Oceany pełne tajemnic. Niewyjaśnione dźwięki, legendy i niezwykłe gatunki życia
Oceany wciąż stanowią zagadkę, mimo intensywnych badań naukowych. Nadal odkrywamy w nich nieznane zjawiska, tajemnicze dźwięki i zagadkowe historie, które rozpalały wyobraźnię ludzi przez dekady. Ich dna pozostają w dużej mierze niezbadane, co sprawia, że wciąż czekają nas tam wielkie odkrycia i potencjalne niespodzianki.

Spis treści:
- Fakty o oceanach
- Tajemnicze dźwięki z oceanu. Poznaj Bloopa i Julię
- SS Ourang Medan. Przerażająca historia statku-widmo
- Tajemniczy gatunek żyjący głęboko pod wodą
Pomimo postępu nauki o oceanach wciąż wiemy mniej niż o kosmosie. Na głębokości, gdzie nie dociera światło, woda skrywa wiele tajemnic, o których nawet nie mamy pojęcia. Co jakiś czas jednak na powierzchnię wypływają pewne zdumiewające zjawiska, a my się im teraz przyjrzymy.
Fakty o oceanach
Pomimo tego, że oceany pokrywają ponad 70 proc. powierzchni Ziemi, zbadaliśmy tylko około 5 proc. ich dna. Wielkie głębokości stanowią ogromne wyzwanie technologiczne i logistyczne, a brak wystarczających środków finansowych i priorytetów naukowych w porównaniu do innych obszarów - takich jak kosmos - utrudnia eksplorację. Wysokie ciśnienie, brak światła i ogromne obszary sprawiają, że nawet ze współczesną, najnowocześniejszą technologią nie jest możliwe zbadanie całych oceanów, a nawet znacznej ich części - dysponujemy lepszymi mapami Marsa niż dna oceanu.
Tajemnicze dźwięki z oceanu. Poznaj Bloopa i Julię
W 1997 roku amerykańska Narodowa Agencja Oceanów i Atmosfery (NOAA) zarejestrowała podwodny dźwięk o bardzo niskiej częstotliwości i wysokiej amplitudzie. Naukowcy nasłuchujący podwodnej aktywności wulkanicznej na południowym Pacyfiku natrafili na dziwny, potężny dźwięk. Podwodne mikrofony (hydrofony), rozmieszczone w odległości ponad 3219 kilometrów od siebie, zarejestrowały liczne przypadki tego dźwięku, który nie przypominał niczego, co wcześniej słyszano. Był nie tylko głośny, ale w trakcie jego trwania można było usłyszeć charakterystyczny "bloop", od którego wzięła się nazwa.

Zaczęły mnożyć się teorie, cóż mogło wydać taki dźwięk: czy był to skutek podwodnych ćwiczeń wojskowych, silników statków, olbrzymich kałamarnic, wielorybów, czy może jakiegoś morskiego stworzenia nieznanego nauce?
Wraz z biegiem czasu coraz więcej podwodnych mikrofonów było umieszczanych bliżej Antarktydy, a naukowcy nieustannie badali różne dźwięki dna oceanu. W końcu w 2005 roku, na najdalej na południe wysuniętym lądzie Ziemi, odkryto źródło donośnych dźwięków Bloop. Okazało się, że wcale nie był to potwór, a pękająca góra lodowa. Kiedy klimat się ociepla, coraz częściej dochodzi do odrywania się lodu od lodowców, który następnie topi się w oceanie.
1 marca 1999 roku również zarejestrowano nietypowy dźwięk przez autonomiczny system hydrofonów na wschodnim równikowym Pacyfiku. Ochrzczono go imieniem "Julia", ponieważ niepokojąco przypominał dźwięk kobiety. Z powodu dziwnego brzmienia ludzie snuli teorie na temat jego pochodzenia.
W rzeczywistości eksperci z NOAA uważają, że był to znów dźwięk góry lodowej, osiadającej na dnie morza. Lecz co jeśli się mylą, a teorie społeczności o krakenach i innych potworach są prawdziwe? W końcu mamy jeszcze tyle do odkrycia, że na pewno coś nas zaskoczy.
SS Ourang Medan. Przerażająca historia statku-widmo
Jego historia zaczyna się dosyć niepewnie. Różne źródła podają nieco inne informacje, ale jedna z najpopularniejszych wersji głosi, że statek płynął przez Cieśninę Malakka w latach 40. XX wieku. W pewnym momencie inny statek, znajdujący się w pobliżu, odebrał dziwną wiadomość z Ourang Medan: "Płyniemy. Wszyscy oficerowie, łącznie z kapitanem, martwi w kabinie nawigacyjnej i na mostku. Prawdopodobnie cała załoga nie żyje… Ja umieram".
Amerykański statek o nazwie Silver Star wyruszył na poszukiwania. Kiedy dotarł do Ourang Medan i grupa mężczyzn weszła na jego pokład, zastał ich makabryczny widok. Cała załoga była martwa, "odsłoniętymi zębami, z twarzami zwróconymi ku słońcu, wpatrzonymi w nie, jakby w strachu…", włącznie z psem okrętowym, który padł w trakcie warczenia. Żadne z ciał nie nosiło śladów obrażeń fizycznych.
Wtedy zauważono dym wydobywający się z Ourang Medan. Ratownicy ledwo dotarli w bezpieczne miejsce, kiedy statek eksplodował, a następnie zatonął - i nigdy więcej go nie odnaleziono. Co ciekawe, pomimo licznych źródeł donoszących o tym parowcu, w dokumentach brak wpisów do rejestru pod tą nazwą. Co się więc stało z załogą na statku, który formalnie nie istniał?
Wiele wersji legendy kończy się właśnie w tym miejscu, jednak istnieje raport, który głosi, że samotny ocalały dostarczył więcej szczegółów na temat losów statku. Jerry Rabbit wylądował na brzegu Wysp Marshalla w szalupie ratunkowej z sześcioma martwymi członkami załogi dziesięć dni po eksplozji Ourang Medan. Tam misjonarz wysłuchał jego historii, nim ten zmarł z wycieńczenia.
Rabbit twierdził, że dołączył do załogi Ourang Medan w Szanghaju. Przed wypłynięciem do Kostaryki na statek załadowano 15 000 skrzyń z podejrzanym ładunkiem i dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że dołączył do operacji przemytniczej. Po jakimś czasie jego współtowarzysze zaczęli skarżyć się na skurcze żołądka, a następnie umierali. Rabbit zajrzał do dziennika pokładowego, aby odkryć, że statek przewoził kwas siarkowy, cyjanek potasu i nitroglicerynę. Kwas zdawał się wyciekać, tworząc gaz, który powoli dusił całą załogę. Nie zastanawiał się długo - wymknął się z sześcioma innymi łodzią, lecz nikt prócz niego nie przeżył trudów podróży, a on sam zmarł wkrótce po wygłoszeniu swojej historii.
Czy statek Ourang Medan kiedykolwiek istniał? W żadnych rejestrach nie został udokumentowany, nie ma też oficjalnych raportów o zatonięciu, a śladów wraku w Cieśninie Malakka (ani nigdzie indziej) nie odnaleziono. Cała historia została opowiedziana i zmieniona tyle razy, że stała się potężną legendą, a wiele pytań dotyczących statku-widmo wciąż pozostaje bez odpowiedzi.
Tajemniczy gatunek żyjący głęboko pod wodą
Co roku odkrywa się dziesiątki nowych gatunków głębinowych. Jednym z nich Blobfish, znaleziony w 2003 roku podczas ekspedycji oceanicznej NORFANZ u wybrzeży Nowej Zelandii.
Inaczej nazwana "najbrzydszą rybą na świecie" szybko stała się hitem internetu. Jej wygląd jednak wcale nie jest taki sam pod wodą, w jej naturalnym środowisku. Kiedy pływa sobie spokojnie na głębokościach od 600 do 1200 metrów, a następnie jest gwałtownie wyciągnięta na powierzchnię, jej ciało puchnie, tkanki doznają niszczycielskich uszkodzeń, ulegając ogólnemu zniekształceniu, a ona sama niedługo potem umiera.
Poza wodą Blobfish jest galaretowatym, niezbyt uroczym zwierzęciem. Ma wielką głowę i obwisły nos, a jego usta są wygięte w grymasie, przypominając smutnego człowieka. W 2013 roku okrzyknięto go najbrzydszym zwierzęciem świata, co przysporzyło mu jeszcze większej popularności - prócz memów zaczęły pojawiać się piosenki, pluszaki czy nawet postacie telewizyjne.
Te zadziwiające stworzenia zamiast łusek mają luźną, wiotką skórę, a aby zachować swój kształt, wykorzystują ciśnienie wody, bo nie mają ani mocnych kości, ani grubych mięśni. To właśnie dlatego po wyciągnięciu z wody zamieniają się w miękką papkę. Gruba warstwa galaretowatego ciała pod skórą sprawia, że ryba ta ma nieco mniejszą gęstość od wody, co pozwala jej unosić się na dnie morskim.

Występuje u wybrzeży Oceanu Spokojnego, Indyjskiego i Atlantyku. Jest drapieżnikiem czatującym, co oznacza, że zjada wszystko, co przepływa obok - m.in. skorupiaki i padlinę. Głównym zagrożeniem czyhającym na Blobfisha jesteśmy my sami - połowy głębinowe i denne mogą zaszkodzić temu gatunkowi. A ponieważ rozwija się on w zimnej wodzie, może także ucierpieć przez ocieplający się klimat - a przy tym podwyższającą się temperaturę oceanów.
Oceany są największym obszarem nadającym się do zamieszkania na naszej planecie - i jest tam więcej życia niż gdziekolwiek na Ziemi. Badacze widzieli mniej niż 0,001 proc. dna oceanu głębinowego - który zajmuje 90 proc. całego oceanu. Szacują, że w oceanie może występować nawet do miliona gatunków, nie licząc większości mikroorganizmów, których ilość liczy się w milionach. Ponad dwie trzecie tych gatunków nie zostało jeszcze odkrytych, co pokazuje, z jaką skalą nowych, nieznanych nam wcześniej stworzeń mamy do czynienia.

Pod taflą wody wciąż kryją się światy i tajemnice, o których nawet nie śnimy. Gdzieś w głębi, poza światłem i ludzkim zasięgiem, życie toczy się w swoim rytmie. Czasem uchwycimy strzęp dźwięku lub cień wraku, które uzmysławiają nam, że woda pamięta znacznie więcej, niż potrafimy sobie wyobrazić.












