"Włoska Barcelona" nabierze tempa?

W przerwie między sezonami dość głośno było o włoskiej AS Romie, która miała wysokie aspiracje zostać drugą Barceloną. Jednak od początku nowych rozgrywek rzymski klub zawodzi praktycznie na każdym polu, a liczba wierzących, że zespół ze stolicy Włoch jeszcze coś osiągnie stale malała. Aż do przedwczoraj...

W przerwie między sezonami dość głośno było o włoskiej AS Romie, która miała wysokie aspiracje zostać "drugą Barceloną". Jednak od początku nowych rozgrywek rzymski klub zawodzi praktycznie na każdym polu, a liczba wierzących, że zespół ze stolicy Włoch jeszcze coś osiągnie stale malała. Aż do przedwczoraj...

W połowie wakacji Roma ogłosiła całemu światu, iż jej nowym trenerem będzie Luis Enrique, były piłkarz i niedawny trener młodzieży w FC Barcelonie. Wkrótce po tym, Hiszpan na łamach mediów pokusił się o wyznanie, iż przybył na Półwysep Apeniński z misją stworzenia w Rzymie "drugiej Blaugrany", która swoją finezją i piękną grą miała podbić statyczną Serie A.

Działacze klubu szybko podchwycili ten pomysł i wręcz zasypali Enrique milionami euro, które miały być przeznaczone na spektakularne transfery. I rzeczywiście, niedługo potem w Romie zameldowało się kilka głośnych nazwisk. Kadra została bowiem wzmocniona takimi zawodnikami jak choćby Érik Lamela (River Plate), José Ángel (Sporting Gijon), Bojan (FC Barcelona), Maarten Stekelenburg (Ajax Amsterdam), Cicinho (FC Villarreal), Gabriel Heinze (Olympique Marsylia), Marco Borriello (AC Milan), Simon Kjaer (VfL Wolfsburg), Miralem Pjanic (Lyon), Fernando Gago (Real Madrid), Fabio Borini (Parma), czy Pablo Osvaldo (Espanyol Barcelona).

Łączna wysokość zakupów hiszpańskiego szkoleniowca sięgnęła 78.635.500 euro, co uplasowało Romę na piątym miejscu w klasyfikacji najbardziej rozrzutnych klubów podczas letniego okienka transferowego.

W obliczu rewolucji kadrowej oczekiwania stawiane przed zespołem rosły niemal z każdym dniem, aż do rozpoczęcia samego sezonu. I tu już tak różowo nie było...

Zaczęło się w miarę optymistycznie. Pierwszym meczem pod wodzą Enrique był wyjazdowy sparing z węgierskim Vasasem, który Roma wygrała 0:1. Później było już tylko gorzej... Pierwsze sprowadzenie na ziemię przyszło podczas sparingu z Valencią, gdzie Włochom wbito 3 gole, podczas gdy sami nie potrafili odpowiedzieć żadnym. Mimo wszystko kibice wierzyli, iż ten wynik o niczym nie świadczy, a klub dowiedzie swojej wartości podczas meczu kwalifikacyjnego do Ligi Europejskiej. Roma była o krok od fazy grupowej i wystarczyło tylko wygrać dwumecz ze Slovanem Bratysława, gdzie swoją drogą gra teraz Erik Cikos, którego przed sezonem pozbyła się Wisła Kraków. Ku zdumieniu wszystkich Roma przegrała na wyjeździe 1:0 i groziło jej widmo wyeliminowania przez słowacki zespół. Luis Enrique robił więc co mógł, by przed rewanżem zmotywować "swoją Barcelonę" i nie zbłaźnić się przed całym światem. Mecz jednak zweryfikował wszystko. Roma tylko zremisowała ze Słowakami 1:1 i sensacja stała się faktem.

Pomimo blamażu, trener nie stracił swojej dopiero co otrzymanej niedawno posady. W Rzymie wierzono bowiem, że zespół prowadzony przez Hiszpana w końcu "zaskoczy" i wizja szkoleniowca w końcu stanie się faktem. I tu przyszło kolejne rozczarowanie. Debiut w Serie A przypadł na porażkę 1:2 z Cagliari, które wcale nie było faworytem tego spotkania. Później co prawda było troszeczkę lepiej (0:0 ze znajdującym się bez formy Interem Mediolan i 1:1 ze Sieną na własnym boisku), ale wciąż łatwo było się domyśleć, iż jeśli klub szybko nie odnotuje jakiegoś sukcesu, to były trener młodzieży w Barcelonie szybko pożegna się ze swoją pracą.

Klątwa trwała aż do ostatniej niedzieli, kiedy to niczym wybawienie Osvaldo trafił do siatki AC Parmy. Jak się później okazało, był to gol na wagę trzech punktów, a zarazem pierwszego punktowego zwycięstwa Luisa Enrique, który tamtego wieczora był zdecydowanie najszczęśliwszym człowiekiem we Włoszech. Sukces z Parmą przedłużył bowiem szanse Hiszpana na realizację jego wizji stworzenia "drugiej Barcelony". Czy mu się to uda?

Z pewnością zweryfikuje to Atalanta Bergamo, która jest najbliższym przeciwnikiem klubu z Rzymu. Zespół z miejscowości Ciserano jest istną rewelacją włoskiej Serie A, notując po 4 meczach nowego sezonu aż 3 zwycięstwa i jeden remis. Czy zatem hiszpański trener Rzymian zdoła udowodnić prawdziwą wartość swojej drużyny, czy też wizja "nowej Blaugrany" zagości w jego głowie tylko do najbliższej niedzieli?

Czekamy na Wasze głosy!

Geekweek
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas