Broad Peak Middle - pierwszy polski ośmiotysięcznik
28 lipca 1975 roku na dziewiczym Broad Peak Middle stanęli Kazimierz Głazek, Janusz Kuliś, Marek Kęsicki, Andrzej Sikorski i Bohdan Nowaczyk. Był to pierwszy ośmiotysięczny wierzchołek zdobyty przez Polaków. Za sukces himalaiści zapłacili najwyższą cenę.
Wznoszący się w Karakorum na pograniczu Pakistanu i Chin Broad Peak to dwunasty pod względem wysokości szczyt świata. To też masyw górski tak rozległy, że gdy pod koniec XIX wieku ujrzał go Brytyjczyk Martin Conway, nazwał go obrazowo “Szerokim Szczytem".
Położony na południowy wschód od K2 skalny kolos składa się z pięciu wierzchołków. Są to Broad Peak (8051 m.), Rocky Summit (8028 m.), Broad Peak Middle (8011 m.), Broad Peak North (7490 m.) oraz Kharut Kangri (6942 m.).
Góry wysokie za żelazną kurtyną
Era pierwszych wejść na ośmiotysięczniki skończyła się dekadę wcześniej. W latach 1950-1964 zdobyto komplet czternastu najwyższych szczytów świata, począwszy od francuskiego podboju Annapurny, a na chińskiej wyprawie na Sziszapangmę czternaście lat później skończywszy.
Polscy wspinacze, odcięci od gór najwyższych żelazną kurtyną i polityką silnej ręki wschodniego okupanta, mogli co najwyżej marzyć o wyprawach w dalekie Himalaje i rozpamiętywać sukces starszych kolegów sprzed II wojny światowej.
2 lipca 1939 roku Jakub Bujak i Janusz Klarner stanęli na szczycie Nanda Devi East (7434 m.), szóstej na tamte lata najwyższej góry zdobytej przez człowieka. Później przyszła wojna i rządy sowieckie, a Himalaje i Karakorum oddaliły się na długie lata na nieosiągalny dla Polaków dystans.
Późną wiosną 1975 roku, w znacznie lepszych dla wspinaczy czasach, na Broad Peak Middle ruszyła wyprawa Klubu Wysokogórskiego z Wrocławia.
W jej składzie znaleźli się: Janusz Fereński (kierownik), Stanisław Anioł, Tadeusz Barbacki (kierowca ciężarówki), Roman Bebak, Kazimierz Głazek (zastępca kierownika), Wojciech Jonak (lekarz), Zbigniew Jurkowski, Jan Juszkiewicz, Marek Kęsicki, Janusz Kuliś, Bohdan Nowaczyk, Marian Sajnog (kierowca), Andrzej Sikorski, Andrzej Skoczylas (operator filmowy) i Jerzy Woźnica.
Cel ekspedycji nie był przypadkowy. Kolejnym ważnym kierunkiem w rozwoju himalaizmu stały się pierwsze wejścia na pozostałe wierzchołki ośmiotysięczne, towarzyszące szczytom głównym, już zdobytym. Za najbardziej samodzielny i wymagający uchodził w połowie lat 70. Broad Peak Middle.
Nie było kłopotów z dokumentami. Zgodę załatwiono przez Ambasadę Pakistanu w Warszawie. Zezwolenie nadeszło w lutym 1975 roku. Finanse pochodziły z różnych źródeł - od władz miejskich przez wojewódzkie po państwowe. Pomogły również zakłady pracy z Dolnego Śląska, a Jelczańskie Zakłady Samochodowe wypożyczyły wyprawie Jelcza 315-M.
Lina została w plecaku
Drugiego maja w drogę ciężarówką przez pół świata ruszyli Tadeusz Barbacki, Marian Sajnog i Janusz Kuliś. Reszta ekipy trzy tygodnie później wsiadła w samolot. Po problemach związanych z niepogodą, strajkiem tragarzy i opóźnieniami w kraju, w którym czas jest kwestią umowną, na początku lipca mogli rozpocząć akcję górską.
W kilka tygodni stanęły trzy obozy, lecz załamanie pogody kilkakrotnie przegoniło wspinaczy z powrotem do bazy. Wreszcie, 28 lipca o trzeciej w nocy, ruszył atak szczytowy. W relacji opublikowanej w “Taterniku" (nr 1/1976) Kazimierz Głazek napisze:
W jednym z plecaków została 80-metrowa lina.
Krótkie chwile na szczycie
Mozolnie zdobywają wysokość. Pogoda pogarsza się.
Maleje widoczność, sypie gęsty śnieg. Gdy wchodzą na szczyt, zegarki wskazują kwadrans po 19. Nie ma czasu na fetowanie sukcesu. Zostawiają puszkę z nazwiskami pierwszych zdobywców i zaczynają schodzić. Obiecują sobie, że gdy załamanie pogody minie, wrócą na wierzchołek za dzień lub dwa, by zrobić zdjęcia.
Na wsuniętej do puszki kartce, a przede wszystkim w historii himalaizmu, zapisano pięć nazwisk: to Kazimierz Głazek, Janusz Kuliś, Marek Kęsicki, Andrzej Sikorski i Bohdan Nowaczyk - pierwsi zdobywcy Broad Peak Middle.
Troje z nich nie wróci do bazy.
Wiatr o sile huraganu
Z każdą godziną warunki były coraz gorsze. Huraganowy wiatr, zamieć śnieżna i ciemności utrudniały zjazdy na linie, zakładanie stanowisk i porozumiewanie się. Liną szarpał wiatr, miotając wspinaczami.
Zjeżdżali jeden po drugim. Po Januszu Kulisiu, a przed Andrzejem Sikorskim przyszła pora na Bohdana Nowaczyka. Koledzy wkrótce odkrywają, że 28-latek spadł w przepaść po chińskiej stronie masywu. Nawoływali, świecili w otchłań latarkami. Bez efektu.
Wraz z partnerem spadła jedyna lina, jaką posiadali. Druga została w plecaku. Wyczerpani i roztrzęsieni nie byli gotowi na dalsze schodzenie bez asekuracji. Przeczekali noc, robiąc co tylko mogli, by nie zamarznąć. Nad ranem znów próbowali odnaleźć Bohdana Nowaczyka.
W południe ruszyli w dół.
Kolejna noc pod gołym niebem
Z relacji Kazimierza Głazka w “Taterniku":
“Ze względu na duże zmęczenie, schodzę bardzo powoli. Wciąż trwa zamieć, chwilami nie można otworzyć oczu, w które tnie mieciony wiatrem śnieg. Muszę często przystawać i odpoczywać. W końcu jestem poniżej żlebu i krzyczę, że może schodzić następny. Obniżając się dalej stwierdzam, że w niektórych miejscach jest znacznie trudniej niż poprzedniego dnia — wiatr poodsłaniał płaty lodu, na którym trzeba rąbać stopnie".
Idą w odstępach. Powoli. Bardzo zmęczeni. Wiedzą, że tej nocy znów nie dotrą do namiotów. Czeka ich kolejna noc pod gołym niebem wysoko na górze. Kazimierz Głazek na krawędzi szczeliny przygotowuje miejsce w miarę chroniące od wiatru. Dochodzi do niego Janusz Kuliś. Wołają kolegów, świecą latarkami. Nic. Są sami. Tak mija noc.
Kazimierz Głazek: “Gdy się trochę rozwidnia, zaczynamy schodzić w dół, rozglądając się w poszukiwaniu kolegów i zgubionego przez Janusza Kulisia czekana. Czekan tkwi wbity w śnieg około stu metrów od naszego biwaku. Jeszcze niżej dostrzegamy ciemny kształt, niewiele wystający ze śniegu. Po dojściu do niego stwierdzamy z przerażeniem, że to Andrzej Sikorski".
Tragiczny bilans dopełni śmierć Marka Kęsickiego.
Pamięci ofiar wyprawy
Kazimierz Głazek i Janusz Kuliś wyzuci z sił dotarli do obozu trzeciego.
W międzyczasie zaalarmowani koledzy ruszyli w górę. Najwyżej, właśnie do III, doszedł Roman Bebak i pomógł im zejść do dwójki, skąd z pomocą ruszył Jan Juszkiewicz. W niższym obozie czekali lekarz Wojciech Jonak i Andrzej Skoczylas. W bazie zameldowali się w nocy z 1 na 2 sierpnia.
5 sierpnia zwinęli namioty i przygnębieni ruszyli w drogę powrotną. Wcześniej w urwiskach zachodniej ściany Broad Peaka próbowali bez powodzenia odnaleźć ciało Marka Kęsickiego, trzeciej ofiary zamieci pod szczytem.
Nim odeszli, na głazie obok daty (29.07.1975) wyryli nazwiska trzech kolegów, którzy zostali na górze na zawsze.
Wyczyn w cieniu tragedii
Broad Peak Middle był pierwszym ośmiotysięcznym wierzchołkiem zdobytym przez Polaków. Sukces wyprawy Klubu Wysokogórskiego z Wrocławia zszedł jednak na dalszy plan wobec tragedii, jaka rozegrała się w trakcie zejścia.
Janusz Kurczab i Zbigniew Kowalewski wyliczyli szereg błędów natury taktycznej popełnionych przez uczestników ekspedycji. W ich wspólnej publikacji pt. “Na szczytach Himalajów" czytamy:
“Poza fatalnym pozostawieniem liny, niewłaściwie kierowanie atakiem szczytowym, brak dostatecznego zabezpieczenia zespołu szturmowego, a także zbyt optymistyczna próba skopiowania taktyki Austriaków [pierwszych zdobywców Broad Peaka z 1957 roku - przyp. DJ] - na dodatek bez zaporęczowania ściany nad przełęczą.
Tak liczne błędy mogą uchodzić i często uchodzą niezauważone przy dużej dozie szczęścia - gdy wyprawie dopisze pogoda. Nieubłaganie mszczą się jednak, gdy alpiniści staną bezbronni wobec straszliwej siły przyrody najwyższych gór świata" - skwitowali Janusz Kurczab i Zbigniew Kowalewski.
Zaledwie kilkadziesiąt godzin po tym, jak Broad Peak Middle doczekał się pierwszych zdobywców, Leszek Cichy, Janusz Onyszkiewicz i Krzysztof Zdzitowiecki zapisali kolejną ważną kartę w historii polskich dokonań w górach najwyższych, stając 1 sierpnia 1975 roku na szczycie Gasherbruma II (8035 m). Ale to temat na zupełnie inną opowieść...