Kto ukradnie kurę, będzie wisiał!
W styczniu 1788 r. do australijskich wybrzeży przybija flota składająca się z 11 brytyjskich okrętów. Na ich pokładach znajduje się ponad tysiąc ludzi, którzy mają założyć tu pierwszą europejską kolonię. Będzie to jednak niezwykła kolonia - stworzą ją więźniowie i wyrzutki społeczne, których angielski rząd wysyła dla pewności na drugi koniec świata.
Wyprawa na koniec świata
a także żeliwne piecyki, szyby okienne do przyszłego domu gubernatora, drewno, drób i bydło hodowlane oraz oczywiście alkohol.
Powszechnie panuje pogląd, że kolonia w Australii miała pełnić rolę swego rodzaju więzienia o nieograniczonej liczbie miejsc, dokąd Brytyjczycy zamierzali wysyłać skazanych z przepełnionych brytyjskich więzień. W rzeczywistości jednak brytyjski rząd szukał taniej siły roboczej, potrzebnej do wybudowania nowej kolonii. Po co kupować niewolników, skoro jako potencjalni robotnicy mogą równie dobrze posłużyć więźniowie?
Tutaj nie da się żyć!
- To najpiękniejszy port na świecie - rozpływa się w zachwytach Phillip. 26 stycznia nazywa go na cześć brytyjskiego ministra spraw wewnętrznych Zatoką Sydney i zakłada tam kolonię, do której następnie przenoszą się wszyscy więźniowie. 7 lutego, kiedy jeńcy, marynarze i żołnierze są już na miejscu, gubernator Phillip wygłasza przemówienie, w którym ogłasza, że kradzież drobiu lub bydła w nowej kolonii będzie karana śmiercią.
Ludzie głodują i w październiku 1788 r. Phillip musi wysłać okręt po nowe zapasy. Chodzi jednak nie tylko o więźniów, którzy przysparzają zmarszczek na czole gubernatora Phillipa. Nawet niektórzy marynarze i żołnierze nie są bowiem wcale bez winy. Do szaleństwa doprowadza jednak Phillipa swoją arogancją oraz nieustającą falą krytyki i obelg pod jego adresem major Robert Ross (ok. 1740-1794).
Bunt tubylców
Wprawdzie Phillip stara się nawiązać przyjazne stosunki z miejscowymi i pod groźbą powieszenia zakazuje ich zabijać, ale gdy tylko obecność kolonistów zaczyna zagrażać ich życiu, Australijczycy sami rozpoczynają walkę. Prowadzimy z nimi wojnę, traktują nas jak nieprzyjaciela - jak intruza - pisze jeden z osadników i dodaje, że Australijczycy bronią tylko swojej należnej im własności, która została im siłą odebrana. Jednak wobec przewagi Brytyjczyków absolutnie nie mają szans.
Mija jeszcze kilka lat, nim nowa kolonia brytyjska staje o własnych siłach. Kiedy Arthur Phillip pod koniec 1792 r. wraca do Wielkiej Brytanii, w Nowej Południowej Walii dynamicznie działa już handel i przemysł wielorybniczy, a więźniowie, których kary się skończyły, zaczynają prowadzić farmy.
Michał Kamiński