Gaz pod Bolimowem. Przerażający atak Niemców
W końcu lipca 1915 roku front wschodni Wielkiej Wojny zastygł w okopach, podobnie jak na zachodzie. Kolejne szturmy rozbijały się o linie zasieków i ogień karabinów maszynowych. Obie strony szukały sposobu wyjścia z impasu. Niemcy sięgnęli po broń chemiczną.
Walki na froncie wschodnim I wojny światowej rozpoczęły się od wyprawy austro-węgierskiej Flotylli Wiślanej na Nowe Brzesko i zajęciem miasta 5 sierpnia 1914 roku, by potem ruszyć w stronę Kraśnika i Komarowa. Niedługo później, 17 sierpnia, ofensywą na północy odpowiedzieli Rosjanie - atakując Prusy Wschodnie. Mimo początkowych sukcesów w marszu na Królewiec, dość szybko armie Rennenkampfa i Samsonowa zostały odrzucone, a po bitwie pod Tannenbergiem całkowicie rozbite i zmuszone do odwrotu za jeziora mazurskie.
Na południu C.K. armia podeszła pod Lwów. Zapowiadał się łatwy marsz na wschód. Tymczasem wrzesień należał do Rosjan. Najpierw zatrzymali ofensywę pod Lwowem, potem ruszyli do kontrataku. Rozpoczęło się oblężenie Twierdzy Przemyśl, a wojska Conrada von Hötzendorfa wycofały się na linię Dunajca. Pod Warszawą i Dęblinem gen. Iwanow najpierw powstrzymał Niemców, a potem rozbił w pył Austro-Węgrów. Do listopada armie von Hindenburga zostały odrzucone na linię przedwojennej granicy. Wojna, podobnie jak na zachodzie, przeniosła się do okopów.
Wojna okopowa była brutalna, krwawa i bezsensowna. Kolejne pojedynki artyleryjskie przeorywały ziemię niczyją oraz okopy ukryte pośród pól i łąk. Wsie zamieniały się w sterty wypalonych belek, a miasta w gruzowiska. Zaczęto szukać sposobu na przełamanie impasu, w jakim znalazły się armie.
Gazowa ofensywa
Tuż po wybuchu wojny prace nad gazami bojowymi rozpoczął Fritz Haber, znakomity chemik, który od 1905 roku pracował nad metodą syntezy amoniaku. W 1908 roku rozpoczął współpracę z Carlem Boschem przy wdrażaniu produkcji przemysłowej amoniaku, co doprowadziło do powstania potężnej fabryki w Ludwigshafen. Od lipca 1914 roku fabryka przestawiła się na produkcję wojenną i amoniak z BASF zaczął zastępować chilijską saletrę w produkcji materiałów wybuchowych. Niedługo później Haber, na zlecenie Sztabu Generalnego, rozpoczął prace nad gazami bojowymi.
Jedna z pierwszych prób użycia amunicji gazowej miały miejsce pod Bolimowem, gdzie Niemcy użyli 18 tys. pocisków T-stoff do dział 15 cm (armie Państw Centralnych, a także Japonia, kaliber podawały w cm nie w mm). Wypełnione one były mieszanką bromków ksylilu i ksylendu, oraz materiałem kruszącym, pomagającym w rozprzestrzenianiu środka chemicznego. Użyte substancje były drażniąco-łzawiące, jednak posiadały jedną istotną wadę - nie były zbyt odporne na działanie niskiej temperatury. Ostrzał przeprowadzony 31 stycznia 1915 roku nie wyrządził Rosjanom większych szkód - mróz dochodzący do - 20 st. C zneutralizował działanie chemikaliów.
Generał Max Hoffman tak wspominał ten dzień: "Nad ranem 31 stycznia przybyłem do Bolimowa i z wieży bolimowskiego kościoła przyglądałem się natarciu gazowemu i bitwie. Sądząc z tego, co i mnie o działaniu pocisków gazowych opowiadał generał Schabel, przypuszczałem, że użycie tej ilości amunicji, która nam wydała się tak wielka, będzie miało groźniejsze skutki. Nie wiedziano wtedy jeszcze, ze wielkie zimno wpływa szkodliwie na działanie gazów. Wynikiem taktycznym było, oprócz zadania Rosjanom znacznych krwawych strat, miejscowe wyrównanie pozycji."
Kolejną próbę podjęto 15 marca 1915 roku na froncie zachodnim. Ponownie bez rezultatu. Sytuację zmienił dopiero test poligonowy wykonany na początku kwietnia w Beverlo. Okazało się, że chlor - zwykły odpad przemysłowy - jest wystarczająco trujący, a do tego cięży od powietrza, więc znakomicie nadaje się do likwidowania siły żywej ukrytej w okopach, czy zagłębieniach ziemi. Zaczęto przygotowania do próbnego ataku.
Próba generalna
W ostatnim kwartale kwietnia na linię frontu pomiędzy Bixchoote i Langermark, leżących pod Ypres, dostarczono cylindryczne butle zawierające w sumie 180 tys. kg. gazu musztardowego. Popołudniu 22 kwietnia 1915 roku pogoda była idealna do przeprowadzenia ataku. Wiał lekki wiatr ze wschodu, gwarantujący, że chmura chloru poleci w odpowiednią stronę i nie rozwieje się zbyt mocno.
O godzinie 17 na odcinku 6 km chemicy 35 pułku pionierów odkręcili zawory 4130 mniejszych, ważących 20 kg, i 1600 większych czterdziestokilogramowych butli chloru. Wiatr pchnął chmurę w kierunku okopów zajmowanych przez Francuzów i Kanadyjczyków.
Początkowo francuscy oficerowie sądzili, że jest to zasłona dymna mająca osłonić atak piechoty. Żołnierze pozostali w okopach, gotowi odeprzeć szturm. Kiedy ciemna chmura zagłębiła się w transzeje, a ludzie w okopach zaczęli się dusić, Francuzi zrozumieli swój błąd. Było jednak za późno. Według różnych danych zginęło od 800 do 1400 żołnierzy. Niektórzy historycy uważają, że nawet 5000. Rannych było od dwóch do pięciu tysięcy Francuzów i Kanadyjczyków. Haber był zadowolony z efektów.
Gaz pod Bolimowem
W tym samym czasie przygotowywano atak na wschodzie. Do 36 pułku pionierów dowodzonego przez płk. Petersena dostarczono około 12 tys. butli zawierające 264 tony płynnego gazu. Nauczeni doświadczeniem spod Ypres dołączono do nich około trzymetrowe rury wyprowadzające gaz poza stanowiska bojowe. Dodatkowo, podobnie jak na zachodzie, żołnierze zostali wyposażeni w prymitywne aparaty wykorzystywane w przemyśle chemicznym, bądź górnictwie. Teraz wystarczyło czekać na przyjazd prof. Habera i odpowiednie warunki pogodowe.
Meteorolodzy ustalili, że takie trafią się pod koniec maja. 30 maja wiatr o odpowiedniej sile zaczął wiać z zachodu. Na wieść o tym książę Leopold Bawarski wydał rozkaz, aby o 2.45 31 maja odkręcić zawory zbiorników. Podobnie jak francuscy oficerowie, tak i rosyjscy byli przekonani, że wysoka na sześć metrów chmura jest jedynie zasłoną dymną, mającą osłonić atak piechoty. Żołnierze ukryli się za ziemną osłoną. Wkrótce ciężki gaz wcisnął się w okopy, dusząc żołnierzy.
Świadkowie wspominali ten dzień: "Mdły, słodko cierpki gaz tamował oddech w gardle, wywołując u ludzi duszenie. W ustach zjawił się cierpki, metalowy smak, błony śluzowe dróg oddechowych uległy zapaleniu, wszystkie wewnętrzne organy trawienia męcząco paliły. Ci żołnierze, którzy więcej od innych wciągnęli do płuc śmiercionośnego gazu (...), wkrótce stracili przytomność i umierali. Twarze ich stawały się sine i puchły, zaś twarze innych sczerniały jakby zostały zwęglone. U innych z gardła, nosa i uszu trysnęła krew, z ust sączyła się krwawa piana. Równocześnie ciekły łzy (...), bolały oczy, pojawiały się mdłości i wymioty, a następnie bolesny kaszel i plucie krwią".
Gdy chmura przeszła przez okopy, do ataku ruszyła niemiecka piechota. Rosjanie nie byli w stanie się bronić: "Żołnierze, którzy pozostali w okopach cierpiący i chorzy, pozbawieni sił, dźwignęli karabin, ale wszystkie części metalowe w karabinach zardzewiały ".
Śmierć w cierpieniach
Stanisław Wróblewski, od którego Rosjanie wzięli podwody, wspominał: "Tego dnia wiozłem na wozie do Wiskitek rosyjskich saperów, którzy cała noc na przedpolach ustawiali zasieki. Nagle poczuliśmy coś duszącego. Zaczęliśmy szybko uciekać. Sześciu żołnierzy jadących ze mną osłaniało mnie, młodego chłopaka, czym się dało. Kiedy już dojechaliśmy do wioski, zauważyłem, że saperom z ust ciekła czerwona piana. Trafili oni od razu do szpitala, który znajdował się w tamtejszej szkole. Ja już na drugi dzień poczułem się dobrze. Później dowiedziałem się, że jadący ze mną saperzy zmarli."
Paweł Hulka - Laskowski, autor książki "Mój Żyrardów", pisał: "Pewnego pięknego majowego dnia na dziedzińcach szkół żyrardowskich poukładano setki żołnierzy potrutych gazami. Biedni ci ludzie leżeli pokotem na ziemi w swoich znoszonych i brudnych szynelach, a nieliczni lekarze z siostrami Czerwonego Krzyża chodzili śród nich i rozkładali ręce bezradnie. Nie było środków opatrunkowych, brakło wyszkolonego personelu, aby ratować potrutych. Umierali na ziemi spokojnie, cicho, bez buntu, całymi dziesiątkami."
Inni świadkowie wspominali: "To był istny koniec świata. Leżało to wszystko na ulicach. Zwały ludzi. Rozpacz brała człowieka na widok tych nieszczęśników. Ci co konali rwali na sobie mundury. Młodzi chłopcy. Za co to? Za co ta wojna?"
Paweł Rozdżestwieński w swoim opracowaniu dotyczącym bitwy przytacza wspomnienia świadków uczestniczących w pogrzebach ofiar: "Jak składaliśmy ich do grobów, to wszystko było w rozkładzie. Myśmy podostawali takie prymki do ssania i papierosy do palenia z takim kadzidłem. (...) Rów wykopali jak stąd do stodoły. Pop ruski święcił, odmawiał (...). Jedna warstwę walili głowami, drugą nogami, to takich warstw było chyba ze cztery; co nawalili, oproszkowali, skarbolowali, wywapnowali, to znów następnych kładli."
Według rożnych źródeł zginęło 1500-2100 żołnierzy. Niektóre mówią nawet o dziewięciu tysiącach poszkodowanych.
Bez skrupułów
Do kolejnego ataku gazowego w tym rejonie doszło 12 czerwca 1915 roku. Tym razem wypuszczono gaz na odcinku 4 km. Znów rosyjskie straty były ogromne. Oficer niemieckiego wywiadu, Maks Wild, opiekujący się prof. Haberem wspominał:
"(...) to była suma grozy, która urągała ludzkiej fantazji. Ludzie zmagający się w śmiertelnej walce wlekli się na czworaka i jak w obłąkaniu rwali na ciele odzież. Jeden leżał wczepiwszy palce w ziemię, drugi obok z szeroko rozwartymi źrenicami. W oczach jego tkwiło przerażenie przed niepojętem. Świszczące, zatrute oddechy mówiły o niezmiernej męce konających. (...) W dalszej drodze widzieliśmy grozę śmierci gazowej w jeszcze straszliwszej postaci. Nigdzie tchnienia życia. Martwi oficerowie, martwi żołnierze leżeli skuleni jeden obok drugiego. W twarzach ich zastygła męka cierpienia. Śmierć zaskoczyła jednych czuwających, innych we śnie".
I dalej:
"To nie było natarcie, ale współczucie i pomoc dla haniebnie potraktowanego przeciwnika, dla umęczonego człowieka. Te akty litości były jedyną rzeczą, która im w tym dniu nie pozwoliła zwątpić w ludzkość".
Oficer był wstrząśnięty widokiem powykręcanych z bólu zwłok:
"(...) zapytałem profesora, czy nie uważa, że atakowanie ludzi w ten sposób jest głęboko niehumanitarne? Na to profesor odpowiedział mi w poważnym, ale lekko pobłażliwym dla mnie tonie: - ma pan rację ze swego punktu widzenia. Ale w tej wojnie, którą toczy cały świat, skrupuły moralne nie liczą się. My nie możemy postępować inaczej, jeśli chcemy uratować naszych ludzi".
Do końca wojny Niemcy zużyli 68 tys. ton gazów, Francuzi - 36 tys. ton, a Brytyjczycy - 25 tys. ton. W wyniku ataków gazowych zginęło około 91 tys. ludzi, w tym 56 tys. Rosjan. Drudzy na liście strat byli Niemcy z 9 tysiącami ofiar. Rannych zostało ponad 1,2 mln żołnierzy, w tym około 425 tys. Rosjan i 200 tys. Niemców. Całe Imperium Brytyjskie straciło odpowiednio 8100 i 180 tys. żołnierzy. Podobnie Francuzi. W 1918 roku prof. Fritz Haber otrzymał nagrodę Nobla za opracowanie metody syntezy amoniaku.
Źródła:
S. Kaliński, "Bolimów 1915", Warszawa 2015
P. M. Rozdżestwieński, "Bitwa nad Rawką i Bzurą 1914-15", Muzeum Ziemi Sochaczewskiej i Pola Bitwy nad Bzurą w Sochaczewie
J. Wojewoda "Technika zabijania- użycie gazów bojowych na froncie nad dolną Bzura i Rawką w 1915 r.", "Odkrywca" Numer 7 (138) lipiec 2010
B.T. Wieliński, "Kto z powietrza zrobił chleb", Gazeta Wyborcza
P. Hulka-Laskowski, "Mój Żyrardów - z dziejów polskiego miasta i życia pisarza", Warszawa 1934
***Zobacz materiały o podobnej tematyce***