Kościół a rewolucja. Papież wierzył, że wygra z Leninem
Papież Benedykt XV z zadowoleniem przyjął upadek cara Mikołaja II. Wierzył, że dzięki temu uda mu się zdobyć Rosję dla katolicyzmu. Nie wiedział, jak bardzo się mylił.
Rewolucja lutowa i obalenie caratu było przyjmowane przez katolików z ogromną radością. Uważano, że katolicyzm będzie traktowany równorzędnie z prawosławiem. Rząd Kiereńskiego przywrócił byłego biskupa wileńskiego, Barona Edwarda von der Roppa, i nadał mu biskupstwo mohylewskie. Pozwolono również wrócić Jezuitom, których w 1820 roku wyrzucił Aleksander I. Rząd zgodził się również na zwołanie lokalnego synodu biskupiego.
Nie może zatem dziwić radość, jaka zapanowała w kościelnych władzach. Biskup Jan Cieplak, sufragan mohylewski wznosił modlitwy dziękczynne i namawiał do tego wiernych. ordynariusz tyraspolski, bp Josef Kessler, wzywał do modlitw za nowy rząd i jego pomyślność. Watykan od lat marzył o "zdobyciu" Rosji. Teraz pojawiła się okazja, aby spełnić przepowiednie.
Już w XIX wieku francuski mnich prorokował: "Rewolucja otworzy przed Kościołem wrota w Rosji. Rosyjskiego kolosa ogarną konwulsje. Należy trwać w pogotowiu. Na polach wymiecionych przez wichry rewolucji wzniesiemy prawdziwy krzyż".
Wprowadzenie planowanych reform przerwała kolejna rewolucja. Ta nie miała być tak łaskawa dla religii.
Opium dla ludu
Lenin w 1900 roku pisał w "O stosunku partii robotniczej do religii":
"Religia jest jedną z odmian ucisku duchowego, który wszędzie dławi masy ludowe, przytłoczone wieczną pracą na innych, biedą i osamotnieniem. (...) Tego, kto przez całe życie pracuje i cierpi nędzę, religia uczy pokory i cierpliwości w życiu ziemskim, pocieszając nadzieją nagrody w niebie. Tych zaś, którzy żyją z cudzej pracy, religia uczy dobroczynności w życiu ziemskim, oferując im bardzo tanie usprawiedliwienie ich całej egzystencji wyzyskiwaczy i sprzedając po przystępnej cenie bilety wstępu do szczęśliwości niebieskiej. Religia to opium ludu. Religia to rodzaj duchowej gorzałki, w której niewolnicy kapitału topią swe ludzkie oblicze, swoje roszczenia do choćby trochę godnego ludzkiego życia".
Z tego też powodu, choć dopuszczał wolność wyznania, jego pierwsze kroki w kwestii religii, dotyczyły ograniczenia wpływów kościoła instytucjonalnego. A te były spore. Księża, wywierając presję na zabobonnym i niepiśmiennym ludzie, podporządkowywali sobie go w każdym aspekcie życia. Kościół trzymał m.in. pieczę nad edukacją.
Indoktrynację zaczynano od najmłodszych lat - już w szkole, którą powszechnie uważano za zbędną. Wśród chłopów panowała opinia, że "nie warto dużo dziecka uczyć, bo to niepotrzebne chłopu na wsi, bo to i tak chleba nie da". Wręcz hołubiono niewiedzę: "kto się zno na piśmie, to się piersy do piekła dociśnie".
Jeśli już dochodziło do edukacji, to jej zadanie zostało jasno określone: "Do pierwszych zadań szkoły należy prowadzić uczniów do poznania i wykonywania wszystkich obowiązków, które każdy chrześcijanin-katolik znać i wykonywać powinien" - pisał Bolesław Baranowski, członek Towarzystwa Pedagogicznego.
Bolszewicy pragnęli ten wpływ ukrócić i rozpocząć formowanie społeczeństwa na swój wzór.
Dekrety przeciw Kościołowi
Jednym z pierwszych dekretów wydanych przez bolszewików był dekret "O ziemi", na podstawie którego m.in. kościoły zostały pozbawione praw do majątku. A były to ogromne dobra. Kościół katolicki posiadał winnice, pola uprawne, lasy, gorzelnie, karczmy. Tylko w diecezji mohylewskiej władze zarekwirowały nieruchomości o wartości 12 mln. rubli. Ponadto zajęto ogromne pieniądze w banku - 8 173 548 rubli i 79 kopiejek. Co prawda rozpędzająca się inflacja zmniejszyła wartość nabywczą pieniądza, jednak nadal to były kwoty zawrotne.
Półtora miesiąca później dekret "O przekazaniu sprawy wychowania i kształcenia z duchownego resortu do Ludowego Komisariatu Oświaty" odbierał Kościołowi prawo do nauczania, co też oznaczało ucięcie dotacji z Ministerstwa Oświaty Narodowej, które stanowiły znaczny procent dochodów katolickich księży.
Kolejne dekrety unieważniły śluby kościelne, uznając jedynie cywilne, nakazały przekazanie ksiąg metrykalnych do urzędów stanu cywilnego. W styczniu 1918 roku zlikwidowano ordynariaty w armii. Mienie kościelne i cerkiewne przekazano do magazynów wojskowych. Kapelanom pozwolono zostać w koszarach pod warunkiem, że sami będą płacić za swoje utrzymanie.
W lutym 1918 roku dekret o "Oddzieleniu Cerkwi od państwa i szkoły od Cerkwi" całkowicie ograniczył wpływ kościelnych hierarchów na edukację i instytucje państwowe. Niedługo później wprowadzono w życie zasadę, że obywatele mogą korzystać z budynków do celów religijnych na podstawie umowy pomiędzy władzami a grupą przynajmniej 20 wiernych.
Lenin cały czas uważał, że nie można uderzać w wiernych, gdyż zostali oni omotani przez księży. Twierdził, że należało nadal ograniczać ich wpływy i być ostrożnym w stosunku do ludu:
"Zwłaszcza w okresie Wielkanocy musimy zalecić, by zamiast demaskować religijne kłamstwo, bezwzględnie unikać ranienia uczuć religijnych" - pisał w okólniku.
Benedykt XV uznał, że takie stanowisko, mimo wszystko daje szansę na przeciągnięcie Rosjan na stronę katolicyzmu. Utwierdzał go w tym bp Ropp, który uważał, że jeszcze nigdy Rosjanie nie byli tak blisko katolicyzmu. Podobnego zdania byli bp Jan Cieplak i jego wikariusz generalny, Konstanty Budkiewicz, którzy za nic mieli starania watykańskiej dyplomacji i wbrew zakazom nadal prowadzili szkoły i ukrywali mienie.
Watykan w kropce
Watykańscy dyplomaci cały czas prowadzili rozmowy w sprawie odzyskania kontroli nad kościelnym majątkiem w Rosji. Lenin na razie miał ważniejsze problemy, niż rozmowy z Kościołem - trwała aliancka interwencja, wojska białych prowadziły udane ofensywy. Walka z instytucją Kościoła zeszła na drugi plan.
Tymczasem dla hierarchów najważniejsze stało się to, że wierni, a nie oni mieliby podpisywać umowy z władzami. Ropp poprzez niemieckie ministerstwo spraw zagranicznych, zwrócił się do Watykanu, czy może na to pozwolić. Stolica Apostolska wyraziła zgodę, pod warunkiem jednak, że na podpisanie umowy musi wydać zgodę miejscowy proboszcz.
Benedykt XV i nuncjusz apostolski w Polsce i na Litwie, bp Achille Ratti, byli przekonani, że bolszewizm wkrótce upadnie, a wierni prawosławni przejdą na łono katolicyzmu. Popełnili oni ten sam błąd, co arystokracja - słabo wykształcone chłopstwo interesowało się polityką i rozgrywki polityczne były dla niego czymś całkowicie abstrakcyjnym.
Winni temu byli szlachcice i Kościół, bardziej zainteresowani egzekwowaniem powinności feudalnych niż edukowaniem biedoty. Dlatego obietnice bolszewików trafiały na podatny grunt. Miliony biednych, niepiśmiennych chłopów, cierpiących głód, bardzo chętnie położyłoby rękę na majątkach bogaczy.
Tymczasem hierarchowie próbowali lawirować po mieliznach rewolucyjnego prawa i utrzymać swoje wpływy. Zwłaszcza finansowe. Katoliccy biskupi walczyli głównie z rekwizycjami. Bp Cieplak słał kolejne pisma, w których protestował przeciw przekazywaniu kościelnego majątku jakimkolwiek radom.
W tym czasie prawosławny patriarcha Tichon wzywał bolszewików: "Opamiętajcie się, szaleńcy! Zaprzestańcie krwawych łaźni. To, co czynicie, jest dziełem szatana". Kościół rzymski ewidentnie nie wiedział, jak postąpić. Dowodem tego było aresztowanie bp. Roppa.
Złudne nadzieje
W kwietniu 1919 roku Czeka aresztowała bp. Roppa pod zarzutem współpracy z polskimi władzami. Prawdopodobnie chodziło o to, że biskup wcześniej był metropolitą wileńskim, a właśnie Wojsko Polskie zajęło to miasto. Mohylewscy wierni rozpoczęli protesty przeciwko aresztowaniu hierarchy. Na ulice wyszło około 10 tysięcy ludzi.
Również watykańscy dyplomaci rozpoczęli próby zmierzające do uwolnienia Roppa. Ratti przekazał bolszewikom notę dyplomatyczną, w której zaznaczał, że Ropp "jest poddanym papieża, z którym Rosja nie prowadzi wojny". Polskie obywatelstwo, jakie miał biskup zupełnie w tym nie przeszkadzało.
Czerwoni w końcu zwolnili Roppa, a ten przyjechał do Warszawy. Wkrótce rozpoczął posługę w Lublinie, a jako kościół parafialny otrzymał cerkiew odebraną prawosławnym, która od tej pory pełniła funkcję prokatedry katolickich arcybiskupów mohylewskich.
W Watykanie zwolnienie Roppa uznano za pierwszy wielki sukces w relacjach z bolszewikami. Tymczasem w Rosji szala zwycięstwa przechylała się na stronę czerwonych. Większość wojsk zachodnich aliantów miała być wkrótce ewakuowana. Biali bardziej zajmowali się walką o wewnętrzne wpływy, niż z komunistami. Chłopstwo było coraz bardziej przychylne czerwonym i samo plądrowało kościoły i dwory.
Tymczasem biskupi uważali, że wszelkie znaki na ziemi i niebie wskazują na upadek Lenina, a ekstradycja Roppa za "okazanie dobrej woli przez pana Cziczerina" i dowód słabości nowych rządów. Miały to potwierdzić zapisy traktatu brzeskiego, które m.in. gwarantowały Polakom swobodę wyznania. Znów prasa katolicka odtrąbiła wielki sukces.
Patrząc jednak na plany Benedykta XV i przepowiednię z Fatimy, mówiącą, że jeśli papież poświęci Rosję Maryi, to "Rosja nawróci się i nastanie pokój", to Watykan poniósł sromotną klęskę. Stolica Apostolska niezbyt chętnie chwali się wydarzeniami w Rosji podczas wojny domowej i rewolucji. Do dziś większość dokumentów ws. kontaktu z bolszewikami pozostało utajnionych. Zwykli śmiertelnicy nie mają do nich dostępu.
Wkrótce stało się to, czego można było się spodziewać. Bolszewicy nie dotrzymali słowa, a Lenin i Stalin niemal całkowicie wyrugowali chrześcijaństwo z życia obywateli. Zastąpili je inną religią, gdzie sami stali się obiektem kultu.