Wybory po azersku
W środę w Azerbejdżanie odbyły się wybory prezydenckie, które - bez niespodzianek - wygrał po raz trzeci z rzędu Ilham Alijew (a przejął on władzę po swoim ojcu, który rządził tym krajem przez 10 lat). Nie było by w tym nic aż tak niezwykłego gdyby nie fakt, że wyniki wyborów znane były już dzień wcześniej za sprawą oficjalnej mobilnej aplikacji tamtejszej Centralnej Komisji Wyborczej.
W środę w Azerbejdżanie odbyły się wybory prezydenckie, które - bez niespodzianek - wygrał po raz trzeci z rzędu Ilham Alijew (a przejął on władzę po swoim ojcu, który rządził tym krajem przez 10 lat). Nie było by w tym nic aż tak niezwykłego (oczywiście jeśli za wzór normalności postawimy sobie na przykład Rosję) gdyby nie fakt, że wyniki wyborów znane były już dzień wcześniej za sprawą oficjalnej mobilnej aplikacji tamtejszej Centralnej Komisji Wyborczej.
Oficjalna aplikacja komisji jeszcze przed rozpoczęciem głosowania pokazała, że Alijew wygrał zdecydowanie zdobywając 72.76% głosów, a plasujący się za nim popularny opozycjonista, członek Azerskiej Akademii Nauk Jamil Hasanli uzyskał poparcie zaledwie 7.4% głosujących. Dane - tak szybko jak się pojawiły - znikły z aplikacji, a komisja wyborcza tłumaczyła się testem przeprowadzanym z użyciem danych z wyborów z 2008 roku.
Tłumaczenie można uznać za dość dziwne, bo nazwiska kandydatów były jak najbardziej aktualne, różniła się także ilość uzyskanych przez nich głosów.
Już po podliczeniu oficjalnych wyników okazało się, że Alijew zdobył poparcie na poziomie około 85%, a wybory uznano za ważne, mimo że w niektórych lokalach wyborczych obywatele nagrali osoby wrzucające wiele kart do urn.
Majątek Alijewów liczony jest na setki milionów dolarów, bo przyczynili się oni do azerskiego boomu naftowego - idąc na współpracę z zachodnim konsorcjum, któremu przewodzi BP.
Źródło: