Wezwali pomoc... pojawił się okręt atomowy

Załoga małej motorówki Barentsa-1100, płynącej po wodach Morza Białego na północy Rosji, wezwała S.O.S. przez radio w obawie przed zbliżającym się potężnym sztormem. W motorówce znajdowało się za mało paliwa, by mogła bezpiecznie dobić do najbliższego portu w Archangielsku.

Załoga małej motorówki Barentsa-1100, płynącej po wodach Morza Białego na północy Rosji, wezwała S.O.S. przez radio w obawie przed zbliżającym się potężnym sztormem. W motorówce znajdowało się za mało paliwa, by mogła bezpiecznie dobić do najbliższego portu w Archangielsku.

Załoga małej motorówki Barentsa-1100, płynącej po wodach Morza Białego na północy Rosji, wezwała S.O.S. przez radio w obawie przed zbliżającym się potężnym sztormem.

W motorówce znajdowało się za mało paliwa, by mogła bezpiecznie dobić do najbliższego portu w Archangielsku.

Marynarze byli pewni, że ich wyprawa zakończy się tragedią, gdy nagle obok ich łodzi wyrósł olbrzymi okręt podwodny o napędzie atomowym, należący do rosyjskiej Floty Północnej.

Władze portu, co prawda, wysłały dwa śmigłowce Mi-8, jednak pierwsza odpowiedziała załoga 150-metrowej łodzi podwodnej K-119 Woroneż.

Reklama

Jej dowódca zdecydował o zabraniu na pokład pięciu mężczyzn, którzy wybrali się na wycieczkę po Morzu Białym, wcześniej nie sprawdzając warunków pogodowych, które przecież w tej części świata zmieniają się jak w kalejdoskopie.

To nie pierwszy przypadek udzielenia pomocy cywilnej łodzi przez jeden z okrętów floty wojennej, jednak bardzo rzadko zdarza się, że na wezwanie odpowiada jednostka tego typu.

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy