Wielka chmura gazu pędzi ku Drodze Mlecznej

Jak donoszą astronomowie z Space Telescope Science Institute - instytutu nadzorującego prace czynione z pomocą Kosmicznego Teleskopu Hubble - w kierunku Drogi Mlecznej zmierza z ogromną prędkością wielka chmura gazu. I choć brzmi to nieco apokaliptycznie to nie mamy się czego obawiać - zamiast niszczyć gaz ten doprowadzi do efektu zupełnie przeciwnego - narodzin nowych gwiazd.

Jak donoszą astronomowie z Space Telescope Science Institute - instytutu nadzorującego prace czynione z pomocą Kosmicznego Teleskopu Hubble - w kierunku Drogi Mlecznej zmierza z ogromną prędkością wielka chmura gazu. I choć brzmi to nieco apokaliptycznie to nie mamy się czego obawiać - zamiast niszczyć gaz ten doprowadzi do efektu zupełnie przeciwnego - narodzin nowych gwiazd.

Jak donoszą astronomowie z Space Telescope Science Institute - instytutu nadzorującego prace czynione z pomocą Kosmicznego Teleskopu Hubble - w kierunku Drogi Mlecznej zmierza z ogromną prędkością wielka chmura gazu. I choć brzmi to nieco apokaliptycznie to nie mamy się czego obawiać - zamiast niszczyć gaz ten doprowadzi do efektu zupełnie przeciwnego - narodzin nowych gwiazd.

Obiekt nazwany Chmurą Smitha odkryto już w roku 1963, ale jego skład i pochodzenie były przez bardzo długi czas zagadką. Podejrzewano, że może to być jakaś dziwna galaktyka albo gaz pochodzący z przestrzeni międzygwiezdnej, jednak zespół naukowców z University of Notre Dame w Indianie był ostatnio w stanie stwierdzić z czego obłok ten się składa i skąd się wziął.

Reklama

Otóż okazuje się, że jest on bardzo bogaty w siarkę, podobnie jak zewnętrzna część Drogi Mlecznej, i pochodzi on z naszej galaktyki, z której został w jakiś sposób wyrzucony około 70 milionów lat temu. Gdyby pochodził on skądinąd to nie mógłby on po prostu zawierać takiej ilości tego pierwiastka.

Za około 30 milionów lat pędząca z prędkością ponad 300 kilometrów na sekundę chmura, która ma długość około 9800 lat świetlnych uderzy w Drogę Mleczną, ale nie mamy się czego obawiać - nie będzie to zdarzenie niszczycielskie, a raczej "rodzicielskie" - w wyniku kolizji powstać może nawet ponad 2 miliony nowych gwiazd, a zatem dojdzie do swego rodzaju kosmicznego recyklingu.

A astronomowie, jeśli oczywiście nadal będziemy tu obecni, będą mieli co oglądać, bo tak wielkie zdarzenia nie dzieją się zazwyczaj tak blisko.

Źródło:

Geekweek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy