67 godzin dookoła świata

Dokładnie pięć lat temu, 3 marca 2005 r., Steve Fossett został pierwszym człowiekiem w historii, który samotnie okrążył Ziemię samolotem bez międzylądowania i tankowania. By przelecieć prawie 37 tys. km potrzebował 2 dni 19 godzin 1 minuty i 46 sekund...

Samolot GlobalFlyer pośród chmur
Samolot GlobalFlyer pośród chmurAFP

Ostatecznie, po wielu zmianach konstrukcyjnych, samolot M 311 (później nazwany Scaled Composites Model 311 Virgin Atlantic GlobalFlyer) był gotowy w 2005 r. Przypominająca samolot myśliwski dalekiego zasięgu z okresu II wojny światowej P-38 Lightning maszyna była trzykadłubowym statkiem powietrznym, zbudowanym z ultralekkich kompozytów węglowo-epoksydowych. W środkowym kadłubie znajdowała się ciśnieniowa kabina pilota, a tuż nad nią - silnik turbowentylatorowy Williams International FJ44. W zewnętrznych kadłubach oraz skrzydle umieszczono zbiorniki paliwa. W klasycznie usterzonych zewnętrznych kadłubach znalazło się podwozie. Doskonałość aerodynamiczna GlobalFlyera wynosiła 37, czyli dokładnie tyle, ile osiąga dobrej klasy szybowiec. Właściwości te pozwalały samolotowi przelecieć na optymalnej wysokości przelotowej (15 tys. m) aż 400 km z wyłączonymi silnikami.

Trasa lotu przebiegała nad wschodnim wybrzeżem Kanady, północnym Atlantykiem, Wyspami Brytyjskimi, Bliskim Wschodem, Indiami, Chinami i dalej Oceanem Spokojnym aż do Salina w stanie Kansas. By przelot Fossetta mógł być uznany za lot dookoła świata pilot musiał przelecieć - zgodnie z przepisami Międzynarodowej Federacji Lotniczej - odległość 36787,559 km. Czyli dokładnie długość Zwrotnika Raka.

61-letni Fossett znosił lot w ciasnej kabinie GlobalFlyera bardzo dobrze. Przez pierwsza dobę w ogóle nie spał, a z krótkich drzemek, w które wpadał w kolejnych godzinach wybudzali go kontrolerzy lotu z centrum kontroli znajdującego się na terenie Uniwersytetu Stanowego Kansas.

GlobalFlyer, którym leciał Fossett wyglądał tak:

Trzy czwarte długości trasy samolot pokonał bez żadnych problemów i największym zmartwieniem Fossetta był sen oraz... brak toalety na pokładzie. Dopiero po minięciu Chin sytuacja zaczęła się komplikować. Okazało się bowiem, że paliwo ubywa ze zbiorników w znacznie szybszym tempie, niż zakładano. Powodzenie misji milionera stanęło pod znakiem zapytania, tym bardziej, że Fossetta czekał przelot nad Pacyfikiem.

Mimo dużego prawdopodobieństwa zakończenia lotu nie na lotnisku w Kansas, ale w wodach Oceanu, Fossett kontynuował misję licząc na wykorzystanie sprzyjających prądów powietrznych. Co faktycznie się stało i umożliwiło podróżnikowi dopisanie kolejnego osiągnięcia do swojej długiej listy wyczynów. Dokładnie po 67 godzinach, 1 minucie i 46 sekundach od startu Fossett ponownie pojawił się na lotnisku w Salina. Entuzjastycznie witany, m.in. przez Richarda Bransona - właściciela Virgin Atlantic, zdawał się nie dowierzać, że właśnie został pierwszym w historii człowiekiem, który samotnie oraz bez międzylądowań i tankowania obleciał samolotem Ziemię. Podróżnik przeleciał 36912 km ze średnią prędkością 550 km/h.

GlobalFlyer został wykorzystany ponownie przez Fossetta rok później. Amerykański milioner pobił wówczas rekord w długości lotu samolotem. W trakcie 76 godzin i 45 minut przeleciał 41467 km. Samolot, który podczas drugiego lotu nie był tak niezawodny, jak za pierwszym razem, znajduje się teraz w Narodowym Muzeum Lotnictwa i Przestrzeni Kosmicznej w Waszyngtonie. Natomiast Steve Fossett zginął 3 września 2007 r., kiedy - w trakcie turystycznego lotu - roztrzaskał się swoim jednosilnikowym samolotem sportowym Bellanca Super Decathlon o górę w okolicach Mammoth Lakes w Kalifornii.

Marcin Wójcik

INTERIA.PL
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Dołącz do nas