Weekendowe granie #18 – Tomb Raider
Tomb Raider to gra legenda, instytucja i samodzielna, żyjąca swoim życiem marka. Seria ma już na liczniku 15 lat i masę tytułów. Dała kopa branży, szansę konsolom, zwłaszcza PSX i stała się zaczynem dla gatunku oraz natchnęła wielu twórców – czy bez pierwowzoru w postaci Lary, powstałoby obsypane nagrodami Uncharted?
Tomb Raider to gra legenda, instytucja i samodzielna, żyjąca swoim życiem marka. Seria ma już na liczniku 15 lat i masę tytułów. Dała kopa branży, szansę konsolom, zwłaszcza PSX i stała się zaczynem dla gatunku oraz natchnęła wielu twórców – czy bez pierwowzoru w postaci Lary, powstałoby obsypane nagrodami Uncharted?
Gra miewała momenty gdy błyszczała i upadała strasznie nisko, ale Lara mimo upływających lat nie straciła nic na atrakcyjności. Nie można zapominać o miejscu jakie Tomb Raider zajął w pop kulturze. Na bazie gry powstały niezliczone komiksy, filmy, gadżety, cosplayerowe kostiumy. Lara pokazała się nawet na scenie zespołu U2. Kolega zza biurka podpowiada mi, że dla wielu facetów była pierwszym kontaktem z „prawdziwą” kobietą :)
Co by jednak o tej serii nie mówić, od ostatniej gry minęło już trochę czasu i zaczął ją już delikatnie pokrywać kurz. W tym miejscu wkroczyło Crystal Dynamics, które za pieniądze Square Enix miało przygotować grę, która ponownie rozrusza interes. Czy się udało? Wydaje mi się, że nowy Tomb Raider odniósł sukces jeszcze przed premierą. Znakomicie napędzany hype i doskonale przygotowana promocja zrobiły swoje. Finalna wersja gry, przypieczętowała to wszystko i udowodniła, że reklamy nie były bajkami dla wyposzczonych fanów Lary Croft.
Fabuła. No właśnie, opowiadać o niej muszę ostrożnie, żeby nie zdradzić zbyt wiele, ale z pewnością mogę i powinienem powiedzieć tyle, że jest skonstruowana wręcz znakomicie. Jest prawdziwa, wciągająca, powoduje wzruszenia, wywołuje emocje.
Tym razem poznajemy Larę Croft jako młodą, nieoświadczoną archeolog. Bierze udział w swojej pierwszej wyprawie badawczej i tak naprawdę nie ma pojęcia co ją czeka. Jak wiecie z trailerów pokazywanych przed premierą, wyprawa odbywa się na okręcie, zasiedlonym badaczami i ludźmi z telewizji. Celem jest odnalezienie zaginionej wyspy, na której siedzibę miała starożytna japońska cywilizacja, której pierwsza królowa – nosząca imię Hamiko – słynęła z nadprzyrodzonych umiejętności, umożliwiających jej wpływanie na pogodę. Za to i za inne cechy czczona była przez swoim ziomków jako bóstwo. Na okręcie pojawia się konflikt między młodą Larą a bardziej doświadczonymi kolegami po fachu. Ci ostatni nie bardzo chcą przychylić się do jej teorii i nie wyrażają zgody, aby popłynąć na niebezpieczne wody. Croft zdołała jednak przekonać kapitana okrętu i okręt skierował się w upragnionym kierunku. Następuje katastrofa, okręt tonie, Lara ląduje na wyspie, dostaje w czachę i budzi się w jaskini, w której dokonywane są rytualne mordy.
Tyle wiecie, jeśli nie graliście. Klimat jest od samego początku ustawiony na maksa. Lara nie bardzo umie poradzić sobie z sytuacją, nigdy nie walczyła o przeżycie, nie musiała zabijać, trudność sprawia jej wspinanie się, eksploracja jaskiń i oczywiście używanie broni. Cały rozwój i przemiana następują na naszych oczach i jest to zrealizowane po mistrzowsku i bardzo wiarygodnie. Zielona początkowo postać Lary rozwija się, zyskując kolejne punkty doświadczenia. W sumie jest to mechanizm podobny do tego co widujemy w grach RPG. Punkty gromadzone za udane akcje przeciwko wrogom, polowania i znalezione przedmioty są tutaj „walutą”, za która nabywamy nowe lub też rozwijamy posiadane umiejętności. Warto zatem gromadzić przedmioty, przeszukiwać boczne dróżki i jaskinie oraz ciała pokonanych wrogów, gdyż ze wszystkiego można coś zrobić, a niektóre znajdźki są wręcz niezbędne, aby przedostać się do jakiegoś obszaru.
Akcja rozwija się i jest prowadzona z wielkim rozmachem, w bardzo efektowny, powiedziałbym filmowy sposób, ale nie po łebkach, czy z próbą maskowania niedoróbek. Wszystko ma odpowiedni smak, a w kilku miejscach strasznie żałowałem, że nie mogłem wybrać co ma się stać za chwilę. No, ale trudno...
Tomb Raider był od samego początku mocno porównywany do Uncharted i toczyła się dyskusja domysłów, jak bardzo będą te gry podobne pod względem systemu rozgrywki i rozwiązań gameplayowych. Moim zdaniem podobieństw udało się uniknąć i Tomb Raider jest samodzielnym jego twórców, firmy Crystal Dynamics.
Odejście o znanych rozwiązań widać już od pierwszego momentu, w systemie sterowania i zachowaniu postaci Lary. Zrezygnowano tutaj z przyklejania się o przeszkód, stanowiących osłonę w czasie walki, a zastąpiono ją pochyloną pozycją, która jest zdecydowanie bardziej naturalna. W grze widać także zdecydowanie mniej walki niż w porównywanym Uncharted. Wygrała tradycja i Lara zdecydowanie więcej spędzi na eksploracji niż na strzelaniu i okładaniu się z przeciwnikami. To oczywiście nie oznacza, że walkę potraktowano po macoszemu. Sekwencje walki są widowiskowe i bierze w nich udział od jednego do kilku przeciwników, ale nie spodziewajcie się tu niekończących się fal wrogów wyskakujących z krzaków. Bardzo dobrze rozwiązano i widać też, że producenci mocno postawili na elementy skradania się, które premiowane jest łatwiejszym wykańczaniem przeciwników, bez angażowania się w rozpierduchę. Przeciwnicy choć raczej nieliczni stanowią spore wyzwanie, gdyż nie są ani mięczakami, ani debilami i potrafią napsuć nieco krwi. Z martwych ciał można wyciągać rozmaite przedmioty stanowiące dodatkową nagrodę za zwycięstwo. W tym miejscu pojawia jedne z naprawdę nielicznych błędów gry, a mianowicie po walce z liczniejszymi przeciwnikami, część ciał zabitych potrafi zniknąć, ot tak sobie, a więc nie jesteśmy w stanie poszperać im po kieszeniach.
Niektórzy ludzie zarzucają Tomb Raiderowi liniowość. Myślę, że są to głównie osoby, które nie miały okazji pograć. Rzeczywiście jest tak, że akcja rozgrywa się w sposób liniowy, ale na trasie znajdujemy masę dodatkowych zadań, ścieżek umożliwiających skok w bok i poszperanie w celu odnalezienia ciekawych przedmiotów. Prawdziwym sprawdzianem umiejętności eksploracji oraz przemieszczania się w trudnych miejscach są jaskinie. Muszę przyznać, że producenci gry zaimponowali mi w tym przypadku bardzo mocno. Kawal doskonałej roboty. W jaskiniach, których zwiedzanie nie jest obowiązkowe, odnajdziecie mnóstwo cennych przedmiotów, które ułatwią Wam rozgrywkę, ale dowiecie się także o dziejach Hamiko, czyli wspomnianej wcześniej bogini, która spowodowała iż Lara zawitała na nieprzyjazną wyspę. Nawet jeśli coś już minęliśmy, to nie ma problemu, aby wrócić do już odwiedzanych miejsc. Pomaga w tym doskonała mapa oraz system teleportów, którymi są w tym przypadku ogniska.
Oprawa graficzna i dźwiękowa to rzeczy, których byłem pewien już od chwili, gdy na . Finalna wersja miażdży. Animacja jest bezbłędna , postacie poruszają się idealnie. Jest to szczególnie ważne w grach, gdzie element zręcznościowy gra tak dużą rolę. Jednym z największych atutów są zapierające dech w piersiach widoki. Niekiedy uda się rzucić okiem na przepięknie wykonaną okolicę. Zdecydowanie najsłabszym ogniwem jest animacja twarzy postaci. Doskonałym uzupełnieniem przepięknej grafiki, jest doskonała oprawa dźwiękowa. Tutaj wybuchy, grzmoty, szelesty, wystrzały, okrzyki bólu, itd. brzmią realistycznie, czyli tak jak powinny. Dodatkowo sympatyczna ścieżka dźwiękowa. Wszystko to komponuje się w bardzo dobrą całość.
Niestety nie mogę się wypowiedzieć na temat polskiej lokalizacji, gdyż dysponuję jedynie angielskojęzyczną wersją gry.
Multiplayera nie chcę krzywdzić, a więc wypowiem się tak, że jest poprawny i dostajemy kilka trybów. Z drugiej strony jest tylko pięć map i nic co zapadałoby w pamięć. Jest poprawnie, ale bez szału. W tym wypadku twórcy gry za mocno poszli w kierunku Uncharted, ale dokonali tego dość nieudolnie. Efekt jest taki, że MP można traktować jako przybudówkę, ale taką przeciętną, na doczepkę.
Podsumowując – mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że Tomb Raider jest najlepszą grą tego typu, w jaką grałem od czasu Uncharted 3. Zdecydowanie i bez wahania oceniam ją na prawie najwyższą ocenę. Na ujęte punkciki zapracowały drobne niedoróbki oraz zabiedzony multiplayer. Jestem przekonany, że pieniądze wydane na zakup, jak i 20 godzin Waszego życia, poświęcone na rozgrywkę, nie zostaną zmarnowane.