Uwięziona na lodowej pustyni

Renee-Nicole Douceur - 58-letnia Amerykanka pracująca na stacji badawczej Amundsen-Scott na biegunie południowym, na której znajduje się ona obecnie zupełnie sama, podczas pracy przy biurku 27 sierpnia doznała wylewu krwi do mózgu. Obecnie jej stan jest stabilny, lecz organizatorzy ekspedycji badawczej nie chcą wysyłać ekipy ratunkowej.

Renee-Nicole Douceur - 58-letnia Amerykanka pracująca na stacji badawczej Amundsen-Scott na biegunie południowym, na której znajduje się ona obecnie zupełnie sama, podczas pracy przy biurku 27 sierpnia doznała wylewu krwi do mózgu. Obecnie jej stan jest stabilny, lecz organizatorzy ekspedycji badawczej nie chcą wysyłać ekipy ratunkowej.

Renee-Nicole Douceur - 58-letnia Amerykanka pracująca na stacji badawczej Amundsen-Scott na biegunie południowym, na której znajduje się ona obecnie zupełnie sama, podczas pracy przy biurku 27 sierpnia doznała wylewu krwi do mózgu. Obecnie jej stan jest stabilny, lecz organizatorzy ekspedycji badawczej nie chcą wysyłać ekipy ratunkowej.

Rodzina pani Douceur natychmiast gdy dowiedziała się o sytuacji zgłosiła się do zarządzającej stacją firmy Raytheon Polar Services oraz organizacji National Science Foundation. Te jednak twierdzą, że wysyłanie w chwili obecnej ekipy ratunkowej jest zbyt niebezpieczne, a stan chorej nie zagraża jej życiu.

Reklama

Tego jednak do końca nie wiadomo, gdyż poszkodowana musiała zdiagnozować się sama, bez praktycznie żadnego sprzętu używanego w takich wypadkach - tomografu komputerowego czy rezonansu magnetycznego. Nie posiada ona także żadnych leków, które stosowane są zazwyczaj w przypadku wylewu.

Obecnie na biegunie południowym panuje zima, a więc występują ekstremalnie niskie temperatury i silne wiatry, przy których lot samolotem jest bardzo niebezpieczny.

Stan pani Doceur jest stabilny, lecz zgłosiła ona częściową utratę wizji w obu oczach. Obecnie dużą część dnia spędza ona podłączona do aparatu tlenowego, dzięki czemu być może uda się uniknąć poważniejszych konsekwencji.

Pierwszy samolot z zaopatrzeniem ma wyruszyć na stację 17 października, wtedy też najprawdopodobniej kobieta doczeka się ratunku.

W zeszłym miesiącu Sydney Raynes, siostrzenica pani Doceur, założyła w sieci stronę , poprzez którą chce ona wywrzeć nacisk na organizatorów ekspedycji, aby pospieszyli się z ratunkiem.

Według niej, Raytheon oraz National Science Foundation nie czynią nawet przygotowań, żeby w przypadku ewentualnej poprawy pogody móc wystartować i udzielić poszkodowanej pomocy jak najszybciej.

W przypadku wylewu bez szczegółowych badań tak naprawdę ciężko cokolwiek lekarzom stwierdzić. Jeśli nastąpiła tylko blokada naczynia krwionośnego, wtedy najprawdopodobniej całe zniszczenia zostały już dokonane. Jeśli jednak z żyły wypływa krew, obrażenia mogą być coraz większe.

Nie jest to pierwszy przypadek tego typu. W 1999 Jerri Nielsen Fitzgerald - lekarka rezydująca na stacji arktycznej sama poddała się operacji usunięcia raka piersi, znieczulając się tylko lodem i jakimś lokalnym środkiem przeciwbólowym. Została ona uratowana, lecz zmarła w 2009 roku z powodu nawrotu choroby.

Aby wylądować w stacji Amundsen-Scott, temperatura musi być wyższa niż -45 stopni Celsjusza. W innym przypadku paliwo zmienia się w galaretę.

Źródło:

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy