Garbo: Agent, który prowadził podwójną grę
W zmaganiach wywiadów bardzo ważna jest rola podwójnych agentów - szpiegów pracujących dla obu stron, choć w rzeczywistości tylko dla jednej. Takim właśnie agentem był pewien Hiszpan, pracujący pod kryptonimem "Garbo".
Urodzony w 1912 roku Juan Pujol García nie sympatyzował z ruchem faszystów, od połowy lat 30. XX wieku zalewającym Europę. Chciał mu się czynnie przeciwstawić i w 1941 roku nawiązał kontakt z brytyjskim konsulatem w Madrycie, oferując swoje usługi jako agent. Potraktowano go jednak podejrzliwie i odprawiono z kwitkiem. Wtedy Juan wpadł na pomysł, że zgłosi się do... Niemców. Po czym zameldował się w ambasadzie III Rzeszy. Zaproponował, że via Lizbona pojedzie do Wielkiej Brytanii i będzie tam szpiegował dla nazistów. Tym razem mu uwierzono i został wyprawiony w drogę.
Pujol udał się jednak do... Portugalii i przez następne miesiące zasypywał swoich niemieckich mocodawców listami, w których utrzymywał, że znajduje się w Anglii i montuje siatkę szpiegowską. Zmyślał niestworzone rzeczy, np. że zwerbował jako kuriera pilota linii KLM, kursującego na trasie Londyn - Lizbona, dlatego na kopertach są portugalskie znaczki. Wiedzę o kraju Szekspira czerpał z przewodników turystycznych, rozkładów jazdy kolei i map.
Wysyłał nieprawdziwe informacje, podawał fikcyjne personalia skaptowanych agentów, szeroko opisywał rzekomo widziane manewry wojskowe. Mimo że popełniał różne błędy związane z nieznajomością miejscowych realiów, Niemcy mu zaufali! I dostał od nich nowe zadania, które miał wypełniać pod kryptonimem "Arabel".
W tym czasie Brytyjczycy dowiedzieli się z nasłuchu radiowego (łamali przecież kod Enigmy), że działa u nich nowy i niezwykle skuteczny agent. Na dodatek doskonale im znany, bo Pujol wciąż ponawiał próby kontaktu z MI6. Przy kolejnej potraktowano go poważnie i zaangażowano Hiszpana jako podwójnego agenta o kryptonimie "Garbo". Opiekę nad nim przejął MI5 (kontrwywiad).
24 kwietnia 1942 roku Juan Pujol postawił wreszcie stopę na upragnionej brytyjskiej ziemi. Trafił do Londynu, gdzie oddano go pod opiekę oficera wywiadu znającego język hiszpański, Tomasa Harrisa. Z jego pomocą wolontariusz antyfaszysta mógł wreszcie rozwinąć skrzydła. Wspólnie wymyślili liczącą kilkadziesiąt agentów siatkę, która niczym pajęcza sieć miała oplątywać Wyspy Brytyjskie. Oprócz osób rzeczywistych, podsuniętych przez MI5, "pracowali" w niej ludzie całkowicie fikcyjni, np. grecki marynarz, amerykański sierżant czy podoficer RAF-u. To od nich "Garbo" pozyskiwał informacje - tak wiele i tak cennych, że Niemcy nie uznali za potrzebne lokowanie w Zjednoczonym Królestwie swoich nowych agentów.
Hiszpan "specjalizował" się w informacjach o znaczeniu strategicznym. Władający III Rzeszą, spodziewając się ataku aliantów na Europę Zachodnią, koniecznie chcieli znać miejsce, gdzie nastąpi inwazja. I zostali zasypani lawiną doniesień od "Garbo" i innych podwójnych agentów kontrolowanych przez wywiad brytyjski. Według nich, lądowanie miało nastąpić a to w północnej Norwegii (rzekomy plan "Fortitude North"), a to w rejonie północnej Francji w okolicy Pas-de-Calais ("Fortitude South").
Najważniejsza w tej dezinformacyjnej ofensywie okazała się operacja "Quicksilver", w której Pujol odegrał znaczącą rolę. Chodziło o przekonanie Niemców, że na południu Anglii stacjonuje silna grupa wojsk alianckich, którą dowodzi słynny amerykański generał George Patton. Jego oddziały miały zaatakować w rejonie Pas-de-Calais.
Niemcy tak bardzo ufali komunikatom "Garbo", że gdy doszło już do lądowania aliantów w Normandii, uznali je za operację pozorną (!) i wciąż czekali na główne uderzenie na Pas-de-Calais. To bardzo ułatwiło zadanie wojskom inwazyjnym, bo przeciwnik nie ściągnął wystarczających rezerw do kontrataku.
Co ciekawe, niemiecka Abwehra bardzo ceniła "efektywność" Hiszpana, został wynagrodzony kwotą 20 tys. dolarów i... Krzyżem Żelaznym. Od swoich rzeczywistych mocodawców otrzymał Order Imperium Brytyjskiego. Po zakończeniu wojny Juan Pujol wyemigrował do Wenezueli. Więcej szpiegostwem się nie zajmował, zmarł w Caracas w 1988 roku.
Jacek Inglot