Class: Prejudice and Power in a Dual Economy, zwraca uwagę nie tylko na tak rzucające się w oczy wskaźniki jak stan infrastruktury - dróg i mostów, który ma w USA przypominać już bardziej Bangladesz niż Niemcy, ale także podpiera odpowiednim modelem ekonomicznym.

Reklama

Modelem tym jest ten stworzony przez noblistę w dziedzinie ekonomii Sir Arthura Lewisa i dotyczy państw słabiej rozwiniętych. Jego podstawy opierają się na tym, że właśnie takim państwom można przypisać pewien gospodarczy dualizm: istnieje biedniejsza, liczna część społeczeństwa, która nie ma praktycznie żadnego realnego wpływu na politykę i bogata, mniej liczną kasta, która mając na politykę duży wpływ dba o to, by biedni pozostali biedni - w ten sposób zapewnia sobie tanią siłę roboczą - a także o to, by podatki dla najbogatszych były jak najniższe, co pozwala im po prostu być jeszcze bogatszymi.

Lewis zwrócił uwagę, że tak podzielone kraje w zasadzie są dwoma oddzielnymi światami, różnymi pod praktycznie każdym względem, które nie tylko nie mogą się dogadać, ale nawet nie podejmują takiej próby, żyjąc w fizycznym oddzieleniu od siebie.

Zdaniem Temina, model stworzony przez Lewisa da się obecnie przypisać Stanom Zjednoczonym, w których klasa średnia niemal znikła, jednak nie jest to wcale - zdaniem emerytowanego profesora - sytuacja bez wyjścia. Do tego potrzebne jest jednak mądre rządzenie - wydawanie więcej pieniędzy w kraju, na poprawę edukacji, infrastruktury i po prostu całego szeroko pojętego życia przeciętnych Amerykanów zamiast na niekończące się wojny, zmiana polityki kryminalnej, przez którą więzienia zapełniają się ludźmi, którzy nie powinni się tam znaleźć, a zamiast tego skupienie się na poprawie socjoekonomicznej sytuacji biedniejszej części społeczeństwa i w końcu opodatkowanie nie tylko przychodów, ale także kapitału już zgromadzonego przez najbogatszych.

Oczywiście bogaci, lub ci, którzy wierzą w to, że kiedyś sami takimi się staną, zmianą tym będą ostro oponować, lecz według Temina prędzej czy później przyjdzie im zapłacić. Ponadto zmiany są również w ich interesie - długofalowe efekty lepszej kondycji całej ekonomii odczują oni bowiem na własnej skórze, między innymi dzięki postępom w medycynie i innych dziedzinach nauki.

Źródło: , Zdj.: CC0

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy