Węgry rezygnują z podatku za dane z sieci

Pod koniec października węgierski rząd poinformował o swoim planie wprowadzenia podatku od danych z internetu (150 forintów, czyli około 2 złotych za gigabajt), odzew tamtejszego społeczeństwa był jednak tak duży, że Wiktor Orban musiał odłożyć kontrowersyjną ustawę na półkę.

Pod koniec października węgierski rząd poinformował o swoim planie wprowadzenia podatku od danych z internetu (150 forintów, czyli około 2 złotych za gigabajt), odzew tamtejszego społeczeństwa był jednak tak duży, że Wiktor Orban musiał odłożyć kontrowersyjną ustawę na półkę.

Pod koniec października węgierski rząd poinformował o swoim planie wprowadzenia podatku od danych z internetu (150 forintów, czyli około 2 złotych za gigabajt), był jednak tak duży, że Wiktor Orban musiał odłożyć kontrowersyjną ustawę na półkę.

Protesty na wielką skalę (na ulice Budapesztu wyszło nawet 100 tysięcy osób) zaczęły się w zeszłą niedzielę, a demonstranci skupili swój gniew na siedzibie rządzącej partii Fidesz, która obrzucana została starymi częściami komputerowymi. Protestujący nie tylko byli niezadowoleni z tego, że będą musieli więcej płacić za korzystanie z sieci, lecz obawiali się także wykorzystania ustawy do faktycznego wprowadzenia cenzury w sieci.

Reklama

Podatek miał wynosić 150 forintów (2 złote) od gigabajt danych, a jego miesięczny limit miał wynosić 700 forintów dla osób fizycznych i 5000 forintów dla przedsiębiorstw.

Ten przypadek i przypadek ACTA pokazują jak może skończyć się urzędowe majstrowanie przy internecie. Lud zawsze będzie potrzebował panem et circenses, a w naszych czasach rolę igrzysk spełnia właśnie globalna sieć.

Źródło:

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy