40 lat od katastrofy "Mikołaja Kopernika". Prawdę poznaliśmy w 2010 roku

Katastrofa "Kopernika" to historia fuszerek i ignorancji przepisów. Tuż po niej pojawiły się plotki, że był to zamach bombowy. Powstała specjalna komisja śledcza, a sprawie zaczęła przyglądać się Służba Bezpieczeństwa. Cała prawda o katastrofie lotu „Mikołaja Kopernika” wyszła na jaw dopiero w 2010 roku. Nie była ona przyjemna dla polskich władz. Jakie były kulisy katastrofy, w której zginęło 87 osób, w tym m.in. piosenkarka Anna Jantar i 22 członków amatorskiej reprezentacji bokserskiej USA?

article cover
Michał KułakowskiAgencja FORUM

40 lat od katastrofy "Mikołaja Kopernika". Prawdę poznaliśmy w 2010 roku

Katastrofa "Kopernika" to historia fuszerek i ignorancji przepisów. Tuż po niej pojawiły się plotki, że był to zamach bombowy. Powstała specjalna komisja śledcza, a sprawie zaczęła przyglądać się Służba Bezpieczeństwa. Cała prawda o katastrofie lotu „Mikołaja Kopernika” wyszła na jaw dopiero w 2010 roku. Nie była ona przyjemna dla polskich władz. Jakie były kulisy katastrofy, w której zginęło 87 osób, w tym m.in. piosenkarka Anna Jantar i 22 członków amatorskiej reprezentacji bokserskiej USA?

Ostatnią informację podano 31 marca. Prasa pisała, że na pokładzie iliuszyna znajdowała się tona paliwa i, że trwają poszukiwania silników. Kolejne artykuły pojawiły się dopiero po zakończeniu śledztwa. W międzyczasie opinia publiczna huczała od plotek. Niekiedy całkowicie absurdalnych i pozbawionych sensu. Natychmiast pojawiła się plotka, że katastrofa tak naprawdę miała zatuszować porwanie Anny Jantar, którego miał dopuścić się arabski szejk. Oczywiście nie miało to nic wspólnego z prawdą.
Z dokumentów przechowywanych w archiwach IPN wyłania się obraz bylejakości, łamania procedur i wszelkich zasad bezpieczeństwa lotów. Jako pierwszy do akt dotarł Andrzej Krajewski z Newsweeka w marcu 2010 roku. Znalazł w nich tysiące stron protokołów, notatek i ekspertyz. Wynikało z nich, że zarząd PLL "Lot" od 1977 roku wprowadził drastyczne oszczędności, które wpłynęły na jakość obsługi płatowców i silników.
Dwadzieścia sześć sekund później samolot rozbił się ledwie kilkaset metrów od lotniska. Wszyscy zginęli. Za przyczynę katastrofy uznano nieszczęśliwy zbieg okoliczności i "ukrytą wadę materiałowo-technologiczną" - tym samym odpowiedzialnością za tragedię zostali obarczeni radzieccy konstruktorzy. Ale prawda była znacznie bardziej złożona.
Przyczyna wypadku była bardziej prozaiczna. W raporcie można przeczytać: "W końcowej fazie lotu, podczas podejścia samolotu do lądowania nastąpiło zniszczenie turbiny lewego, wewnętrznego silnika (na zdjęciu) na skutek niekorzystnego i przypadkowego zbiegu okoliczności i ukrytych wad materiałowo-technologicznych, które doprowadziły do przedwczesnego zmęczenia wału silnika. Częściami zniszczonej turbiny zostały uszkodzone dwa inne silniki i układy sterowania samolotem: ster wysokości i kierunku".
Jakby było mało, zarząd firmy doszedł do wniosku, że biuro konstrukcyjne kierowane przez Siergieja Iliuszyna zaniżyło resurs silników i wysłali do ZSRR informację, że według nich silniki wytrzymają nawet 8,6 tysięcy godzin lotu. Odpowiedziano im, że mogą sobie latać bez remontu ile chcą, ale biuro konstrukcyjne nie bierze za to odpowiedzialności. Polacy sztucznie wydłużyli resursy silników, bez przeprowadzania badań i przeglądów. Skutek był taki, że samoloty coraz częściej wracały z USA lotem technicznym - bez pasażerów.
Do lądowania zostało około 60 sekund, a wciąż nie zaświeciła się kontrolka sygnalizująca wysunięcie podwozia. Zgodnie z procedurą kapitan zaczął odchodzić na drugi krąg i - aby wznieść się w górę - wydał rozkaz maksymalnego zwiększenia mocy silników. Nagle z jednego z nich zaczął wydobywać się czarny dym.
Tuż po wypadku miejsce zabezpieczyła milicja, ZOMO i WSW - samolot spadł na teren jednostki Wojska Polskiego. Nikt niepowołany nie mógł dostać się na miejsce wypadku. Dziennikarzom lokalnych mediów zabroniono pisać o wypadku, informując, że do obiegu dopuszczone są wyłącznie depesze Polskiej Agencji Prasowej. Dzień po wypadku, 15 marca 1980 roku wszystkie dzienniki w Polsce opublikowały krótką depeszę: "Biuro Polityczne KC PZPR, Rada Państwa i Rada Ministrów wyrażają głęboki żal i współczucie rodzinom ofiar katastrofy lotniczej". I tyle. Temat był powoli wyciszany. Aleksander JalosińskiAgencja FORUM
Na pokładzie Iła-62, który 14 marca 1980 roku miał pokonać trasę z Nowego Jorku do Warszawy, było 10 członków załogi i 77 pasażerów. Wszyscy byli zirytowani. Z powodu bardzo złych warunków atmosferycznych start opóźnił się o ponad dwie godziny. W końcu "Kopernik" wystartował i po dziewięciu godzinach spokojnego lotu zaczął zbliżać się do lotniska Okęcie.Michał KułakowskiAgencja FORUM
Pojawiła się także teoria o zamachu bombowym, co na przełomie lat 70. i 80. nie było niczym zaskakującym. W latach 70. w wyniku zamachów bombowych zniszczonych zostało 10 samolotów liniowych. Problem w tym, że elementy kadłuba były ledwie osmolone od niewielkich pożarów. Samolot rozpadł się po uderzeniu o ziemię, gubiąc jedynie elementy poszycia na drzewach. W dodatku żadna z licznych organizacji terrorystycznych nie była zainteresowana przyznaniem się do zamachu.Aleksander JalosińskiAgencja FORUM
Strona radziecka nie zgodziła się z raportem, uznając, że pęknięcie wału nie było przyczyną, a skutkiem katastrofy. Wycofali się z tej opinii dopiero w 1987 roku, kiedy z tych samych przyczyn rozbił się w Lesie Kabackim "Tadeusz Kościuszko". W swoim uporze mieli nieco racji. Faktycznie bezpośrednią przyczyną było pęknięcie wału, ale nie wywołane wadami materiałowymi, a niewłaściwą konserwacją i serwisem. Prawda wyszła na jaw dopiero w 2010 roku, dzięki odtajnieniu dokumentów IPN.Aleksander JalosińskiAgencja FORUM
Było to bardzo bliskie prawdy, ale komisja pominęła kilka ważnych kwestii. Faktycznie samolot wzniósł się wyżej ze względu na brak sygnalizacji systemu wypuszczania podwozia, informującego o wypuszczeniu i zablokowaniu kół w pozycji otwartej. W chwili, gdy mechanik zwiększył obroty silnika pękł wał turbiny niskiego ciśnienia silnika nr 2. Swobodnie obracająca się turbina zdemolowała silnik, a jego odłamki uszkodziły sąsiedni silnik nr 1 i kadłub, niszcząc linki sterów, zasilanie czarnej skrzynki. Zatrzymały się dopiero w gondoli silnika nr 3. Michał KułakowskiAgencja FORUM
Władze jednak tuszowały sprawę. Na początku kwietnia 1980 roku śledztwo zaczęło być wyciszane, a oficjalny raport, przedstawiony opinii publicznej, informował jedynie o "ukrytych wadach materiałowo-technologicznych". O prawdziwych, pierwotnych przyczynach katastrofy Polacy dowiedzieli się dopiero w 2010 roku.Aleksander JalosińskiAgencja FORUM
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas