"Incydent Panay". Świat na skraju wojny
„Incydent Panay” jest prawdopodobnie najlepiej udokumentowaną bitwą w historii. Była również zajściem, które mogło o cztery lata przybliżyć wybuch wojny na Pacyfiku. Tylko dzięki opinii publicznej i zdrowemu rozsądkowi polityków udało uniknąć się konfliktu.
Jednostki rzeczne państw zachodnich pływały po Jangcy już od połowy XIX wieku. Przyczyną pojawienia się obcych mocarstw na wodach wewnętrznych Chin były ciągłe zatargi między zachodnimi kupcami, a lokalnymi chińskimi watażkami. Okręty wpłynęły na Jangcy po I wojnie opiumowej, kiedy w połowie lat 30. Mandżurowie z dynastii Qing, kierując się chęcią powiększenia własnych majątków, ograniczyli handel z zagranicą tworząc monopole kupieckie, znajdujące się pod kuratelą państwa. Wobec takiego dictum zaprotestowali kupcy europejscy zrzeszeni w Kompaniach Wschodnioindyjskich.
Brytyjczycy i Francuzi kupując chińską herbatę, jedwab, czy ryż zostali zmuszeni do płacenia w złocie. Deficyt w eksporcie własnych towarów spowodował, że kupcy brytyjscy zaczęli nielegalnie dostarczać do Chin opium. Kiedy dwór dowiedział się o tym procederze, cesarz Daoguanges nakazał blokadę brytyjskich faktorii i zniszczenie zarekwirowanych 20 tysięcy skrzyń z opium.
Brytyjczycy uznali to wydarzenie za pretekst do interwencji w obronie swoich interesów. Słabo uzbrojeni i wyszkoleni żołnierze cesarza nie stanowili dla "Synów Albionu" wielkiej przeszkody. Niewielki korpus ekspedycyjny w ciągu miesiąca zajął Kanton, Szanghaj i wiele innych nadmorskich miast.
Po niecałych trzech latach Chińczycy 29 sierpnia 1842 roku na pokładzie statku "Cornwallis" podpisali porozumienie, w ramach którego mieli otworzyć dla Europejczyków pięć portów, zlikwidować monopole handlowe i oddać Wielkiej Brytanii "po wsze czasy" Hongkong. Wkrótce na osłabionych wewnętrznymi konfliktami Chinach liczne ustępstwa wymusili Amerykanie, Rosjanie, a także Francuzi, którzy dodatkowo wymusili pozwolenie na prowadzenie działalności misyjnej przez Kościół katolicki.
Dalsza ekspansja
W drugiej połowie XIX wieku Chiny nadal były w głębokim kryzysie. W państwie trwało powstanie tajpingów, w dodatku lokalni watażkowie toczyli walki między sobą, napadając od czasu do czasu na konwoje zachodnich kupców. Korzystając z wewnętrznego rozbicia państwa Wielka Brytania, Francja i Stany Zjednoczone wysunęły kolejne żądania wobec Chin. Przede wszystkim oczekiwali otwarcia wszystkich rynków na zachodnie towary. Chińczycy odrzucili postawione ultimatum. Państwa zachodnie potrzebowały zatem kolejnego powodu do rozpoczęcia wojny.
Nadarzył się on 8 października 1856 roku, kiedy Chińczycy aresztowali pod zarzutem przemytu opium statek "Arrow" należący do Chińczyka, ale pływający pod brytyjską banderą. Wydarzenie to zostało rozdmuchane przez media i wkrótce opinia publiczna zaczęła się domagać wysłania ekspedycji karnej.
23 października eskadra brytyjskich i amerykańskich okrętów ostrzelała forty pod Kantonem. Pięć dni później rozpoczęła dwudniowy ostrzał samego miasta. Zginęło wielu mieszkańców, co spowodowało antyzachodnie rozruchy w całych Chinach. Wkrótce do wojsk interwencyjnych dołączyli Francuzi i do końca roku zajęto Kanton. To, oraz powstanie sipajów, chwilowo spowolniło działania wojenne.
Powrócono do nich po dwóch latach. Jednak tym razem górą byli Chińczycy. 25 czerwca 1859 roku 10 kanonierek rozpoczęło ostrzeliwanie nadbrzeżnych fortów, lecz okręty nie mogły sforsować bomów z bali i łańcuchów, a od skutecznego ognia chińskich baterii zatonęły 3 kanonierki, a kolejne 2 odniosły uszkodzenia. Na fali haseł pomszczenia porażki Royal Navy, wysłano 12-tysięczny korpus ekspedycyjny, który przy wsparciu 7-tysięcznego korpusu francuskiego zajął znaczną część państwa wraz z Pekinem.
Chińczycy ponieśli sromotną klęskę. Musieli się zgodzić na warunki postawione w nieratyfikowanym traktacie z Tianjin. W wyniku nacisków porty chińskie zostały otwarte dla handlu z Wielką Brytanią i Francją. Kupcy tych państw, oraz Rosji i USA, uzyskali przywileje podatkowe w handlu z Chinami. Dodatkowo Rosja, która nie brała udziału w wojnie, uzyskała terytoria na lewym brzegu Amuru. Ponadto Wielka Brytania uzyskała południową część półwyspu Kowloon, a Chiny, targane wewnętrznymi konfliktami, zobowiązały się do zapłacenia wysokiej kontrybucji i wpuszczenia misji chrystianizacyjnych. Ta sytuacja utrzymała się do wybuchu drugiej wojny z Japonią.
Jak wspominał w 1931 roku, ówczesny dowódca "Panay", komandor podporucznik R. A. Dyer: "Strzelanie do kanonierek i statków handlowych stało się czymś tak rutynowym, że każda jednostka przepływająca trawersem jest potencjalnym źródłem kul. Jednak Chińczycy okazują się być słabymi strzelcami i załoga okrętu, jak na razie, nie poniosła żadnych strat." Służba na Jangcy nie była bezpieczna. A miało być tylko gorzej.
Japonia wkracza do akcji
Japończycy rozpoczęli swą ekspansję w 1894 roku. Zajęli wówczas Formozę oraz część półwyspu koreańskiego. W kolejnych latach opanowali część Mandżurii, następnie w 1910 całą Koreę, a w 1931 roku pozostałą część Mandżurii. Wojska japońskie niosąc hasła wyzwolenia Azjatów spod panowania Europejczyków i zjednoczenia ich zajmowali kolejne ziemie bogate w strategiczne surowce. Chiny miały być perłą w koronie japońskiego imperium.
7 lipca 1937 roku Japończycy sprowokowali tzw. "incydent na moście Marco Polo", który stał się pretekstem do rozpoczęcia kolejnej obcej interwencji w tym kraju. Wkrótce Japończycy zajęli Szanghaj i Nankin, gdzie doszło do masakry ludności cywilnej. W tle tej okrutnej wojny toczył się normalny handel między zachodnimi faktoriami. Japończycy początkowo uznawali neutralność zachodnich jednostek. Jednak wkrótce miało się to zmienić.
Tuż przed zajęciem przez Japończyków Nankinu na Jangcy pozostawało 13 brytyjskich kanonierek rzecznych, sześć amerykańskich i trzy francuskie oraz kilkadziesiąt statków handlowych. Większość cumowała w wyniszczonym mieście, gdzie trwała krwawa jatka. Brytyjski kontradmirał Reginald Holt bezskutecznie negocjował możliwość wycofania wszystkich zachodnich jednostek. W końcu wieczorem 10 grudnia 1937 roku udało mu się uzyskać zgodę Japończyków.
Ci jednak nie do końca mieli zamiar respektować porozumień. 11 grudnia rano HMS "Ladybird" i HMS "Bee" dostały się pod ogień japońskiej artylerii. Nim okręty zdołały się wycofać "Ladybird" została trafiona sześć razy, a "Bee" raz. Japończycy tłumaczyli, że nie widzieli bander narodowych, choć na okrętach powiewały aż trzy, a kolejna była namalowana na dachu jednostki...
Atak na USS "Panay"
12 grudnia rano około 40 kilometrów w górę rzeki od Nankinu kanonierka rzeczna USS "Panay" eskortowała trzy tankowce należące do firmy Standard Oil: "Mei Ping", "Mei An" i "Mei Hsia". Na pokładzie kanonierki znajdowało się 5 oficerów, 54 marynarzy, czterech pracowników ambasady USA i dziesięciu cywili, w tym siedmiu korespondentów wojennych: operator Universal News, Norman Alley; operator Movietone News, Eric Mayell oraz korespondenci "The New York Times", Norman Soong; "Collier Weekly", Jim Marshall, Brytyjczyk Colin MacDonald z "Times of London", a także włoskich gazet "La Stampa", Sandro Sandri i "Corriere della Sera, Luigi Barzini. To z ich relacji i nagrań znamy dokładny przebieg bitwy.
Dzień wcześniej, 11 grudnia, kapitan "Panay", James Hughes, powiadomił Japończyków, że następnego dnia około południa amerykański konwój będzie przepływał tą trasą. Natomiast rano 12 grudnia na jeden z japońskich lotniskowców dotarła informacja, że 40 kilometrów od Nankinu w górę rzeki jest spodziewany chiński konwój składający się z 10 statków...
Około 10 rano konwój został zatrzymany przez japońskiego oficera, porucznika Isobe, który domagał się informacji o chińskich jednostkach na rzece. Hughes odmówił, tłumacząc, że Stany Zjednoczone nie są stroną w konflikcie, więc nie będzie żadnej ze stron udzielał informacji. Po zejściu porucznika z pokładu, kapitan rozkazał podnieść największe bandery, jakie znajdują się na pokładzie, a kolejną rozłożyć na dachu nadbudówki. Konwój ruszył powoli dalej.
Po kilku kilometrach napotkano wypalony frachtowiec pod brytyjską flagą. Była to zapowiedź zbliżających się wydarzeń. Konwój ponownie się zatrzymał. Drugi sekretarz ambasady USA, George Atcheson postanowił ponownie poinformować o przepływających jednostkach. Kiedy jego japoński odpowiednik odbierał depeszę z pokładu lotniskowca startowała grupa uderzeniowa składająca się z 3 bombowców Yokosuka B4Y niosących po dwie 250 kilogramowe bomby i 9 myśliwców Nakajima A4N uzbrojonych w bomby 60-kilogramowe.
"Uwaga, lotnik!"
Postój załogi statków wykorzystały na zjedzenie obiadu i relaks. Kiedy usłyszano pierwsze samoloty większość załogi była już po posiłku i wylegiwała się na pokładzie. Około 13:40 porucznik Anders mający służbę na mostku zauważył klucz japońskich bombowców. Po latach wspominał: "Nie mieliśmy powodu, aby sądzić, że Japończycy będą nas atakować. USA były neutralne, a japońskie samoloty przelatywały nad nami od 27 września w drodze nad chińskich cele". Mimo to na wszelki wypadek ogłosił alarm przeciwlotniczy i kazał podnieść ciśnienie pary w kotłach.
Na mostku pojawił się kapitan i pierwszy oficer, Darby Perry. Obaj zaczęli obserwować zbliżające się maszyny. Nagle "sześć samolotów ustawiło się w rzędzie do ataku nurkowego. Pierwsza trójka zaczęła szybko tracić wysokość, przechodząc do nurkowania z pełną mocą" - pisał w reportażu Norman Soong.
Atak był skierowany przeciwko jedynemu okrętowi wojennemu w konwoju. Jednak Amerykanie sądzili, że Japończycy zorientują się w popełnionym błędzie i przerwą nurkowanie. Złudzenia minęły, kiedy od pierwszego samolotu oderwały się bomby. Pierwsza uderzyła wprost w sterówkę, dezintegrując systemy dowodzenia okrętem. Widząc ogromne zniszczenia na mostku i będąc pewnym, że obsada zginęła, porucznik Artur Anders przejął dowodzenie. Tymczasem ogłuszony dowódca leżał nieprzytomny na pokładzie.
Okręt już po pierwszym ciosie znalazł się w ciężkiej sytuacji. "Karabin maszynowy numer 3 był całkowicie wyłączony. W sterówce, pokoju radio i w ambulatorium była jatka. Napęd został uszkodzony. Kiedy zniknęły bombowce, pojawiły się myśliwce. (...) Okręt został ponownie trafiony. Z jego wnętrza wydobywały się kłęby dymu i pary." - pisał w swojej relacji Colin MacDonald. Okręt zaczął nabierać wody, oprzytomniały kapitan Hughes wydał rozkaz opuszczenia pokładu. O 15:54 USS "Panay" poszła na dno.
Nawet w wodzie rozbitkowie nie mieli spokoju. MacDonald pisał dalej: "Myśliwce zaatakowały małą łódź ratunkową z karabinów maszynowych. Potem kolejną, na której byli ranni. Wszystkie ataki były prowadzone z małej wysokości, mimo że widoczne były wielkie amerykańskie flagi". Rozbitkowie, wciąż atakowani, musieli ukryć się w nadbrzeżnych bagnach.
Wraz z USS "Panay" zginęły trzy osoby: kwatermistrz Charles L. Ensminger, kapitan tankowca Standard Oil Carl H. Carlson i dziennikarz Sandro Sandri. W nocy zmarł ranny oficer wachtowy, por. mar. Edgar C Hulsebus. Rannych zostało 43 marynarzy i pięciu cywili.
Nie oszczędzono też tankowców. Zatopiono wszystkie trzy. Zginęło od 150 do ponad 200 osób, które znajdowały się na pokładzie. Byli to ewakuowani chińscy i amerykańscy pracownicy Standard Oil, wraz ze swoimi rodzinami.
Godzinę po ataku na miejsce tragedii przypłynęły HMS "Ladybird" i HMS "Bee" i amerykańska kanonierka USS "Oahu". Uratowały one rozbitków i w ciągu kolejnych 3 dni dostarczyły do szpitali.
Ruch społeczny
Zatopienie USS "Panay" i tankowców oraz ostrzelanie brytyjskich kanonierek wywołało ogromny kryzys w relacjach Japonii z Wielką Brytanią i USA. Był to szczególnie trudny okres dla ambasadora amerykańskiego w Tokio, Josepha C. Grewa, który stwierdził, że "przypomina mu to incydent Maine, który doprowadził do wojny z Hiszpanią". Zdarzenie to miało miejsce w 1898 roku. Krążownik pancerny USS "Maine" wyleciał w powietrze na redzie Hawany w niewyjaśnionych okolicznościach. Podejrzenia padły na Hiszpanów, co doprowadziło do wybuchu wojny.
Obecna sytuacja była podobna. Amerykanie i Brytyjczycy postawili swoje oddziały w regionie w stan gotowości. W stronę chińskich wybrzeży skierowały się amerykańskie pancerniki. Jednak pod wpływem światowej opinii publicznej japoński rząd wziął na siebie pełną odpowiedzialność za zatopienie "Panay". Nadal jednak utrzymywał, że atak był niezamierzony. Szef sztabu sił morskich Japonii w północnych Chinach, wiceadmirał Rokuzo Sugiyama, został zmuszony do przeprosin. Jednak nadal twierdził, że jego piloci "nie widzieli żadnych flag na Panay". Twierdził, że doszło do ataku w tym rejonie, ale na chińskie łodzie. Dodał, że to niemożliwe, aby jego piloci strzelali do rozbitków. Jednak dzięki filmom Normana Alley’a i Erica Mayella, a także zdjęciom pozostałych korespondentów prawda wyszła na jaw.
Ostatecznie japoński rząd, naciskany przez swoich obywateli, zapłacił odszkodowanie w wysokości 2,2 mln. dolarów. Również zwykli obywatele zaczęli przesyłać do ambasad USA i Wielkiej Brytanii pieniądze. Pierwszą osobą, którą wysłała darowiznę był Ichiro Murakami, były marynarz... US Navy. W kolejnych miesiącach ruszyła kampania w japońskich mediach, aby przekazywać donacje na rzecz rodzin ofiar. Dzieci ze szkół podstawowych w Nagasaki zbierały po 2 Jeny, aby wysłać swoim rówieśnikom, których rodzice ucierpieli podczas ataku. Prawie cała Japonia stanęła po stronie ofiar. Niezadowoleni byli jedynie wojskowi.
Nieudana prowokacja
Mimo twierdzeń wiceadmirała Sugiyamy, nie był to przypadkowy atak. Japończycy doskonale wiedzieli kogo atakują. Rozkaz przyszedł z samej góry, ze Sztabu Generalnego. Atak na brytyjskie i amerykańskie jednostki miał sprawdzić, na ile armia japońska może sobie pozwolić. Japończycy w ten sposób badali własną opinię publiczną, a także reakcje Amerykanów na podobne prowokacje.
Amerykanie nie chcieli konfliktu. Najlepszym dowodem na to, było niewykorzystanie przechwyconych i rozszyfrowanych depesz wiceadmirała Sugiyamy, które jasno dowodziły, że atak był zaplanowany i przeprowadzony zgodnie z rozkazem sztabu armii.
Na wojnę z niedawnym sojusznikiem również nie była gotowa japońska opinia publiczna. Trzeba było jeszcze czterech lat kampanii propagandowej, aby społeczeństwo zobaczyło w Amerykanach i Brytyjczykach wrogów. Jednak przez kilka grudniowych dni 1937 roku wojna między imperiami wisiała na włosku.
Źródła:
Harlan J. Swanson; "The Panay Incident: Prelude to Pearl Harbor"; US Naval Institute Proceedings"; 1967
Angus Konstam; "Yangtze River Gunboats 1900-49"; Osprey Publishing 2011
Kemp Tolley; "Yangtze Patrol: The U.S. Navy in China"; Naval Institute Press 2013
Luigi Barzini Jr.; "La drammatica fine della "Panay" e la stoica morte di Sandro Sandri nel racconto di Luigi Barzini jr."; Corriere della Sera; 18 grudnia 1937