Mątwy 1666: Zmysły Polaków pomieszał sam szatan
Rok 1666 był zły dla Rzeczpospolitej - wydawało się, że sam szatan pomieszał ludziom zmysły. Trzynastego lipca pod Mątwami nasi rodacy starli się w bratobójczej bitwie. Okrutnej rzezi nie zdołał zapobiec nawet Jan Sobieski.
W drugiej połowie XVII wieku wyczerpana potopem szwedzkim Rzeczpospolita znajdowała się na skraju zapaści. Kraj stracił 30% ludności, dogorywało rolnictwo, zdarzały się lata głodu. Sytuację dodatkowo pogorszyła niewydolność polityczna spowodowana liberum veto, wolną elekcją, słabą pozycją monarchy oraz coraz większą samowolą i nielojalnością magnaterii.
Bohater, czy zdrajca?
Program naprawy państwa forsowany przez Jana Kazimierza zakładał przeprowadzenie elekcji nowego władcy jeszcze za życia aktualnego. Chodziło o wzmocnienie pozycji monarchy i uniknięcie okresów bezkrólewia. Plan reform nie wszystkim się jednak podobał. Na zmiany nie chciał zgodzić się hetman Jerzy Sebastian Lubomirski. Szybko znalazł stronników - w armii i wśród braci szlacheckiej ich nie brakowało. Hetman cieszył się sławą wielkiego wodza: to on wyparł Szwedów z Polski, uporał się też z sojuszem rosyjsko-kozackim, rozgramiając wroga pod Cudnowem w 1660 roku.
Cztery lata później Lubomirski został oskarżony o zdradę, buntowanie wojska oraz spisek przeciwko Janowi Kazimierzowi. Sąd sejmowy skazał go na śmierć, infamię, utratę majątku i tytułów. Buławę hetmana polnego otrzymał jego dawny przyjaciel, który zawdzięczał mu życie - Jan Sobieski. Lubomirski wyswobodził go, rannego, z niewoli tatarskiej podczas bitwy z Kozakami pod Beresteczkiem. Były towarzysz broni, mimo tak wielkiej przysługi, stanął po stronie króla.
Magnat nie zamierzał jednak złożyć głowy pod katowski topór. Uciekł za granicę, na Śląsk. Jego skarg chętnie wysłuchali wrogowie Rzeczpospolitej: cesarz niemiecki Leopold I Habsburg, elektor brandenburski Fryderyk Wilhelm oraz władca Szwecji - Karol XI. W 1665 roku rebeliant wydał manifest, w którym przedstawił się jako obrońca wolności szlacheckiej przed autorytarnymi zapędami monarchy, a następnie wezwał szlachtę do rokoszu. Zawiązała się konfederacja przeciw
Janowi Kazimierzowi, a Lubomirski ruszył ze swoim prywatnym wojskiem do boju z królem. Tak rozpoczęła się bratobójcza wojna.
W lipcu 1666 roku siły obu stron spotkały się w rejonie miejscowości Mątwy (dziś dzielnica Inowrocławia) nad Notecią. Wydawało się, że Jan Kazimierz łatwo rozgromi przeciwnika: dysponował regularnymi oddziałami, wzmocnionymi posiłkami z Francji, a także Tatarami i Litwinami. Miał pod komendą również piechotę oraz artylerię. - Królewscy górowali uzbrojeniem, organizacją i wyszkoleniem.
Pewny swych żołnierzy władca postanowił naruszyć obowiązujący rozejm i, podobno za namową Sobieskiego, o świcie rozkazał przeprawić się przez rzekę, by uchwycić przyczółek na drugim brzegu - opowiada Wojciech Kalwat z Muzeum Historii Polski. To posunięcie okazało się fatalnym w skutkach błędem. Bród na Noteci był głęboki (miejscami konie musiały płynąć), a przy tym wąski - w jednym rzędzie mieściło się zaledwie kilku jeźdźców, co znacznie wydłużało czas przeprawy.
Pierwsze chorągwie Litwinów, które stanęły na drugim brzegu, zwycięsko starły się z lekką jazdą rokoszan i odrzuciły ją od brodu. Jan Kazimierz uznał, że na tym zdobywanie przyczółku się zakończyło, a główne siły buntowników znajdują się jeszcze daleko. Boleśnie się przeliczył. Jego wojska poruszały się niemrawo, na dodatek źle formowały szyki. Kawaleria pod wodzą Sobieskiego po pokonaniu Noteci stanęła przed oddziałami dragonów, tym samym odcinając je od możliwości skutecznego prowadzenia ognia.
Tym czasem Lubomirski za pobliskimi wzgórzami zgromadził całe swe siły. Wiedząc, że przeciwnik niczego się nie spodziewa, wyczekiwał jedynie dobrego momentu do ataku. Ten wkrótce nadszedł. Do uderzenia doszło w chwili, gdy armia monarchy ciągle jeszcze pokonywała Noteć. Nagle ziemia zadrżała. Jazda konfederatów runęła z pobliskiego wzgórza na oddziały Jana Kazimierza. Sobieski pisał później: "Jedni nasi (...) z wody wyjeżdżali, a drudzy w szyku się ustawiać poczęli skoro tedy hurmem nastąpili i wojsko związkowe i pospolite ruszenie, zaraz zmatwali i zmieszali naszych, lubo dragonia ognia dobrze dawała. Ale wytrzymać niepodobna".
Szarża jazdy Lubomirskiego była kompletnym zaskoczeniem dla żołnierzy władcy. W ich szeregach zapanował chaos. Dragoni zastawieni chorągwiami Sobieskiego nie mogli rozpocząć ostrzału - wkrótce stratowała ich wycofująca się konnica.
Bratobójcza rzeź
Sobieski starał się odwrócić los starcia. Ruszył do walki z resztkami oddziałów. - Na czele dwóch chorągwi próbował powstrzymać atakujących, ale szybko został rozbity. Królewscy uciekali w panice przez rzekę. Kto nie uciekł, padał pod konfederacką szablą. Sam Sobieski podczas ucieczki został zepchnięty do rzeki. Udało mu się wydostać na drugi brzeg, ale debiut w roli hetmana przyszłego zwycięzcy Turków pod Wiedniem wypadł tragicznie. Uciekając, zgubił misiurkę, łuk, elementy rzędu końskiego, a nawet własną szablę - wyjaśnia Kalwat.
Bezładny odwrót sił Jana Kazimierza zmienił się w bezsensowną rzeź pozostawionych na placu boju dragonów. Ci nie mogli szybko się wycofać. Rozpoczęła się regularna jatka. Tych, którzy nie zginęli w bitwie, czekała straszna śmierć. Z relacji Sobieskiego wynika, iż pojmani żołnierze byli w bestialski sposób mordowani.
"Z tej okazji najwięcej zginęło ludzi, że skoro na błota uszli, wywoływali ich, dając im quartier i parol [gwarantując słowem darowanie życia - przyp. red.], a potem, zawiódłszy za górę, nie ścinali, ale rąbali na sztuki. Nie tylko Tatarowie, Kozacy nigdy takiego nie czynili tyraństwa, ale we wszystkich historiach o takim od najgrubszych narodów nikt nie czytał okrucieństwie. Jednego nie najdują ciała, żeby czterdziestu nie miał mieć w sobie razów, bo i po śmierci nad ciałami się pastwili" - relacjonował Sobieski ukochanej Marysieńce.
Klęska Rzeczpospolitej
Według historyka prof. Zbigniewa Wójcika pod Mątwami poległo lub zostało wymordowanych przez rozwścieczonych buntowników ponad 2500 żołnierzy królewskich, w tym ogromna większość dragonów. "Była to prawdziwa rzeź, a jednocześnie najkrwawsza bitwa na ziemiach polskich w XVII wieku" - pisał uczony.
Z pewnością było to też najbardziej wstydliwe starcie naszego oręża nie tylko w XVII stuleciu, ale prawdopodobnie w całej historii. Pod Mątwami formalnie zwyciężył Jerzy Sebastian Lubomirski, jednak w rzeczywistości przegrali wszyscy - z Rzeczpospolitą na czele. Życie stracili m.in. zasłużeni żołnierze Stefana Czarnieckiego (on sam zmarł półtora roku wcześniej).
Po tej klęsce Jan Kazimierz zawarł ugodę w Łęgonicach, w której zobowiązał się zatrzymać reformy. W 1668 roku zrzekł się korony i niedługo potem wyjechał do Francji, tym samym kończąc panowanie dynastii Wazów nad Wisłą. W między czasie Lubomirski został zrehabilitowany, lecz nie odzyskał urzędów. Nie wrócił też z wygnania. W 1667 roku zmarł na obczyźnie - w leżącym wtedy poza granicami państwa Wrocławiu.
Po abdykacji Jana Kazimierza władzę na drodze elekcji przejął nieudolny i chorowity Michał Korybut Wiśniowiecki. Wkrótce w trakcie najazdu tureckiego Polska utraciła twierdzę Kamieniec Podolski, a w wyniku pokoju zawartego w Buczaczu w 1672 roku musiała dodatkowo opłacać się Imperium Osmańskiemu corocznymi daninami. Rzeczpospolita szlachecka uczyniła kolejny krok na drodze do upadku...
Marcin Moneta